Goryl, który w cyrkowej urodził się klatce,
syn po cyrkowcu ojcu i cyrkówce matce,
w ZOO w swym małym boksie siadł mrucząc ze złości.
No to się doczekałem szczęśliwej starości.
Gdym jako mała małpka skakał po arenie,
wywoływałem zachwyt, podziw i zdumienie.
Już wtedy zrozumiałem, że tu każdy czeka,
ażebym jak najlepiej udawał człowieka
Na widowni krzyczeli i starzy i młodzi,
- popatrzcie jak ta małpa na dwóch nogach chodzi.
Dzieci, by lepiej widzieć naciągały szyje i darły się
- patrz mamo, tak jak tato pije.
A kiedyś pewna pani ( i to nie jest blagą)
przyglądająca mi się z niezmierną uwagą,
kiedym wyszczerzał zęby robiąc głupie miny
rzekła. Podobny z gęby do cioci Haliny.
I tak marząc o cudzie mijało mi życie,
gdym pokazywał ludziom ich gorsze odbicie.
Dla nich to szczęścia chwila i olbrzymia frajda
widzieć w sobie Dżekila, we mnie Mister Hajda.
Któregoś dnia krzyknąłem z areny do tłumu.
Ludzie, kochani ludzie. Nabrałem rozumu.
Teraz niech myśli kto chce i niech myśli co chce,
małpą jestem i nic co małpie mi nieobce.
I w tydzień żem tu trafił, bo się okazuje,
że w cyrku nie chcą małpy, która nie małpuje.
Tu zwrócę się do ludzi – Panowie i Panie.
Kiedy wam w końcu znudzi się to małpowanie.
Teraz gdy z klatki patrzę to mi się wydaje,
że człowiekiem się bywa, małpą się zostaje.