Przemknął mi twój uśmiech między palcami punktualnie jak łza
powstał rozhulał się uniósł
i jak meteor
zgasł.
Piękny jest kraj nasz, piękne są rzeki
lśniące niczym samochód w reklamie.
Lecz ty wybrałaś kraj stąd daleki,
polska studentko w Amsterdamie.
Cóż Ci ta Polska zrobiła? Czym zawiniła,
by siedzieć spokojnie w holenderskiej bramie?
Czy w jakimś aspekcie Tobą wzgardziła?
Polska studentko w Amsterdamie.
U nas szkół świetnych znajdziesz bez liku,
by dyplom ich trzymać w pozłacanej ramie.
Lecz ty go wolisz mieć w innym języku,
polska studentko w Amsterdamie.
Może nie studia a życie przywiodło,
w wolności błogiej się pławić balsamie.
Byle Cię tylko to życie nie zwiodło,
polska studentko w Amsterdamie.
A kiedy już skończysz nauki krzywizny
i będziesz swej wielkiej przewodzić rozprawie,
wróć proszę do nas, do pięknej ojczyzny,
polska studentko w polskiej Warszawie.
Me serce płonie wściekle
ma dusze ogarnia szał
będę o Ciebie walczyl zaciekle
az nie pójdziemy w końcu na bal.
Taki los jest mi pisany
takie wyzwanie bogowie mi dali
nie poddam sie bo jestem zakochany
przy Tobie, z miłosci serce mi wali.
Niczym dzwon na szczycie katedry
bijący radośnie na cześć nowożeńcom
jakby fenix w mym sercu był zaklęty
rozpala mnie, gdy tylko Me mysli
w Twoja strone sie kieruja.
W pięknie smutku widzę sens
swoją wiarę, piękną... też
moją wiecznie smutną minę
i marzenia... o dziewczynie
i tam zostań, proszę Cie
w mojej głowie hamuj śmierć
nie wychylaj się, już nigdy
pozwól zostać mi, niewinnym
ale kiedy wrzeszczał z bólu będę
i o śmierć błagał... ostatecznie
tylko pocałuj w policzek,
i pozwól jej zabrać me życie...
Kocham Rysy nad stawami
i rysy pod nimi...
Twoje oczy- stawy błękitne
i zmarszczki- rysy me ukochane.
Można wędrować po nich
opuszkami palców,
smakować czule końcem języka...
Poznawać je na oślep,
patrzeć na nie z bliska,
podziwiać z Daleka;)
i niech zostaną ze mną
na zawsze...
Daj mi spokój
nie musi być święty
niech zapadnie cisza
głucha lecz nie martwa
i spotkajmy się przypadkiem
nie całkiem ślepym
w nie czarnej godzinie
podniosę na ciebie maślane oczy
a ty poczujesz splątany język
albo w ogóle zapomnisz go w gębie
i uczcimy to spotkanie minutą ciszy.
Pod powiekami zamkniętych szeroko oczu
mam swój świat niedostępny dla ciebie,
prowadzę tam moje życie nocne
i we własnym poruszam się niebie.
Wiesz, że jestem nieco dziwna
- odkryłam to niedawno...
Wbrew rozsądkowi naiwna,
gotowa wejść w każde bagno.
Odkładam sprawy na jutro
miast zająć się nimi teraz,
a jutro- wiadomo- futro...
z pragnienia ciebie umieram...
Może mówię bez składu,
słowa składam bez ładu,
ale kaprys mam dzisiaj taki:
ze snów odczytywać znaki
i nie twierdzę, że
to udaje mi się,
chociaż nie jest tak źle...
ble ble ble- ble ble ble ;)
Ej patrz!
Ktoś mi znowu
czaszkę rozwalił...
hehe
jakie to fajne
Nawet płakać
mi się nie chce...
Nie...
Dziś nie zdarzy się nic
Wiem nie zdarzy się nic
Wola istnienia tak pędzi
Nagina do bólu
Jak prąd w rzece rwącej
Namawia by płynąć
Jak liść z drzewa wiecznego
Na fali potoku swojego
I więcej ich płynie
Tak równo bezsilnie
W tym prądzie odwiecznym
Spętani jak skazańcy
Choć o tym nie wiedzą
Nie chcą nie walczą
I ja zamknięty z nimi
Krzyczę milczeniem złotym
A posłuch mój ginie
I choćbym wykrzyczał
Sto słów głębokich
Wulgarnych lub pięknych
I tak mnie zagłuszy
Me słowa niemocy
Opowiem sam sobie
I maskę żelazną
Jak co dzień założę
Na twarz od ran obolałą
Dziś nie zdarzy się nic
Wiem nie zdarzy się nic.
O świcie niebo zawsze całuje horyzont
różowymi ustami o ciepłych wargach
wstęgą jest połamaną na płatki wspomnień
źrenicą na tęsknoty istnienia otwartą
magią podartą na strzępy niebytu
chmur desenie jak czaple brodzą
po tysiącach odcieni różu i błękitu
a ty
zawsze patrzysz na to zdumiony
jakby po raz pierwszy w życiu
i zawsze zakochany nie wierzysz oczom
bo przecież to tylko niebo czyste
którego nie możesz pojąć ani posiąść
a ja
tak bym chciała niebo opłynąć
uchwycić je rozpostartą dłonią
otulić oddechem ust drżenia
i zabrać odrobinę ze sobą.