Groźna Fala 92


Adres niezmienny od lat
Wpadamy na pogawędkę

Pierwsza seta na rozgrzewkę
Mocnej kawy duża dawka
I utrwalacz jak przystawka

Towarzystwo jest szemrane
Lokal mroczny żadnych panien
Ponuraków pełno wszędzie
Wyjść bezpiecznie trudno będzie

Najzwyklejsza to mordownia
Dla tych co przywykli
Mętne mieć spojrzenia

Rządzi młode pokolenie
Inne gesty i maniery
Nieco starszych już nie ceni

Gęsty klimat nas wymiata
To już nie jest nasza knajpa
Czas na zmianę przyzwyczajeń



* t. "Moje Zacisze"
.

Wszyscy śnięci


Młodość mamy już za sobą
Większość ma zobowiązania
Nocny powrót w domowe pielesze
Budzi gniew i niezadowolenie

Karpik robi unik po raz wtóry
I już pewnie nie powróci
Żona ma stosunek ambiwalentny
Mówi o nas "wszyscy śnięci"

Kaktus poczuł się wyobcowany
Wypił swoje i ma dosyć
Ma też problem z finansami
Ex puściła go z torbami

Niezbyt liczna grupa śniętych
W trudzie życia już okrzepła
Nasza nieobecność w domu
Nie stanowi żadnego problemu


* t. "Moje Zacisze"
.

Krótki list


"Zanim zechcę, abyś wrócił..."


Zbyt nagły powrót
Jak deszcz ulewny
Spłynie do morza
Bezużytecznie
Ja chcę nasiąkać
Jak wyschła ziemia
Każdym miłosnym
Odruchem serca



* t. "Moje Zacisze"
(otrzymany list przetworzony na wiersz)
.

Pumpkin Spice Latte

Czuję wzrok na moich rękach, mierzą każdy
mój ruch, tuląc mnie nieproszoną opinią
Podejrzenia, że chowam w kieszeni skarby
Więc dzielę się prawdą, lecz mają wciąż inną

Patrzę ukradkiem na szczęśliwą rodzinę
Czasem zazdroszczę innym, że mają ojca
Marnuję nad smutkiem kolejną godzinę
Podziwiam widok zachodzącego słońca

"Otwórz ramiona" - to mnie szczują widłami
Pod presją jak diament się w formę wyrabiam
Motyl już dawno zatrzepotał skrzydłami
To, z czym dziś się mierze, to echa huragan

  

Dopijam pumpkin spice latte
Wstaję i muszę iść dalej

Pamięć i Nadzieja


Zadumanie, zamyślenie
Wspomnień długa rzeka
Niepewności, wątpliwości
Zatopione w blasku ognia

Ufność, zawierzenie
W niezgłębione miłosierdzie
Dzięki Twej miłości, Boże
Wciąż mamy nadzieję

.

Bliskość


Łzy wzruszenia

wspomnienia

ciągle żywe

niezapomniane

 

w wygasłej miłości

poczucie bliskości

trwa niezmiennie

w każdym geście

 

jak zawsze wdzięcznie

ciepło serdecznie

spójrz raz jeszcze

zatrzymaj

 

zatrzymaj mnie

wzruszenia łzą

bliskości gestem

 

zatrzymaj

raz jeszcze

*

 

Krzyś

Echo rozbiegane plotkuje po pokojach
Każdy wie - w domu nie będzie zgody
Żona chciała dać Krzysiowi wody i chleba
Lecz on tylko woła: "Wody! Wody!" 
Skacowany skurwiel

Oczy koloru morza, kąpią się łzy mojej matki
Nieświadoma - bez wiedzy, wsparcia i nadziei
Piekło czekało w wiecznym życiu na kredyt
Uciśnięta pętla alkoholu, szantażu i agresji

Mój brat, co bezskutecznie chciał uciec
przed losem, co nie oszczędził mu ciężkiego życia
Tak bardzo wierzy, że nie potrzebuje psychoterapii
Zawsze trzeźwy, a gdy patrzy w lustro - widzi Krzysia

Czarna owca, co jej policzyć nie można
One mają to w sobie, że w swoją stronę pójdą
Mam Krzysia urodę, dlatego nie lubię swoich zdjęć
Mogę tylko pisać wiersze o Tobie, i odetchnąć z ulgą

 

Co z Ciebie był za ojciec? Bo na pewno żaden tata

Jesienne Liście

Czuję się jak po drugiej stronie stołu
Gdy rzucam tymi kłamstwami w twarz
Jesienne liście, umysł płonie znowu
Chowa się pod moimi warstwami fałsz

Uciekałem przed problemami
Co kryją się w mojej głowie
Chowałem się za monetami
Co żyją wciąż po złej stronie
Pościg z nieoczekiwanym zwrotem wydarzeń
Teraz one uciekają przede mną


Czuję się jak na drugiej stronie medalu
Nie pamiętam imienia żadnej z nich
Jesienne liście, mam dłonie z metalu
Chciałbym być tym, kim pragnę być

Gonię za uśmiechem nawróconych dusz
Zwalczając w kartce oddech przeszłości
Tonę z echem niespełnionych snów
Maczając palce w słodkiej wieczności
Demony w głowie terapeutycznym złotem przeważę
Przekonany, że prędko nie klękną


Czuję się jak po długiej drodze
A stoję w miejscu, łamiąc ich serca
Taka gorzka prawda, której słodzę
Jesienne liście trawią me przejścia

Jesienna zmienność


Dramatyzujesz
Budzisz demony
W kamyku widzisz
Niemalże głaz
I zmieniasz nastrój
Na zawołanie
Spoglądasz czule
Rozjaśniasz twarz



* t. "Moje Zacisze"
.

o mej całości

Piszę to w kawałkach - wiersz o mej całości
Więziony przeszłością, ogłupiony wolnością
W której zaczeły przerażać wszelkie błahostki
Mój najsłabszy rym to twe imię z miłością

Pomimo tych wszystkich kolorów; najcześciej
czarna owca to ta barwna postać
Po burzy wyjdzie tęcza, jak wcześniej
Chwila słońca, powtórz pętlę, i tak bez końca

Topiłem się paranoicznie w morzu słusznej radości
biegłem do niej w szale, i w pędzie - na próżno
Porażki i szczyty, to fragmenty większej całości
którą zrozumiemy, gdy będzie za późno

Toczę wieczny konflikt, między kim byłem, a kim się stałem
Byłem rzeką, co potoczyła swe wody do morza
Wyrzucone wydarzenia wraz ze starym kalendarzem
Skuty łańcuchami ego, dwubiegunowy jak zorza

Przekroczyłem tę granicę cierpienia
za którą wita tylko pogodny uśmiech
Bezpowrotnie, bez ratunku się zapomina
po co, i o co się walczy

Czasem miewam wizję (Cykl)

... choć żaden ze mnie Kojima
me myśli okrywa mogiła, o której nie dowie się rodzina
A w niej smutek i rozpacz, bo własnymi oczyma
Zobaczyłem, że ratowanie mnie od siebie
to misja niemożliwa

Minęła kolejna godzina, a wraz z nią przyszła
góra wspomnień wątpliwa co od rzeczywistości
mnie odcina, gdzieś tam miłość mnie nosiła
Uniesiony jak na skrzydłach, lecz wyczytana z rąk wina
cygańskie wróżenia, niepotrzebne klątwy
gdy w sercu wciąż siła, co Twoje imie nosiła

Teraz wizja samotności i niechęć do innych osób
Nie istnieje żaden sposób, bym znowu
dotknął Twoich włosów i spojrzał
w oczy bezczelne - takie zrządzenie losu
A ja siedzę i krzyczę: dość już!
Nie mam w domu wspólnych ozdób
a wszystko mi Ciebie przypomina!
Jak Jej było?! Jak Jej było?!
... w paru chwilach
Wszystko we mnie ożywa
Cykl

Koniec

Gra skończona, nieszczęśliwa, czas upływa, mnie zabija.
Ledwo dysze, niefortunna, krew ubywa, noc pochmurna.
Łapie oddech, nie oddycha, zegar tyka, mnie ogłusza.
Ciężko chodzę, przygnębiona, serce krwawi, zagubiona.
Daje rade, zasmucona, czy zostanę,..ocalona?

Kolejna noc

Płacze po nocach, świt już nastaje

Może na druga stronę mnie wydaje

Dość już mam złudzeń, ciągłego myślenia

Może to już koniec mojego cierpienia.

Zawiłości


Nie wierz mi

Nie daj się zwieść
Pięknym słowom
I nie wierz nigdy
Nawet za grosz
Potrafię być
Różanym kolcem
W zranionym sercu
Zostawiam ból

*    *    *

Miłość nalega by wierzyć
Kłamstwom twym bezczelnym
I nawet gdy mam już dosyć
Nie mam siły tego zmienić

*    *    *

Nie rzucaj słów na wiatr
I nie mów że kochasz mnie
Twe serce jest pewnie jak głaz
Nie może kochać nawet gdy chce

*    *    *

Sercem jesteś blisko
Jedynie mojego portfela
Mam już dosyć
Twoich wzruszeń
I kaprysów
I wymuszeń
Zabierz co twoje
Pomogę ci wyjść



*t. "Moje Zacisze"
.

Z sercem na dłoni

Nie mam auta, a dwa razy się już przejechałem
na kimś
Teraz mam masę wspomnień i parę ogromnych traum
gratis
Żyłem na konkretach, może dlatego teraz jestem
jakiś
Nieważne ile zdobędziesz, wygrasz, zobaczysz
Zawsze tracisz

Po co żyć z sercem na dłoni wytłumacz mi
kamienna obojętność zapukała do drzwi
Pompuje krew a myślami przytulam znicz
Żadna łza nie odda jak przykro to brzmi

Miłość już martwa, chmury na mym niebie
zwiędły tamte kwiaty
Ile żeś warta? Liczyłem na Ciebie
i teraz liczę straty

Po co żyć z sercem na dłoni wytłumacz mi
kamienna obojętność zapukała do drzwi
Pompuje krew a myślami przytulam znicz
Żadna łza nie odda jak przykro to brzmi

Słodka

Słodka,
przyjdź ponownie
skosztuję Ciebie kochana
jak słodkie winogrona,
I rzucę się w Twoje kochane ramiona !
I słyszę deszcz kroków
niesłychanie twych przejrzystych,
I słyszę ponownie ..
To Ty,
Schodami do serca mojego trafiłaś,
Gniazdko Miłości ze mną wymościłaś
Słodka,
Nie odchodź kochana...
A jeśli już musisz wróć z samego rana,
Na śpiewy ptaków - odgłosy romantyczne,
Na nasze szepty do ucha tak bardzo liryczne !
Słodka,
Chcę Cię smakować całe życie,
I marzę o tym skrycie,
I zanim jutrznia znowu nastanie
Chcę koło Ciebie siedzieć
Jeść każde rankiem z Tobą śniadanie,
I patrzeć głęboko Tobie w oczy,
Niech nasza Miłość każdym dniem, i nocą zawsze pozytywnie nas zaskoczy !
Deszcz naszej Miłości pada w serca nasze mocno i rzęsiście,
Maluje tęczę na naszym Niebie,
Teraz już wiem, że mocno potrzebuje Ciebie,
Tak jak liść gałęzi drzewa,
Jak trawa rosy porannej,
Jak kwiaty wody, i deszczu !;
Spływają słodkie winogrona
uczuć naszych kochanych,
Do głębiny naszych dni z sobą na zawsze
tak bardzo chcianych, tak bardzo oczekiwanych !
Ambrozja naszego Uczucia
Rozpala zmysły nasze
Pocałunek za Pocałunkiem,
I te nasze podniecające do siebie
wdzięczne spojrzenia,
w sercach bicia spełniają się nasze marzenia,
Słodka,
bądź już na zawsze
szczęśliwy jestem z Tobą,
kosztować chcę cię całe życie,
Bo marzę o tym skrycie !

Atak Paniki


Serce me bije szybko i głośno
Czuje jak świat wiruje
Nie lubię jak na ulicy jest tłoczno
Czy ja tu jeszcze pasuje?
Powoli słabnę jak długo jeszcze?
Ręce posłuszne nie są                                     I  co noc przechodzą mnie dreszcze
Lęki są przy mnie i nie śpią
Czuje, ze nadchodzi zaraz się uduszę
<span;>Tabletka mi w tym pomoże
Po pastylce szybko usnę
I  już będzie dobrze


Serce Z Kamienia

Serce z kamienia
Tyś w przeszłości, odległa jak Pangea
Bez miłości, spadło z drzewa
Gdzie zamiast gałęzi wisi moje życie
Puste moje ręce cierniowe
przez które przecieka zraniony czas
trzymałem Cię za rękę
i za słowo


...chciałem być ponad
lecz chmury są z betonu
W myślach moja głowa
Sam w ciszy płaczę w domu
Byliśmy wędrowcami, lecz
w te wakacje nigdzie się nie wybieram
Macham na pożegnanie
z okna, roniąc łzy


Teraz rozkruszam delikatne jak
zwój papirusu serce, co truje się wolnością
W gwiazadach źle odczytałem znak
Błędnie rymowałem Twoje imię z miłością

Moc w słabości


Stanę się delikatniejszy od płatka róży
Ułożony jak panienka z dobrego domu

W gniewie pięści już nie zacisnę
I nie wybuchnę z byle powodu

Na ziemi stanę mocno jak dąb
I nie powali mnie żadna wichura

Zadziwię wszystkich bardziej niż grą
Według bliskiego mi scenariusza

I nie pominę - tak mi dopomóż Bóg
Wiara niezwykłą mocą na życia trud


* t. "Moje Zacisze"
.

pamiętam swój pierwszy wiersz

Gdy napiszę swój pierwszy wiersz
włożę go do szuflady, na klucz zamknę i poczuję wstyd
A może ulgę? I dumę, bo wiesz
Wyeksponowałem swoją duszę na zewnątrz - i pstryk!
nie zdążę go skończyć, a już kolejny za rogiem
W każdym chowam tę cząstkę, która obojętna jest światu
A wszystkie coś łączy, jak modlitwę z Bogiem
jak matkę z dzieckiem, sam nie wiem co tworzę

Czy to mój pierwszy wiersz, czy setny list?
i do kogo, i dlaczego nie jest wysłany pocztą?
Zamiast tego nudzę, kolejny mętny wpis
na stronie, gdzie anonimowość przesłania dorosłość
od której uciekam jak z wiezięnia, bez wspólnika
Narzekam na to, mimo, że mnie wydał
i mam nadzieję że ten żal też Ciebie dotyka
Czasem popłakać, tylko płakać - to mi się przyda

Gdy pisałem swój pierwszy wiersz
tak dziewiczy, nieokrzesany i od serca
Na brudnej kartce nieumiejętny tekst
a na nim krzyk, co nie potrafi przestać
Trauma, dom, rodzina, Ty
I tak produkuję się bez końca
Karma, schron, z komina, dym
Smutki zostały, Ty sobie poszłaś