Czasami, chwilami
chciałabym już być stara.
Z każdą goryczą i wszelką słodyczą
osiadłą na zgniecionym
papierowym kształcie,
z gotową starością jak z walizką,
do której upchnęłam wszystko,
stać przed bramą, która oczy
zamyka bez powrotu.
Zostawić za sobą wszystkie klucze,
które jeszcze przede mną,
by już nie mieć wyboru.
Porzucić stałą i wierną
przyjaciółkę niewiedzę
(mimo naporu ogromu wiedzy),
który klucz, jakie drzwi otwiera
w bezkresy zaludnienia,
czy wątłe manowce pustyni.
Przed wrotami, które zwiastują
nieprzeniknioną pewność dreptać
z jedynym kluczem,
którego nie sposób było
zawieruszyć, zagubić,
z premedytacją wyrzucić.