Z szuflady
po horyzont złotem wymalowane niebo
anioł zachodu musiał się natrudzić
w czerwonych szpilkach idę na spotkanie
serce na wysokości obojczyka
niczym nastolatka (cyfry te same )czytane
po hebrajsku
sytuacja niewygodna jak buty
które zdecydowałam się założyć
chciałam wyglądać
pierwsze wrażenie się liczy
mężczyźni są wzrokowcami
co tam - wytrzymam
(chociaż strasznie piją)
wiatr podał ton
Koncert się zaczął słychać soprany
moje serce wtóruje ...jesteś
taksowanie
jakbym cie znała od lat
słowa zbędne
Pogasły już okna
wokoło,
dzień zmęczony też zasnął.
Tylko jej szyba długo
prześwietla noc.
Sen nie chce pościelić
myślom,
spod ciężkich powiek
skraść troski,
zetrzeć
codzienny kurz.
Noc chłodną dłonią
studzi
rozpalone czoło,
słysząc szept
ciągle powtarzający
jego imię...
Świat zatonął
w mroku,
czuwa okno z latarnią.
( z szuflady)
Dwudziesta pierwsza pięć,
Okruchy dnia, ruchome piaski.
Pożółkłe wiersze
- jak kalendarze zdarzeń,
schowane do szuflady.
Więdną kwiaty w ogrodzie,
a róża ciągle pachnie.
Pieszczotą późnego lata
otula moje zmysły.
Nim świt nas na nowo porani,
zatraćmy się w pocałunkach.
Cała jestem w twoich rękach.
Pomiędzy ramionami
kilometry szczęścia... magiczna chwila.
Zabierz mnie tam,
gdzie czas się zatrzymał.