W czarną noc bez gwiazd
z księżycem wkurzonym
na skrzypiącym krześle
pisze anty-poeta
o twarzy pomarszczonej
w starym swetrze
postrzępionym
w jednym dziurawym bucie
wsłuchując się w ciszę
która mówi do niego
cały czas
w godzinie oznaczonej
kot tańczy na drucie
w ogrodzie wciąż śpiewają dzwonki
na ulicy marzenia
pokątnie sprzedają
w czarną noc słowa zbiera
anty-poeta
tej nocy też nie wypije i nie zje
chudy kundel dołączył do kota
a do dzwonków piszczałki
w zimnym pokoju
bo nie miał na zapałki
na ostatnim skrawku papieru
kartce poplamionej od przecieru
albo majonezu Majo
anty-poeta pisze anty-poezje
Całkiem nie umoczy pióra
bojąc się reumatyzmu
bo przecież wilgoć mu zaszkodzi
na pokancerowaną dłoń
-
od tępego ostrza krytyki
którą trzyma kurczowo jak broń
w bitwie bez krwi przeciwko
delikatnej szczypcie romantyzmu
-
postawi swoje zawsze na oślep
wszystko va banque
nawet dobre imię
wystawi na szwank
-
o ile je posiadał kiedykolwiek
jak na zgiętym karku głowę
na kaca potem wypije pół litra
i krople walerianowe
goni tak wciąż w owczym pędzie
za każdą niemal literą
aby ją dopaść i znów pokalać
topiąc w depresji otchłani
-
nie potrafi odróżnić
serca poety od własnej megalomanii
a na koncie tylko pseudonim
i zero empatii goni
-
kolejne zero