kropla piwa przelała kufel
nawarzonej piany goryczy
w ciszy rozmazany widzę obraz
że w sercu nic się nie liczy
zakorkowałem na chwilę wspomnienia
trochę czasu zabrakło
by wyjść na wspólną drogę
nadziei znaleźć światło
bursztynowa kropla spieniona
przelała czarę chcenia
odpalam żar papierosa
i wchodzę do milczenia
ogłupić umysł rozpędzony
niech wkroczy na tory nowe
wystrzelić w niebo pocisk
by rozszarpał chmury deszczowe
zamykam duszę w komórce
nie odwróci się karta zła
rozdarte moje serce
zapieczętuje gorzka łza
byłem kiedyś na szczycie
co nazywał się szczęściem
widziałem w słońcu życie
rozpalało moje wnętrze
ten blask bijący z góry
wysławiał pejzażu piękno
rozpraszał mrok ponury
do zmysłów wpływał miękko
ubrany w pióra anioła
ulatywałem jak ptak
rozglądając się dookoła
by zapomnieć czym jest brak
westchnienia miłości
lecz zawiał zimowy wiatr
przemroził mnie do kości
całą nadzieję skradł
otworzył powieki mroku
zabrał w dolinę cienia
zaprószył łzę w mym oku
usta zakleił plastrem milczenia
jaskółki latające nisko
one zapowiadają deszcz
czujesz że potop jest blisko
obmyć się z ciemności chce
Przychodzi czas na zmiany
czeszesz ręka swoje pióra
zmiany na szampon nowy
zmiana to już która
Przedmuchane skronie od lat
minionych
od wiatru co targał uczucia
od czasów dymem zamglonych
Chciał byś osiąść na skale
zakotwiczyć się jak w porcie łódź
zacumować niech nie targają fale
spokoju w sercu w końcu czuć
Przytulić osobę kochaną
pogłaskać kota swojego
lecz to ty jesteś tą zmianą
I chociaż los żuci w odmęty
gdy w koło długie cienie
życiowe ciasne zakręty
liczy się twoje chcenie
Chcę więc zrozumieć noc
nocy modlitwy święte
na głowie zakładam koc
gałki oczne przejęte
Noc jest nadzieją
na poranek świeży
znów myśli się zaśmieją
wystarczy że się w to uwierzy
Przychodzi czas na zmiany
czesze ręka swoje pióra
zmiany na szampon nowy
zmiana to już która
Przedmuchane skronie od lat
minionych
od wiatru co targał uczucia
od czasów dymem zamglonych
Chciał byś osiąść na skale
zakotwiczyć się jak w porcie łódź
zacumować niech nie targają fale
spokoju w sercu w końcu czuć
Przytulić osobę kochaną
pogłaskać kota swojego
lecz to ty jesteś tą zmianą
I chociaż los żuci w odmęty
gdy w koło długie cienie
życiowe ciasne zakręty
liczy się twoje chcenie
Chcę więc zrozumieć noc
nocy modlitwy święte
na głowie zakładam koc
gałki oczne przejęte
Noc jest nadzieją
na poranek świeży
znów myśli się zaśmieją
wystarczy że się w to uwierzy
Znam takie miejsce gdzie
cień nie zagląda rano
usta wypowiadają szeptem
balladę niewyspaną
O domu wysoko na skale
tam w kominku ogień płonie
ciepłem światła zaprasza
by ogrzać zmarźnięte dłonie
Układam dobre wspomnienia
na półce jak książki pożółkłe
i choć nie jest ich mało
te najcenniejsze wkładam
pod poduszkę
Niech wyśnię pejzaże gór rzeźbione
dróg krętych zawiłe rozdroża
łąk zielonych ukojenie
niech ujrzę krople słonego morza
Wstanę więc i ruszę
i westchnę Boże drogi
dokąd mnie dzisiaj zabierasz
poczekaj bo w ciepłych kapciach
mam obolałe nogi