Puf

Wyciągnąłem z kieszeni  

ogólnego użycia    

zapalniczkę pstryk  robię                                    

zaczynam czuć sens życia

                           

 Pykam sobie fajeczkę

machorkowe te ziółko

bo legalne jest przecie                  

niech poleci z ust kółko

                                   

Zaciągam haust spokoju

jest lekarstwem na stres

teraz w moim pokoju

siwo od niego jest

                                                             

Przymrużam ciężkie powieki  

żar czerwony się tli

widzę w nim szare chwile

na policzku mam łzy

                                                             

W samochodzie zapalisz

zasmrodzona maszynka

nie pomoże ze sklepu

zapachowa choinka  

                                       

 Więc balkon mym królestwem

miejsce mam tu siedzące

nie przeszkadza że pada

albo grzeje słońce  

                                                   

Tron na czterech nogach

obicie się zderło 

a  znakiem tej władzy

jest dymiące berło

 

O paleniu mógłbym

napisać tysiąc słów      

ale po co kiedy robię

zwyczajowe puf

                               

Nie jednemu nałóg

zabrał wziął na raty

zdrowie czy to mędrzec czy głupi

biedny czy bogaty

                                     

Tak niełatwo

z paleniem mi tym                      

kiedy w życiu zostaje

garść popiołu i dym

   

Wymyślam nowe puenta

po balkonie się snuje

wiecie od tego palenia to

chu-owo się czuję

 

 

Czytaj wiersz
  1210 odsłon

Miłość nie

Słona woda przed oczami
prosta miłość jak cep
wali w łeb
i zalewasz się łzami

Czytaj wiersz
  217 odsłon

Kawa


Bóg wstaje wraz z poranną kawą

podsuwa kostkę cukru dla osłody

zakłada na stopy ciepłe  kapcie

żeby prze-szurać całe życie

ceruje dziurawe skarpety

kiedy palec smutku marźnie

a w samotności wysyła kota miłości

co mruczeniem łasi się bez powodu

od tak

a i w oczach sąsiadki patrzy na ciebie czule

bo wnosisz jej siatki po schodach na górę

i zaklniesz nie raz na cholerny świat

i zwyzywasz od najgorszych

 On kiedy zasypiasz siedzi na łóżku i czeka na zapach porannej kawy ...

Czytaj wiersz
  1260 odsłon

Kapliczka

Szedł se Jan po drodze w słońcu rozpalonym
niósł worek kartofli z czołem upoconym
kartofle nielekkie ale coś jeść trzeba
w trucie znoju rosły prezent to od nieba

Konia sprzedał będzie chyba ze dwa lata
koń to już przeżytek niech hasa u brata
traktor nowiusieńki za dotacje kupił
tyle było szczęścia że się Janek upił

Za zakrętem stali prawko mu zabrali
chłopcy już się cieszą  z workiem
wraca pieszo

Pomyślał Jan co mam sobie do zarzucenia
jak nie ten parciany worek
chciało się na rynek
w ten targowy wtorek

Czerwień na policzkach ciężar wciska w ziemię
ukrzyżowan został za te chłopskie plenię
co umiaru nie ma niech to jest przestroga
pot kapie mu z czoła długa jeszcze droga...

...do domu powrotna tam jego przystanek 
cień od brzozy miły no i wody dzbanek
ludzie dajta łyczka
zaraz se odpocznę gdzie wiejska kapliczka

Zdjął worek ziemniaków kładąc go na glebie
widzisz drogi Jezu podobnym do ciebie
w mękach cały jestem zdarte mam trzewiczki
spojrzał na figurę przydrożnej kapliczki

Za jakie to grzechy jestem cały w męce
nie dość że mnie smali mam purchle na ręce
Jezus ze wzrokiem zimnym bo o wszystkim wiedział
westchnął sobie w duchu i nic nie powiedział

Jan więc ruszył z workiem szosą maszerując
Jezus milczał dalej winy mu darując
Ja ciebie rozgrzeszam na me rany kłute
jak wrócisz do domu stara da pokutę

Czytaj wiersz
  2167 odsłon

i tyle

Otrzepując pióra z śnieżnej nawałnicy
wpatrywałem się w ludzi na mojej ulicy

myślą nieobecną nad ranem spętani
w puch senny wtuleni gdy dopiero świta
 pchają wózek życia w którym koło zgrzyta
w nadziei że dotrą do błogiej przystani

żyjąc tym co będzie trudniej tym co było
praca niewolnika nieudana miłość

Dzień za dniem opada jak te płatki śniegu
jak tu złapać szczęście kiedy człowiek w biegu
na wybiegu... iluzji wymęczonej teraźniejszym stanem
i nie widać końca a początek , światłem zamazany(e)m

Ja wymieniam wodę mętną z karafki usychającego bukietu
ja otwieram drzwi wyciągając rękę kiedy wchodzę do supermarketu
Ja decyduję co w spoczynku  jest a co w ciągłym pędzie
Ja ustalam jak chcę żyć i co w moim życiu kwitnąć będzie

Wystarczy stanąć obok siebie
zrobić stop klatkę na chwilę
zapytać dokąd biegnę durny
i tyle
Czytaj wiersz
  1186 odsłon