Wyrwij piórko z kupra koguta
pomaluj twarz czerwoną kredką
wydobądź okrzyk zachwytu
obudź wewnętrzne piękno
Podskoków kilka zrób
bo gumka w majtkach spina
piórko we włosy włóż
z wolnością indianina
Wybiegnij w łąki życia
zwapnione kolana miękną
lecz nic to zrób dwie gwiazdy
a stare portki pękną
Najlepiej ubranie zrzuć z siebie
słowami trochę się bawie
lecz poco odzienie przekonań
niech ptaszek zaćwierka w trawie
A kiedy zmęczenie dopadnie
czoło wytrzyj chusteczką
usiądź wygodnie odpocznij
i poczuj wewnętrzne dziecko
Jak odwrócić szklankę pełną wody
by kropli nie uronić kto mi powie ?
sposób jedyny jaki znam
to stanąć na głowie
Herbatę posłodzić jak
łyżeczki nie słysząc odgłosu
gorzkie życie spić z wierzchu
czekając na słodycz losu ?
Złamaną gałąź wiatr targa
nie uratuję co nie zdrowe
odetnę stare myślenie a
wyrosną pędy nowe
W nowe wejść bez balastu
z wiru chaosu , on bez końca
rozbija duszę na czynniki pierwsze
poczuć ten promień słońca
Co zmywa trosk ułudę
wskakując do pociągu nadziei
kamyk zielony ściskam z wiarą
że więcej się nie wykolei
Bywa gdy na cud czekam
co cisza mi podpowie
by nie uronić kropli łzy
czasem trzeba stanąć na głowie
Wchodzisz zdejmujesz buty
w domu się zakorzeniasz
dla ciszy która jest w tobie
nie ma znaczenia
W ciągłym pośpiechu jesteś
nie czuć dla płuc wytchnienia
tysiące mil krokami odmierzonych
nie ma znaczenia
Przemijaniem liść jesieni
z zieleni w żółte się zmienia
czas paruje po cichu
nie ma to znaczenia
milion słów wypowiedzianych
w miłości i z cierpienia
plastrem usta zaklejam
nie ma to znaczenia
Często nieświadomym słowem
gdy szukam rozgrzeszenia
wypalam cierpkie słowa
nie ma to już znaczenia
Znaczenia nie ma wcale
tęsknota do bliskiego człowieka
którego w sercu noszę zdjęcie stare
gdy serce jej na moje nie czeka
Nie uwierzycie co się dziś stało
kiedy pierdnąłem
poczułem
że
życie we mnie się odezwało
choć w oczy szczypie
z tym się nie kryję
to zrozumiałem
że znowu żyję
Obudzone dziecko w środku życia
bezbronne stoi na polu bitwy
przestraszone wczorajszą niepogodą
walczy o okruszki pańskiego stołu
Żebrak miłości otulony starym kocem
strzępami szczęścia zamglonymi
kiedyś dostawał ciepłe mleko z miodem
i z marchewki sok w słoiku ,witaminy
By dorosnąć mógł w zdrowiu fizycznym
lecz skrzydło dziurawe anioła
nie zasłoniło deszczu i piorunów
one serce raniły skutecznie , zwapnienie aorty
Wsiadam do starego grata z nadzieją
niech wiezie w łąki zielonej łagodności
ledwo co perkoce zbieżność kół niezbieżna
wywożą na manowce rozczulania się nad sobą
Kto zrobi to jak nie ja sam
kto otuli miłością w chłodny wieczór
herbatę z cytryną zrobi i posłodzi
kto strzepie mole rozstania
Wykasłuję bakterie wirusy złości
w ręcznik papierowy z łzą zabłąkaną
wycieram nos tak oczyszczam organizm
z wielu zadr i zapomnianych trosk
Dziecko patrzące w gwiazdy zdziwione
z grymasem niewygodnego przebudzenia
liść pożółknięciem zraniony
odczuwam , ciszy ukojenia we mnie nie ma ?