Płynę przed siebie w drgawkach niemocy
z trwogą jutrzejszej bury codziennej
nie zasnę znowu dzisiejszej nocy
patrzę w pasjansa karty niezmienne
Liczę barany z obłoków wełna
jasność księżyca ściemniają one
w szklance herbata w połowie pełna
wpadają słodząc lecz ja nie słodzę
Liście jesieni zagrabił wiatr
Listy pożółkłe wysyłam gdzie mieszka
szczęście stąd drogi szmat
a może nie a może nie
Dlaczego nie dla czego tam
od jutra miłości szukam
na wyciągnięcie ręki ją mam
w szybę do księżyca pukam
W ciemności nie ja jedyny
z ciemności można wysmażyć
przecudne Boskie krainy
wystarczy zamknąć oczy i
marzyć.
jaka strata co za pech
szczęście nie dla mnie
za jaki grzech ?
Co jam narobił dlaczego karze
los zły okrutny
bo żyłem w barze?
bo byłem wredny?
siebie za pewny ?
zły ojciec ja ?
z butelki kapie łza
nie piję ja piję do Ciebie
kazałeś liczyć gwiazdy na niebie
że Ty to łąka w kropki biedrąka
babcia w tramwaju
badawczym wzrokiem w koło spoziera
miejscówki szuka pani usiądzie
ja tylko 10przystanków cholera
Właśnie biedrąka babcia i bociek
Ty nawet jesteś w śmietnika nurku
on o poranku zamiast kurantów
rozgniata puchy w moim podwórku
Łąka biedrąka liście jesieni pożółkłe
zgniłe cieć Pozamiatał by ale
stwierdził zdrowie ważniejsze tak
na zwolnienie poszedł na katar
No Jesteś wszystkim Panem i Bogiem
trzęsiesz wszechświatem Sam żeś go stworzył
nawet ślimakiem jesteś o Boże
dotykasz palcem i ślimak ożył
Sam jesteś ślimak z góry usłyszę
słowa wibracji pod moją czaszką
takie wyraźne tną błogą ciszę
brzęcząc ruszają mózgową blaszką
Łapy niezdarne twe wypuściły lusterko (nie)szczęścia
śmiać Mi się chce koń taki stary a głupi taki
wierzy w lusterka a w Moje słowa nie
serpentyny krętej drogi
w białe pasy przerywana
kierunkami dla przestrogi
Raz pod górę to w dół leci
dwupasmowa bywa przyznam
się i trafi w prawo w lewo
innych zakrętów ja nie znam
Teraz cisnę w zamyśleniu
sprawdzam licznika wyniki
wyprzedzam trochę tam zwalniam
wszystko w rytmie Metalli(ca)ki
Niebo lekko rozgwieżdżone
by opisać jego piękno braknie mowy
błyśnie gwiazda spadająca ?
błysnął
radar cieć drogowy
Już nie pędzę zamyślony
tylko zerkam od niechcenia
na mój licznik rozpędzony
punkty i do zapłacenia
Metallica nie pulsuje rzężeniem
głośniki ścichły być bogatym
trzeba by z przejażdżki przyjemności
zapierdzielać na mandaty
Pęd i pośpiech mała chwila
widzisz motylowa postać
kolorowe zachłyśnięcie
a za wolność gościu płać
Kiedy ktoś błyszczy
kiedy ktoś błyska
wciśnij hamulec i popatrz
na niego z bliska
...z przymrużonymi oczyma duszy oglądam świat tysiąca iskier
rozżarzonych czyjąś pamięcią
Zimny marmur jesiennej zadumy przypomina o bliskich nieobecnych
odeszli ? Dokąd ? Do zakamarków pamięci i wspomnień ?
raczej do innej przestrzeni której subtelną wibrację wyczuwam w
orzeźwiającym podmuchu wiatru szeleszczących ostatnich pożółkłych liściach
w gwiazdach mruczeniu kota w rozwiązanej sznurówce
Czuję ich w każdym wdechu i wydechu który był ich oddechem
Kiedy na ziemi płaczą bo kogoś żegnają w niebiosach się radują bo go witają
Nikt nie odchodzi ani za szybko ani za późno jest tu tyle ile trzeba
nie za długo nie za krótko to nasze chcenie wywołuje żal i tęsknotę
Nikt się tu przypadkiem nie znalazł trzeba go tylko wysłuchać
bo ma nam coś do przekazania do doświadczenia i pozwolić w milczeniu odejść
Zebrać dla siebie wszystko co wzbogaca i choć czasem zły to nauczyciel
wysłuchać jutro można go już nie spotkać
Czasami musi ktoś odejść żeby został zrozumiany
Oddzieleni mgłą innej rzeczywistości która jest o krok
Ale nikt nigdy nie znika na zawsze, odchodzi z naszego Tu w wieczne tam
i czeka bo chce powiedzieć kiedy się znowu spotkamy
A nie mówiłem ...
"Idź do diabła"
powiedział Anioł do Anioła
Ten nie myśląc długo poszedł
Stanął pod drzwiami puka woła
Kto pałęta się o tej porze spać nie daje
otwiera diabeł drzwi zdziwiony
Anioł ? O mój Boże
Co sprowadza w progi tak zacnego brata
nie ma już u was z kim pogadać
proszę czym chata bogata
Wszedł Gabryjel na imię tak mu dano
po rozbłysku wielkim
z wielu świętych imion właśnie to wybrano
Przejdź proszę usiądź wygodnie na sofie
lecz najpierw otrzep pył złoty
bo sprzątać go niewygodnie
Kawa, herbata ? Ptasiego mleka nie ma
tu w piekle głos rozciągając przewlekle
Wody napił bym się w gardle zaschło
klima tu słabo działa i światło jakoś przygasło
Z Ojca jednego jesteśmy chodź matki różne chowały
moją matką jest miłość twoją kłótnia i zwady
Do rzeczy diabeł rzecze stawiając na stole szklankę
kryształowej cieczy mów zatem i wzrokiem bada
białą Anielską firankę
No właśnie po co tu przychodzę ? Nie wiem ?
Bliski ktoś kazał odwiedzić ciebie
Diabeł podrapał się w czoło zaskoczony tymi słowy
chyba tam na górze słonko za mocno grzeje
albo palą ciągle rajskie mocne zioło
Co powiedział ów przyjaciel zacny
gdybyś powtórzył te słowa co do litery jednej
jak przebiegała rozmowa?
Gabryjel zmieszał się okropnie . A poszło o kulę ognia
com rzucił ją pochopnie
Bo kolej moja nie była wygrać koniecznie chciałem z Michałem
Burzowe kręgle rozstawił lecz nigdy w nie nie grałem
No i...co dalej...słucham było ? zawraca mi gitarę jakąś śmieszną pierdziłą
Więc...machnął Michał ręką i zrobił dziwny gest
a "idź do diabła Gabrielu " rzekł , hop hop i Gabriel u ciebie jest
Uśmiechnął się Lucek pod wąsem szczęśliwy że w górze tam
mowa jego zasiana sięgnęła rajskich bram
Zatem przekaż Michałowi Gabrielu
choć schowani jesteśmy każdy za własnym światem
Ten co z aureolą chadza bywa czasem
mym bliskim
Bratem