Co z tego że kradł
co z tego że pił
w karty przegrał wszystko co miał
co z tego że jak chciał tak żył
Perspektywa rynsztoka
nie jest widokiem na świat
z za krat wolność jest wspomnieniem
nawet kiedy w mordę dostał brat
Co z tego że pogańskie rytuały odprawiał
awantury norma w domu
unurzany w cwaniactwa bagnie
co do tego komu
Dzielił jak umiał
jak umiał kochał
wierny w granicach możliwości
twardziel a w milczeniu szlochał
Wie pan drań jakich mało
takiego to do gnoju
by odkupił winy
na klatce nigdy nie było spokoju
Osądzony za życia wyrokiem
zaocznym przez znajomych bliskich
przez babcię z parteru radiotelegrafistkę
wszystkowiedzącą o wszystkich
Stracił wszystko
żona odeszła dzieci
ostatnia kropla z butli
w kieszeniach same śmieci
Stanął zmęczony w bramie
bo tutaj jestem królem
królem czego ? usiadł
pod oszczanym murem
W deliryczny zapadł trans
upiorny sen i dzieło swoje
poranek rześki zerwał na nogi
wyprostował plecy dwa oddechy złapał
myśl
O Jezu ja się cienia boję
Dym ostatniej fajki łzę wycisnął z oka
wyszedł na podwórze z zaciemnionej bramy
być człowieka cieniem ?
w blasku słońca uniósł ręce na wprost okien
głos wydobył a szyby zadrżały
kto tu jest bez winy niech żuci pierwszy
kamieniem
Ojcze ludzi zwierząt roślin bytów
charakterów instynktów zieleni mitów
który patrzysz błękitnymi oczyma nieba
z miejsca środka z tam gdzie nic nie trzeba
kiedy Twój palec nosa mojego dotyka
uśmiecham się niezrozumienie znika
niech widzę innych rozpalony snami
w miłości mojej Twoimi oczami
prowadzisz drogą krętą doświadczania
dla dobra duszy mego wzbogacania
chlebem podzielisz biedaka bogatego
kłosy zbożowe siejesz dla każdego
miłość bez granic i bezwarunkowa
dajesz parasol kiedy mokra głowa
szanując innych o codzienność proszę
i dla żebraka znajdę jakieś grosze
w chwilach słabości przyślij swe Anioły
niech piórkiem gilgocą gdym w ciemnościach goły
niech nie zapomnę że Ty Jesteś całym
źródłem jasności Stwórcą Doskonałym.