Bądź dobrym mężem dam jej popalić Zrobiłam obiad chciałaś przypalić Idź wyrzuć śmieci niech sama idzie Przełącz na serial znowu o żydzie Pozmywaj garnki ja po robocie To daj buziaka gówno po kocie Widzisz obrazek co mnie obchodzi Coś krzywo wisi bo pająk chodzi Kibel przecieka woda tak działa Co na kolację daj trochę ciała
to co do wyrka Ja w melancholii się nastawiłem Głowa mnie boli....
Do Jeruzalem miasta świętego tam gdzie pogańskie łopoczą sztandary stopy niewiernych zadepczą Jego prześwięte ślady cudu ofiary
Legiony wiernych czekają w ciszy pot po ich czołach płynie obficie głosy kapłanów ledwo kto słyszy ...kto umrze w boju ma wieczne życie
W przepychu wielkim wyrusza wiara zbroje lśnią blaskiem w cieniu Asyża kto Bogu sprzeciwia się to kara na piersiach krzyże i w imię krzyża
Pod ciężką blachą myśli wszelakie glorię ze strachem miesza zmęczenie usta spierzchnięte a chcenie takie lecz nie za wodą złota pragnienie
I Jeruzalem w oddali sny nie żaden miraż z kamienia rzecz tyle miesięcy tygodni dni stoją pod murem a w rękach miecz
Modlitwa krótka w inię Chrystusa dopomóż siłę tchnij w dzieło nasze w chwili słabości pozostań przy mnie prosi cię oto zbłąkana dusza
Lecz z drugiej strony muru stanęli ludzie z krwi kości w trwodze modlitwie przecież i oni żyć tutaj chcieli niech Stwórca prawdę rozstrzygnie w bitwie
Czarny krzyż wzniósł się chorągiew prawdy nad miastem co oglądało śmierć Boga czerwień ulicy ludzkiej zagłady spłynęła wieczna niewiernym trwoga
Ukląkł generał wielki po walce na rękach krew a w sercu rana łzy popłynęły na krzyż na piersi przyszło zwątpienie zacisnął palce uniósł pięść w górę zrozumiał właśnie że jest posłańcem boga Szata..a
Baśń życia stwarzana po to by ścigać się z tęsknotą do jutra najlepszego z wczoraj nieudanego
Trudno zobaczyć życie w bezmiarze kolorycie kiedy rozbita walką przyłbica przez dziury troski przemyca
Żyje tak jak ja chce a nie jak mówią oni upadać ludzka rzecz wypuszczam z mojej dłoni ciężki stalowy miecz przed czym zbroja obroni Goliata nadmuchanego jak balon
Szpilka niepowodzenia w jednej chwili zamienia niezwyciężonego wojaka w pomarszczonego flaka
Kiedy pancerz się skruszy czuć świeży oddech skóry zdrętwiałe skrzydła duszy wyrosną wolne z ciała wzlecieć nad szarość świata tam nie dosięga szyderstwa ludzi strzała