Wypłaczesz wszystkie łzy wylejesz cały żal wyśnisz do końca sny co pozostanie?
Wyczytasz mądre księgi zanucisz każdą pieśń przetniesz sukcesów wstęgi co pozostanie?
Oplujesz swoich bliskich głupcami przecież są zagrasz po strunach niskich co pozostanie?
Wydasz ostatnie sto z portfela bez wartości spojrzysz na kufla dno co pozostanie?
Kłunie i żal do Boga niesprawiedliwość okrutna kiedy ucięta noga co pozostanie?
Poczujesz w końcu starość czas zmarszczek nie prasuje rozpoznasz twarzy szarość co pozostanie?
Każdy film się zakończy litery płyną w górę projektor pstryk wyłączy co pozostanie?
Miękkie kapcie bez pana kubek co kawa z rana wieczny głuchy telefon zakurzony patefon zdjęcia z lata zeszłego kaktusa zasuszonego ulotne wspomnienie ludzi nagrobek znicz zabrudzi
W najczarniejszej czarności dochodzisz dalej ściana bez światła i miłości co pozostanie?
Przychodzi mi do domu ktoś zmarznięty cały w śniegu czy myślę że to Bałwan czy raczej że mój gość ten śnieg mróz nic takiego? A może palcem wskaże idź sąsiada mam fajnego
Herbata z cytryną tak grzeje niecałe dwa pięćdziesiąt widzisz choć jesteś ty mój gość to kryzys jest kolego
Ja czasu nie mam tyle spraw me życie w ciągłym biegu bywało gorzej uwierz mi do pasa było śniegu
Ogrzałeś się herbaty łyk więc zmykaj i nie marudź I nie przeszkadzaj więcej weź ja szukam “Bożych Darów”
Co to za gość przyłazi wciąż on wcale nie ma taktu żeby rozświetlić życie w krąg nie potrzeba kontaktu
Zrozumieć serce nawet tych u których tyle ran a kiedy w progu stanie ktoś nie mówić że to Bałwan...
Lunatyk w drodze potrafi stanąć na jednej nodze chociaż są zamknięte oczy to do przodu śmiało kroczy echo sonar ma wczepiony mija miękkie kapcie żony niby lekko w tańcu płymie czemu orła nie wywinie
Kto prowadzi go za rękę by ominąć przeszkód tyle chociaż nogi czują mękę w głowie wirują motyle
Bagna chaszcze i mokradła on przedziera się niezłomnie żwawość w końcu starość skradła kroczy na przód nieprzytomnie
Skręcaj w prawo skręcaj w lewo ups przepraszam rosło drzewo głos prowadzi cicho szepcze w labiryncie zdarzeń drepcze
Bywa potknie się niebożę wyklnie wtedy wszystkich świętych nikt mu jednak nie pomoże łagodniejsze brać zakręty
No i koniec tej wędrówki dotarł do swojej lodówki żart mu zrobił Janioł Stróż lodówka nie to czeka trumna już ułóż się wygodnie bracie w garniturze i krawacie
Jak cię widzą tak ocenią bliskim łzy w oczach się mienią lecz gdy koniec jest początkiem nie potrzebna żadna łza rozpalony wiecznym wątkiem chór niebieski teraz gra
Powstań już ze snu lunatyku Mój brakowało w życiu tchu dziś Anielski załóż strój
Skrzydła na gwóźdź odwiesiłeś tak na ziemi chciałeś być mimo że drogę zgubiłeś do Mnie wiedzie każda nić
Widzisz tam zostało wielu lunatyków oni śnią by szczęśliwie dojść do celu twej pomocy teraz chcą
Zapomniałeś żeś jest wielki i Aniołem jesteś też poznałeś ludzkie rozterki jak prowadzić innych Wierz.
Lunatykiem ,jak z tego wiersza wynika, każdy pewnie jest, dopóki ktoś mu w jego umysł nie zastuka tak mocno ,aby opamiętała się. B... przeczytaj więcej
Pozdrawiam serdecznie. Pewnie lunatykami wszyscy jesteśmy do puki się nie ockniemy a raczej nie ocknie nas jakaś życiowa burza idz... przeczytaj więcej