Usiądź na łące zielonej , poczuj
ciepły wiatr letni on muska skronie
oczu twych kolor łączy się z brzaskiem
bywa zmieszany z księżyca blaskiem
jesteś , tylko tyle czy aż raczej
wypieść więc w sobie tą krótką chwilę
swą przychylnością co doprowadza
do miejsca zielonej beztroskiej łąki
nie ma w niej żalu ani miłości
złap ją w swe dłonie tak bez powodu
uchwyć za skrzydła lecące ptaki
niech one niosą w pola pachnące
nad morza nieogarnięte szumiącą baśnią
szepczące dobre słowa w przestworzach
że jesteś tą iskrą prawdziwą , godną
zapominając o dróg trudnych rozdrożach
Bycie szczęśliwym gdy jesteś z sobą
tak naturalne dla duszy związki
ty no i ona na kocu łąki
patrząc na spadające z niebiosów gwiazdy
Casanova tak mówili koledzy
o nim od podstawówki
bo kiedy urok zawodził
pomagały z portfelu złotówki
Podrywaczy takich nie znajdziesz
wyjątek jakich mało
wystarczy zamienił dwa słowa
i że tak powiem się działo
Pewnego razu wyperfumowany
fryzura nienaganna święcące zęby
wyszczerzył wsiadając do przedziału
w pociągu do Szklarskiej Poręby
Czy miejsce jest tu wolne
jadę odwiedzić rodzinkę
kłopotu żadnego nie sprawię
zagadnął zgrabną blondynkę
Proszę niech pon siada
nikogo więcej nie było
zmieści się pan i bagaż
uśmiechnęła się dziewczyna miło
Ja tylko podręczny
przycupnął i ... zapiszczał ojej
oczy czerwienią podeszły i łzami
bo usiadł na torbie swojej
Co takiego się stało psze pana
że tak pan się dziwnie wzdryga
cały jest pan spocony to grypa?
wydukał ... alergia chyba
Tak wygadany elokwentny casanova
z bólu zaciskając zęby
wypadł z przedziału jak strzała
gdy dojechał do Szklarskiej Poręby
Do taksówki wskoczył
gdzie przygoda nowa pana wiedzie
znajomy taksówkarz zapytał
do przychodni niech jedzie
Nie będę przedłużał wierszyka
że z poczekalnią się zapoznał
po paru godzinach bólu
do chirurga w końcu się dostał
Lekarz obejrzał wypadek
coś zaczął pod nosem nucić
co będzie panie doktorze
nic , worek trzeba skrócić
Wyciągnął się za bardzo
bez powodu i bez gracji
niestety wiek przychodzi
to wina grawitacji
Proszę podpisać papiery
tak owszem lecz zrób pan powoli
i dokładnie ten zabieg chirurgiczny
i niech mnie już nie boli
Leżąc na stole pytanie zadał głupie
nie żebym się na tym znał
czy zabiegi udają się zawsze
nie ,odpowiedział lekarz
pacjent nie usłyszał bo już spał
A że kłopotów nie koniec
powiedział bym początek
nastąpił tego dnia niestety
trzynasty na dodatek był w piątek
I wierzcie lub nie wierzcie
może to jest i bajka
kiedy przecinał chirurg worek
wypadły oba jaka
Chcąc złapać je niezgrabnie
goryczy przelał czarkę
skalpelem niefortunnie
wziął obciął i fujarkę
Pomyślał sobie doktor
zszywając nici pod skosem
przy wypisie kolego zaśpiewasz
cienkim głosem
A morał z tego taki
niektórzy ciągle się chłoszczą
bo chcieli by czegoś więcej
i nadmiaru zazdroszczą
Krojąc chleb powszedni
nie myślisz komu rozdasz kromki
życzliwości a komu sypniesz
okruchy namiastki miłości
Bywa żebrakiem jestem
o okruchy sam proszę
żeby poczuć szczęście
oddam wszystkie grosze
Bez dobrego słowa
kiedy wyciągnięta dłoń
więdnie ludzkie serce
suchy chleb dostaje nawet koń
Co dajesz to wraca
czemu się wciąż marzę
nigdy przecież nie byłem
i nie będę piekarzem
Zapracować więc trzeba
na kromki pachnące
wypieczone ze złocistej mąki
z pieca uczuć gorące
Idź po pietruszkę Heniu
do zupy mi potrzebna
bez smaku będzie rosół
prosi żona wylewna
Na grządce ją znajdziesz
obok selera, jego też
zerwać możesz jednego
bez włoszczyzny zupa niesmaczna wiesz
I pora przynieś ukrytego
za sałatą ona również
będzie do śniadania porannego
na kanapki czy wszystko rozumiesz ?
Henio założył buty
pomyślał lata nie służą
powoli zawiązał sznurówki
na kokardkę całkiem dużą
Wychodząc z domu usłyszał
na progu tam gdzie marchewki szereg
zerwij mi mój drogi jeszcze
pachnący naciowy koperek
Więc w ogród wyruszył
w południa pięknej porze
czasu człek nie zatrzyma
i lekką ma sklerozę
Przez sad pachnący przechodząc
lata młodości wspomniał
zapatrzony w dostojność przyrody
co przynieść miał zapomniał
Stanął pośrodku grządki
otarł pot bo mokre czoło
słońce czerwcowe paliło
miałem coś zerwać do rosołu
Nie pamiętam co to dokładnie było
takie zadania to nie
dla prawdziwego mężczyzny
więc schylił się i zerwał garść najbliżej
rosnącej włoszczyzny
Stanął w drzwiach szczęśliwy
tak z siebie zadowolony
wziął przyniósł bukiet dorodnych
marchewek dla swojej
najukochańszej żony
Serce to nie tylko
włókna ścięgna rozkurczający się mięsień
serce jest wibracją
zaginającą czasoprzestrzeń
Wibracją jest wszechświata
w rytm bije herców jego
możesz nie wierzyć w nic lecz
stworzony(ś) z cząstek Jego
W rzeczywistości obecnej
czas zamienia w życie
pompując krew komórkom
by zbudziły się o świcie
To centrum naszego Bytu
jest środkiem środka wszystkiego
co związane z moją osobą
nie połączę się bez niego
Z duszy ulotną naturą
która wchodzi do domu
istoty ze światła stworzonej
nie mówiąc nic nikomu
Jest portalem myśli i uczuć
z Boskiego eteru płynącej
z jaźni nieogarniętej przez umysł
z wolności rzeki rwącej
Nie ma w nim żalu ni smutku
doktryn nakazów wierzeń
braków niezgody rozterek
bo nieograniczona to przestrzeń
Miłości też tam nie ma
szczęścia wielkiego rozkwitu
błogości ani zbawienia
to łącznik tych dwóch bliźniaczych bytów
Którymi jestem bez wątpienia
ulotnym i realnym
zamienia to na przemian
duchowy świat w materialny
I spytasz w wielkiej niemocy
zdziwiony wielce dlaczego
ten świat tak w uczuciach zakręcony
lecz serce nie ma z tym nic wspólnego