H O M O S A P I E N S
Coraz głębiej i wyżej
sięga żądło złowieszcze,
coraz więcej wciąż niszczy,
lecz za mało mu jeszcze
Gaśnie słońce na niebie
ginie również przyroda
On wpatrzony w głąb siebie
innym reki nie poda
Rządzi żądłem niezgody
siejąc pustkę dokoła
Nic ginącej przyrody
uratować nie zdoła
Gdzie jest koniec? - pytamy
jego rządów bezdennych
czy ustąpią TYRANI
jak w marzeniach BEZSENNYCH?
Trudno wstrzymać machinę
nienawiści, głupoty
Nikt nie wstrzyma ZAGŁADY
wszystko zginie-do joty.
S O S
Wiele miesięcy już pływa
maleńki statek po morzach
Z daleka porty opływa
Codziennie wita Go zorza
Targany przez morskie fale
Gnany przez silny wiatr
odpływa dalej i dalej
W nieznany nikomu świat
pragnie on z całej siły
dotrzeć do Portu nadzieja
czasem mu gwiazdy świeciły
a portu nadal, wciąż nie ma
Pamięta, że kiedyś były
Piękne chwile w przystani
Po wantach wiatry nie wyły
Nie było czarnej otchłani
Na próżno woła z oddali
na pomoc we wszystkie strony
ledwie się trzyma na fali
Przez sztormy ciągle trapiony
Nie świeci żadna latarnia,
Droga do portu daleka
czasem Go rozpacz ogarnia
że nigdy nie ujrzy CZŁOWIEKA
C I S Z A
Myśli walczą ze sobą
Mknąc ciągle jak błyskawice
Ile rozpaczy minęło
Nigdy ich nie policzę
Dreszcze sercem targają
Napięcie sięga zenitu
Z marzeń okruchy zostają
bezsenność czeka do świtu
Ciężko samotnym w tłumie
Gdy ciemne chmury nadchodzą
Samotnych nikt nie rozumie
gdy od nas w CISZY odchodzą
Często bije się z myślą
szukając wzrokiem w przestrzeni
co jeszcze losy mi ześlą?
co jeszcze w życiu się zmieni?
Idę noga za nogą
Przez życie ku wieczności
Z żalu wytrzymać nie mogę
bo ŚWIAT zatracił wartości
Nowym płynie korytem
rzeka mojego życia
Z nowa idę więc wiarą
choć KOSZMAR wyszedł z ukrycia
Ł Z Y
Błękit jasnego nieba
Chmury wnet zasłoniły
spojrzały na Ziemię z nieba
i krople łez uroniły
Łzy deszczu spadają wszędzie
Kąpią się we łzach drzewa
Smutna przyroda będzie
bo ptak we łzach deszczu nie śpiewa
Nie świeci juz słońce wysoko
lecz kropla łzy deszczu z chmury
winkla w me serce głęboko
nastał czas życia ponury
Znikła nadzieja na słońce
gdyż ponad 100 dni chmury płaczą
Czy były dni kiedyś gorące?
Czy kiedyś znów słońce zobaczą?
Smuci się cala przyroda
I łza deszczu spokój zmąca
W sercu i w oczach leź woda
Nie można żyć przecież bez słońca
Nie ma po burzy słońca
Choć tak przysłowie powiada
I tylko nadzieja gasnąca
radości nie zapowiada
B E Z G R A N I C
Burza, huragan i trwoga
za serce ludzi chwyta
Mówią, że nie ma Boga
Więc kto jest? z żalu pytam
Kto Wam pozwolił istoty
nad losem pastwić się innych?
czy tylko z własnej głupoty
myślicie żeście niewinni?
Bezsilność jak wąż owija
wciąż mocniej i mocniej człowieka
bezsilność jak ostrze zabija
lecz wiara każe czekać.
W tym gąszczu zła, brutalności
DOBRO schowało się z trwogą
Na Ziemi nie miało radości
lecz nadal ma wiarę w Boga.
Dobro jak każda prawda
Trwa lata i wielki cale
Lecz by zwyciężyć krzywdę
jest teraz trochę za małe
czas zawsze goi rany
a wiara każe mu czekać
aż zniknie zło, huragany
i znajdzie PRAWEGO człowieka
W O Ł A N I E
Nie zamknij tego, coś otworzyła
Nie znikaj w głębi swej duszy
Choć łza twą drogę nieraz znaczyła
Dobrem, nienawiść rozkruszysz
Wciąż siebie pytaj jak pomóc mogę,
Jak ulżyć cierpieniom dzieci
Wciąż siebie pytaj i ruszaj w drogę
Niech serce jak słońce świeci
Przypomnij sobie JEGO marzenia
Jak gniótł Go ciężar niedoli
Odszedł, zostawił rwące wspomnienia
A krzywda, bezsilność wciąż boli
Nie stawaj nigdy bo dzieci płaczą
czekając na pomoc człowieka
Niech ich serduszka z radości skaczą
Choć nikt już na nie, nie czeka.