Kolejna kropla spada w otchłań,
wspomnienia jak ostra stal ranią.
Wciąż mówisz do mnie zostań -
już inna jest twoją panią.
To ty wybrałeś drogę niepewną -
skakałeś po wydmach jak pies.
Już nie ja jestem twoją królewną -
tam ona na ciebie czeka gdzieś.
A gdy przypomnisz sobie o mnie,
będę w podróży daleko stąd -
wtedy może zastanowisz się,
że nie było warto płynąć pod prąd.
Tonę w błogiej ciszy -
wiatr gra na liściach.
Tylko nieliczni słyszą -
woda płynie w strumykach.
Świerszcz delikatnie cyka,
motyl kłania się w pół.
Pszczoła błyszczy w promykach,
ślimak chowa się w dół.
Raduj się z małych rzeczy -
bo nie ucieszą cię duże.
Słuchaj jak żaba skrzeczy,
przeskakuj jak dziecko kałuże.
Znów przychodzi
odziana w biel.
Nie zatrzyma nikt -
to nie jest sen.
Znów przychodzi
szron na powiekach.
Dotyka mnie
już mgłą ocieka.
Jak kropla jest
twarzą w twarz.
Przenika mnie
totalny żar.
Purpura gna
na oślep stal.
Tak mroczna jest
przygoda ta.
Zabieraj już to wszystko -
tylko zamknę oczy,
bym więcej nie widziała
jak mą drogą kroczysz.
Za głęboko wszedłeś -
w moją głowę, zmysły,
za daleko - cholera,
nie czuję tej iskry.
Więc uciekaj skoro świt -
zniknij z horyzontu.
Chcę zapomnieć te dni,
gdy nie byłeś w porządku.
Spójrz - to ostatnia kropla
spada w przepaść cieni.
Dotknij na linii biodra -
póki miłość się blaskiem mieni.
Wiatr delikatnie rozplecie
włosy jak łany zboża.
Tam, gdzie słońce nie dotrze -
zawita poranna zorza.
Uniesie się letni puch.
nad mglistym zboczem.
Zakończy się to, co
dopiero zacząć się może.