Zza zasłony rzuconej na blade popiersie
Spogląda cień wspomnień wysnutych naprędce
Jednym okiem mruga, drugim oczekuje
Czy go kto na powrót z ciałem nie skrępuje
A ciało jak ciało - zimne, jak gdyby ospałe
Bo duch mu się zgubił, więc nie istnieje wcale
W rzeczywistości stopione z materią w lód jeden,
Jeden problem - gdy duch uciekł hen, gdzieś za Eden
W wichrze jest Pan. Dusza tańczy z Bogiem
Ciało ledwo spojrzy w górę już pochyla głowę
Ku ziemi co znana, twarda, oparcie stopom daje
Oderwać się od niej? To niemożliwe wcale!
Ziemio, co ciężkie serca nosisz jak głazy bezrozumne
Wybacz ból i zapomnienie, i śmierć zadawaną szumnie,
Na pokaz jakby. Czy powód do dumy? Łzy, krew i krzyk?
Bo wtedy w człowieku człowiek nagle znikł.
Zapachniało wiosną
Już miałam wyciągnąć do niej rękę
I objąć ją serdecznie
Gdy się obudziłam
Z okna spozierał duszny mrok
Ze ścian krzyczała nicość
Tylko zegar tykał samotnie
I nawet wiatr ucichł w boleści
Zielone kapcie dalej stały przy łóżku
Tak jak je zostawiłam - wtedy w innym świecie
Herbata wystygła mierząc czas swym chłodem
powieki opadły same
Gra sennych upiorów i marzeń zmyślonych na poczekaniu
Serce ścisnięte mrokiem do bólu
Dusza utkwiła gdzieś obok żołądka
Czeka milczeniem mierząc dni.
Ta cisza co we mnie
to chmur napotkanie
To traw zapomnienie
Pajęczyny drganie
Niczego nie widać
Niczego nie słychać
Otchłań o zgubnym patosie
Bo to co drga we mnie
Co szepcze do słońca
I z wiatru tka sieć
Wrażliwa na echo
Oporna na gniew
A z falą uniesie daleko
Gdzie brzegu nie widać ni drzew.
Powiedz, co to było
Jeden zbyt mocny uścisk dłoni
Jedno zbyt czułe spojrzenie
Jedno dotknięcie ramienia
Powiedz, czy to się zdarzyło
Słowa w lesie szeptem wypowiedziane
Spacer wiosną pachnący
Pożegnanie dziwnie długie i niechętne
Ale to nic
To już było
Skończyło się
Ty nie napiszesz
Ja nie zadzwonię
Świat nigdy się nie dowie
Bo nic się przecież nie wydarzyło.
Pociąg pospiesznie zakończył żywot
Poświęcony przez swego najemcę, nie właściciela
Utkany ze zranień wplecionych naprędce
Ozdobne dziurki zrobione starannie
Prześwieca przez nie podarta dusza
Jedno życie, dwa życia, trzy życia
Wyliczę bez końca upokorzonych winą nie swoją
Zamknąć oczy, wsłuchać się w rytm kół
Dwie ostatnie minuty, jedna ostatnia minuta, trzydzieści ostatnich sekund
I nigdy więcej nikt mnie nie poniży
Niemy ból krzyczy głośniej niż zapomniany rozsądek
Z głębi duszy wyziera ta sama melodia
Przez zranienia wycieka, obmywa rany ciała
Nawet blizny nie będzie, skorupa wciąż piękna
A co w środku - nie widać, więc nie ma
Nie ma
Nic tam nie ma
Bo taka dziurawa dusza to nie dusza
Nie życie
A skoro tam jest pusto
To i skorupy
Można się
Pozbyć
Toczą się koła, toczą, toczą
Toczą
Kości
Stopione z metalem
Zanucą podobną melodię.