Spotkała żaba kreta, jak szedł do marketu. Ukłoniła się grzecznie z uprzejmością kretu i powiada „Mój krecie, jak będziesz w markecie zrób mi także zakupy. Pomożesz kobiecie?
Masz tu małą siateczkę i portfelik w prążki, do którego włożyłam potrzebne pieniążki, oraz wykaz spisany na listeczku babki. A wychodząc, przy kasie weź mi ze dwie zdrapki”.
Kret, który z uprzejmości słynął w okolicy, rzekł „Owszem, zrobię. To mi nie robi różnicy, tym bardziej, że mnie prosi tak piękna kobieta, a idę do marketu jedynie po „Kreta”,
bo mi przedwczoraj w domu ukochane dziecię zatkało odpływ wody w naszej toalecie”. A między nami mówiąc, powiedz żabo droga, czego sama nie pójdziesz, masz jakiegoś wroga?
A może chora jesteś, może zakochana, może boisz się spotkać po drodze bociana? Rzekła żaba „Kochany, powiem bez kłamania. Poszłabym, lecz mam dosyć tego całowania”.
Lecioł se roz janiołek do góry, do nieba, bo Ponbucek go wezwał, bo mu go potrzeba. Tu na ziemi pilnował górolskich dziecisków, a teroz będzie robił na Boskim klepisku.
Hej! Zawołoł se smętnie, machnął skrzydełkami. Toć czy mi tu źle było z tymi górolami. Cym jo co złego zrobił i jakom mom wine, co aże mnie wzywają w niebieskom dziedzine.
Hejze, Panie Ponbucku miejcie uważanie i dejcie mi tu jakie łatwiuśkie zadanie. A Ponbucek się ino uśmiechnął do niego i pado. Ano widzis janielski kolego.
Dom ci nitke niebiańskom i igłę ze złota, byś mi niebo pozszywał i troche połotoł, bo przecie starusieńkie i mo swoje lata. A wisi nad ludziami od początku świata.
I kożden swojom dziurke kce w nim wyrychtować, aby se bez kontroli do nieba wlazować. Święty Pieter powiado, że to nienormalnie, by w niebie tylo ludzi było nielegalnie.
Ty se tu janiołecku popatrz i polatej. Jak znajdzies jakom dziure to mi jom załatej. A w szczególności popatrz hań koło poręby, gdzie mi wchodzom do nieba jakieś srtaśne gęby.
Wzion janiołek narzędzia co mu Pan przeznacył i polecioł zaruśko zabrać się do pracy. Bez cały miesiąc latoł, cerowoł, obszywał. Wesoło przy robocie zbójnickiego śpiwoł.
Wreście stanął, na niebo spojrzał naprawione i po góralsku pedzioł „Niek to ślak – skońcone”. Pod Giewontem ostawił maluśkom dziurecke. A niech majom gorole ślebody troszecke.
To nikomu nie wadzi, nikogo nie boli. Niech se tendyk gorole wchodzom bez kontroli. I przyleciał Ponbucek. Spojrzoł na dziedzine, i doł mu za robote nowom koszuline
Chociaż za tom dziurecke nerwowoł się trocha, ale zaszyć nie kozoł, bo goroli kocha. HEJ!
Dach utkany misternie z zielonej gęstwiny, na wysmukłych filarach ukrytych wśród liści przywołuje w pamięci cudowne godziny pełne zaklęć i szeptów, które składaliśmy, wpatrzeni w swoje twarze wśród tańczących cieni. Szukający swych dłoni, co szybsze niż słowa. Tam na zewnątrz początek słonecznej jesieni, A tu my, zatopieni w miłosnych rozmowach. W ogrodowej altanie dziś wracam do wspomnień. Dokoła szelest liści, wszystko jest jak było. I chcę sobie kochanie po latach przypomnieć, czy to tu schowaliśmy naszą wielką miłość.
Bardzo sentymentalny wiersz, podoba mnie się ,lecz nie płacz panie Henryku, i nie czekaj na czerwoną różę, bo ona już straciła swą... przeczytaj więcej