Kiedyś w pewnym królestwie małym jak średnia gmina W pałacu (czyli w takim wypasionym mieszkaniu), żyła piękna i młoda i bogata dziewczyna. Powiedzmy wszystkim głośno. Królewna na wydaniu.
Jolanta, bo na imię tak owo dziewczę miało, odkąd tylko nabrała kształtów pięknej dziewicy. Zaczęła swemu ojcu szeptać w ucho nieśmiało, by to w mediach ogłosił. Niech przyjdą zalotnicy.
I zaczęło wnet ściągać kandydatów tysiące. Ten konno, ten w karocy, w lektyce lub piechotą. A chyba po miesiącu było jasne jak słońce, że nie o babę chodzi, lecz królestwo i złoto.
A każdy z kandydatów, gdy już złożył swe dary mówił „ Jolka poczekaj. Przyjdzie czas na pieszczoty. Najpierw pójdę poważnie pogadam z twoim starym. Niech powie jaki posag daje za te zaloty”.
Szli więc przed tron ojcowski na wyrost czując kaca gdy opiją interes co go z królem zrobili. A Jolanta czekała, ale żaden nie wracał, by się oddać pieszczotom. Czas dziewczynie umilić.
Aż kiedyś przybył z Polski udzielny książę Bolek. „Zastałem Jolkę” rzucił padając na kanapę. A kiedy panna przyszła mruknął „ O ja pi……..lę”. I ją wziął i do dzisiaj żyją na „kocią łapę”.
Morał z bajki wynika, moi panowie, panie. „Najlepiej się sprzedaje byle co, byle w złotku”, lecz są tacy, dla których to nie opakowanie najważniejszą jest sprawą, ale to co jest w środku.