Rozkołysał się na wietrze W swej czerwieni poskromiony Załopotał na skraju lasu I wyruszył w nieboskłony
Nad rozlewiskami rzek rwących I nad łąkami złotem traw kipiących Nad polanami pełnymi zieleni I nad górskimi potokami kipieli
Unosząc się nad ptaków kluczami Obserwował ich smukłe skrzydła Zasmucił się że nie jest jak one By łamać czasoprzestrzeni sidła
Granice przemierzając niepostrzeżenie Unosząc się na obłokach wiatrów Zatrzymał czas na tarczy nieba By w ich szumie znaleźć ukojenie
Zimno powietrza do snu go obmyło Chmury pierzyną swą spowiły Ciepło słońca do snu go utuliło By we śnie do drogi nabrał siły
Obudził się w chmur ramionach Promieniem słońca pożegnalnie głaskany Przekroczył bramy nieba I poczuł jak bardzo jest tu mały
Zatańczył mgławicą gwiazd spowity Zasłuchał się w księżyca głosie I zanucił wraz z gwiazdami Pieśń o historii świata i jego ciężkim losie
Zapląsał w księżycowym tańcu Spojrzał na dom z gwiazdozbiorów oddali I zatęsknił za swym skrajem lasu Gdzie świat był taki jak on - bardzo, bardzo mały.
Wieczór jak w każdą niedzielę ten sam... Zrobiłem ciasto i jem je sam... Zaparzę błękitną herbatę, będzie przyjemniej W tej samotności której nie zmienię.
Nie zmienię w życiu już nic... Nie zdołam się podnieść gdy bagno u stóp, Każdego dnia bardziej ciągnie usilnie Me ciało w swej sile głupiutkie, naiwne.
Piję więc herbatę błękitną ze snów. I myślę co dalej, gdy radość zniknie z mych ust. Czy zbiorę energię choćby na chwilę I usunę z głowy wszystko co kruche i niestabilne. Gdy już za chwilę zacznie się noc kolejna W swej samotności tak żałosna i bezsenna, A rano rozpostrze swe skrzydła dzień następny, Tak jak zawsze w swej obłudzie surowy i bezczelny...
Popijam więc herbatę błękitną ze snów, By z każdym przełknięciem rosła nadzieja. By zaczynały piętrzyć się w głowie nowe wyzwania I niespełnione bo zapomniane własne marzenia.... I myślę że odejść bym chciał i nie wracać, Zapomnieć o wszystkich i wszystko wymazać... Zapomnieć o upadkach i o wzlotach także, By poddać się życiu bezwarunkowo... Jak Pan mi każe... I może zacząć wszystko raz jeszcze, Postanawiam !!! Na przekór wszystkiemu odbije się wreszcie.
Dziękuję więc za błękitną herbatę ze snów Wypije ja, by nie ulec szyderczym szeptom złych dusz. Tylko co, gdy skończy się ten mój rajski trunek... Co czynić by dostać następny I oby nie ostatni, błękitny ratunek...
Odejdziesz kiedyś na otchłani pustkę, Podążysz za wezwaniem. Na krańcu świata otworzysz rajską furtkę Bo nowe dostaniesz zadanie.
Ukryjesz się przede mną. Na brzegu morza Zapalisz swą pochodnię ciemną, By nikt Cię już nie szukał, Przytrzymasz palec przy swych ustach, Żebyś nikogo już nie słuchał.
Nie będziesz już na wyciągnięcie dłoni I nie wskrzesisz mnie swym głosem, Gdy spłynie po mej ziemskiej skroni Kolejna kropla troski.
Już nie podniesiesz mnie na duchu I nie powiesz że kłopoty, to tylko marna garstka puchu, a całe zło to tylko śmieszne psoty.
Zamkniesz za sobą furty życia, Odrzucisz nasze ziemskie szepty, Bym zniknął w Twoich zmysłach już na zawsze i na całe wieki...
A gdybyś kiedyś zmienił zdanie To błagam Cię ze wszystkich sił, Zareaguj na to wezwanie, abym bez Twej pomocy tutaj żył...
Przechodzimy sami siebie W oczekiwaniu na nowe dostatki Chcemy ciągle opływać W należne nam światła i blaski
Codziennie budząc się nad ranem Łakniemy szczęścia miodu Który opływać nas powinien Od góry i od spodu
Marzymy z twarzami wzniesionymi ku górze By osiąść na stałe Na celebryckiej chmurze
A kto nas strącić Chcieć będzie Pod pręgierz go i skazać W stosownym urzędzie !!!
Kto by rękę na nas Podnieść zdołał Odciąć mu ją I niech "pomocy" woła !!!
Nie będziemy się oglądać Na to gorsze plemię !!! Nie ubrudzimy naszych marzeń O ich marne brzemię !!!
A jeśli nogę ktoś podstawić zechce, Do kotła go i niech sczeźnie. Niech mu ostatnie zęby wypadną, Niech mu same siwce na głowie zostaną I niech ze zgryzoty paznokcie do krwi wbija I niech mu każdy na dzień dobry da w ry...a.
Takie plemię rządzić na tym świecie będzie Cygara, whisky i wille z basenami wszędzie !!! A gdy ktoś do naszego ogródka będzie chciał wkroczyć, Prądem go i na kopach niech czym prędzej wychodzi !!!
Każdy we własnym "ja...", "mnie..." otoczony, Tylko do czego doprowadzi nas to, Gdy na całość pójdziemy w te strony...