Zemsta (1)

Natłok złych myśli

Wszystko się na tobie ziści

Wieczorami obmyślam plan

Ile twoje ciało ma mieć krwi plam

Za każde z twoich kłamstw 

Wbije nóż w twoja krtań

Za każdą twoją zdradę 

Wbije w twoje serce szpadę

Paznokcie ci powyrywam 

Poczujesz jak cię przeszywam

Jesteś dumną z siebie szmatą 

Sprawie że poczujesz się szkaradą

Skórę z ciebie zedre 

Z brakiem zdziwienia zerknę 

Jaki masz pod nią syf 

Jeśli to cię nie przeraża 

Spokojnie, mi to nie przeszkadza 

Sama wpadniesz w moje ręce 

Mam planów wiele wiecej 

Codziennie mi pokazujesz

I wyboru dokonujesz

Co dla ciebie większą bedzie męką

Psychika czy cierpienie moją ręką 

Wiesz co jest jednak najgorsze ?

Że w twoim życiu wogóle nie goszcze 

Jeszcze nie wiesz o moim istneiniu 

Ale będziesz miała go dosyć w oka mgnieniu

Pomyśl jakim musisz byc bagnem 

Jeśli to ja ci oczy zamknę 

A jestem tylko nieznajomą

Która stanie się twoją zmorą 

Zemsta (2)

Tak blada już twa cera 

Umierasz ze zmęczenia 

Paznokcie powyrywane

Kończyny powyginane

Krzyczeć już nie masz siły 

Widok to bardzo miły 

Pokazałabym ci jak piękny 

Ale oczy to był etap męki 

Przyznam że chetnie sie ich pozbyłam

Nawet lekko sie nie skrzywiłam 

Twoja pochwa pełna szkła 

Chyba ci to nie przeszkadza?

W końcu wielu miała gości 

Nawet gdy byłaś w miłości 

Byłaś taką szmatą.. 

A to jest twoją karą 

Jeszcze tylko chwila 

Śmierć sie do ciebie juz przymila

Jestem jednak dobrą duszą 

Pobawie sie jeszcze z twoją tuszą

Myślałaś że przeprosiny mnie ruszą?

Kochana twoje krzyki tak mnie kuszą..

Zaraz zajmę się ząbkami

Później owinę sie flakami

Serce ci wyciągnę 

Moje szczury są już głodne 

One lubią gówna zapach 

Dlatego ty będziesz w ich łapach 

Tyle krzywdy wyrządziłaś 

Tak bardzo go zraniłaś

Zemsta cię dotknęła 

I boleśnie oczy zamknęła 

Ciebie. Nie mam juz siebie.



Moja głowa, moja dusza, moje serce
Wszystko zniszczone. Cierpie
Deficyt szczęścia, popyt na zagładę.
Wszyscy tacy sami,wszystkimi gardzę.
Nie mam nikogo, Ciebie, nie mam już siebie.
Kiedyś w końcu wrzucą mnie w ziemię.

Podniesiona moja dusza była.
Miłość cierpienie mi zmyła.
Pozbawiła starych lęków, zmartwień.
Zawladnela, otuliła, skleiła moje rany.
Wyleczone ciało.
Serce całe.
Głowa zdrowa.

-jesteś juz gotowa!

Jeszcze przed tym tylko sczepionka> nadzieja.
Przeciw daniu rady
Przeciw odepchnieciu od siebie zagłady.

Odzwyczajona od cierpienia.
Miłość przypomniała mi moc ranienia.
Cialo wyleczone> przygotowane
Na nowych ran nadanie.
Wprowadzila mnie na szczyt
Z niego upada sie najbolesniej.

NADZIEJA
tylko ona mnie jeszcze ogrzewa.
Tylko jednego pragne.
Cos, bez czego przepadne.
Tylko Ciebie
Bez tego nie mam juz siebie.

I ty tez miłością zraniony
Prosze podajmy sobie rece zgody.
Wierze ze jeszcze wrocisz.
Błagam, cierpienie w sobie ucisz.

Nie dam juz dlugo rady.
Zaraz czas mojej zaglady.
Robie rzeczy glupie.
W tym wszystkim sie juz gubie.
Szukam wejscia w lepszy świat
Klucz do niego to Ty masz.

 

 

 

 

 

 

 

 



////naprawde nie mam juz siły, nie wiem co robic i wiem ze zaraz przepadne, kocham cie tak bardzo a jeszcze bardziej cierpie. Wiem ze ten wierszyk niczego nie zmieni, nie umiem sie z tym wszystkim pogodzic i blagam o litość,szanse i próbę nawet jesli ona stanie sie koncem.

Pogrzeb 6/14 - "W głowie goszczą gorsze nastroje"

W głowie goszczą gorsze nastroje

"Szczerość" wrzucona w cudzysłowie

Szczerość szukana w cudzym słowie

Płaczę sam, mieliśmy płakać we dwoje

 

Nie patrzę już na zegar

Wiem, że przyszły złe czasy

W ciszy siedzę i czekam

Aż łzy zejdą z twarzy

Ten smutek mantrą

Ten smutek? Znam go

Oddałem się każdemu z detalów

dla Ciebie, myślałem, że wiesz

Słucham teraz głośno metalu

Lecz w głowie wciąż jazz

 

W głowie gorsze nastroje

Zależy mi na Tobie, Tobie na reszcie

Niech zagości szczęście nareszcie

Mieliśmy płakać we dwoje

 

Robię Ci herbatę

Ty mi robisz nadzieję

Upadam na matę

Los się ze mnie śmieje

Czy naprawdę było warto

Szastać ostatnią kartą?

Mieliśmy spotkać się z zenitem

Te krzywdy bolą mocno

Niebo miało być limitem

Lecz w głowie mam kosmos

 

W głowie goszczą gorsze nastroje

"Szczerość" wrzucona w cudzysłowie

Szczerość szukana w cudzym słowie

Płaczę sam, mieliśmy płakać we dwoje

Dejf bez pieniędzy i: kona - nie nie - wpierw płać !!

kury !! bury !!! wioska.

Ikona Boska

co wyście mi narobili,
nawet głos mój mi zmienili,
nawet siłę oddechu, i bez brechu,
zmienili czoło i uszy, i bez pośpiechu
w brzuchu pociągiem pędzili, gdy w wędkach słodzili

w oczach liść otwarcie napluwa,
wrzątkiem zalewa aż pępek z soczewek za zguba
w tych cholewiakach gumiastych - butach za ciasnych
żądło mi w jelito wstawili zażarcie, śruba - dotrwajcie
co pomodliła się za wioski śpiewaka - za bardzo miło - choć do strażaka

już ledwo w Kłótnie, widzę i mają
czują, że noszą, się tobie znają
coś mi tu dziwnie zabrało,
chyba piorunem sponiewierało

i czuję Cię Całą za Boga
czemu w sielanki w zza grobach
i ciało już padło na trupach,
ma głowa umarła w zza słupach
za mego strupa (lepiej mu) - zamiast niszczonemu Mojemu Mi:

nie widzę już nic poza brumami z mórz
szumami w uszach i w głowie co hasiu ból - o mami, bo Boże zboże
w tych drutach kolczastych w kajutach o nutach:
i cieplej już nie pomaga, o drutach
nawet miłości się nie wydaje, zabawa - niech daje - a nie udaje

- nic już nie jest jak dawniej,
rozebrano mnie monstrualnie, za zgrabnie,
na 6 milionów części, jak to z zdziczałej parówy bo pięści,
zdziczałka działeczka na działce w wywrotach
niech pędzi wół bury
bo ksiądz był ponury

nie warto już słuchać u Trampa
trzeba założyć Barbury
I: moja zrzutka jest już kpiąca
i bez upadku woła,
z mego pierwszego zgonu (2016 r.)
nie alkoholowego
byle nie jego!

nic nie zebrałem - jedynie kpina brzęcząca, za kłótnie, bo kpiąca

- nie wspomnij nic o Mamie,
co liczył na mnie a byli - bez pychy i umowy
ci, którzy nie chcieli, a obrazili ze zmowy
musiałem opuszczać pytaniem, za brata
czy nie wypadnie tak wołać, się o kata

i: II miejsce dostali, pierwszego nie chcą: bo się bali, -

I: wracam powoli do życia, pędzel zaschnięty
takiego, bez ukrycia
bliżej i słodziej
czym wyżej, tym młodziej:
pędź moja stodoła - złocie pajacyków

I: liczę na Wasze poparcie, woleli wsparcie - niech strąca kota - zza półek, bom zbliża:
poparciem nie trzeba, wystarczy dać w nieba, co taca kpiąca od spadającego chleba:
Moje wnętrze było wam otwarciem wszem dokoła:
a to śmierć przecie Moja, nie słuszna, za zgrzewa zwarciem goła:

niech klei ten co wiązał w dach:
lecz moją głowę i ciało zostaw spokoju, co sobie brodę do macha, - do kłodu. Ubiera (krzyż).
- bym żył na co zasługiwał, a moja żona była nim błysł
tym co zostawiła, a głucha była,
i potem Dawid podziękował
z powrotem sfolgował

Me życie bije otwarciej od nowa | tak to kolejna pomoc wy dmym
pieniędzy nadal mina

Lili: & Dejf Kocha: <3 wiocha <3 kokocha starucha

a w ciemni przylepa Zawierucha, zawirusowanego serducha
od złego zrozumiania, świat się nie zmienia w niania
a krzywd nie ubywa - wandali przybywa

przecież jesteście matoły, uważacie się za stodoły,
wyście przecież mnie zepsuli, nim się odkujecie!!

Dawid "Dejf" Motyka

wpłacaj.

Pogrzeb 8/14 - "↑↓"

Przepełniony moment pustymi chwilami
W którym krzykliwym żalem wsłuchuję się w ciszę
Objęty mrokiem, wolałbym Twoimi ramionami
W których trwale we wczorajszych dniach wiszę
Dlatego dziś widzę przyszłość
Daleka jest bliskość


Góra, dół, mam nic, mam wszystko


Puste mieszkanie pełne wspomnień
W którym przebiega wojna w kamiennym spokoju
Przeplatam myśli z tych złych w radosne
Które trwale zostawiają bliznę z każdego boju
Dlatego dziś noszę nowe, psychiczne ślady
Wczoraj mówiłem, że nie dam sobie rady
Jutro pewnie to ja będę komuś dawać rady


Góra, dół, i się mijamy, i się mijamy

piaseczek a kamień | i Kawka się woła

za te wszystkie szukaniem noce ubłagane zamienia się w dołach i płacze Kaśka '

o' bezlitosnym ratunku wystarcza gdy świt dookoła w czarnym wujku;

promiennym pomarańcze, tancerz ulicznym jeżu, te wszystkie rany wylicza:

wyjedzie na kamień gdzieś i świat pomylony;

promyczek mi w Sercu tutaj wylicza|

 

Warkocze tu liści uzbieraj mi.

 

Wypryśnij czym prędzej i uciśnij, i weź to sobie do siebie, co mnie nie posłucha, a Kochałeś i byłeś i Jesteś nim | .

i biometr nieokrzesany tęczą w błękitnym w prze miłym błaganym; co sądy mamy ~

za krzywdy w słuchanym nie raz, za co zwierciadle przytrzyma i parzy się w krzyku codziennym dziecinnie prostym| zaraz...

 

i w nim wyjdzie się w noc i w sen uroczy; wyksztusisz się o promień co siły nabiera |

nikomu własnemu tak jak ja i po kryjomu, i rym w mym zdaniu otwieraj, i przypominaj |.

-aż ugnie się każda zakazana żona - zakażona | zmieniana na w pół i dół.. |

I tutaj goło o spływaj | skoroś pykł i łykł co wlekł i w kasze mykł, dobijaj co buczy i przyszedł se, i stygł - policzę się.

 

Bary za bary, te wszystkie gitary, czekające w komary za skróty, których nie ma, te które tu w czeluści dogryzają|.

Gromadki wen w statki, w podstępnych modelach meldunki i wianki w ich winach sztucznie wstawiają w bąbelki| -Wprawianych w bródkę, wyprawiają wywrotkę; i czyste szczęki;

 

Są bez własnej żeglugi u Matki | trajkoczą w stokrotki i maki, - a ryby biorą w różanych różańcach | kaczeńcach podróżach |

 

Wybiła godzina duża...

 

wypija błahostki z czekoladki, - i Chropy i chrostki, i chustki, i ciekawostki w zasadach najdroższych omijasz mnie | pejzażach | i wzgórzach |

 

z wielu dróg i wapiennych oh biorą; Cię bez przerwy;

 

My z troskliwiej wiosence, i naszej wisience, właściwej panience co sobie teraz zawistnie dogrywasz |

Wykwintnieś mógł | ściel się |. Boś bódł.

 

I wszystkie te strony, struny, gdzie świat pomylony, otulasz się w swych zapomnieniach, -

 

 

 

Gdy swemu posprząta, a oczy dogląda, podtrzyma w ożywczych płomieniach |

... aż wydmy poproszą, - o ciepło (niech noszą), i godło | zaplątasz;

 

o' takim się stajesz rycerzom błaganiem; a zdobył ten tron co mi i potrzeba;

-aż nędza wybrzydza i się dopomina, pojedziesz o piątej; dziesiąta... co mi trzeba ci | .

 

Mina gminna.

 

Ten balkon' tu szczekał, płonąca czekał, aż los zadrwił nogami poobrywał -

... i stokroć się prosi aż pedał spękał się; w złoty pył wykosił, i dość! I Już... toś mi pomógł!!!.

 

Rzekomo nikomu, łakomo o czekolad a w Romach, o wiadukt wychacza o rogich wrogach;

 

i Zakrywał w kołderkach, i naglił w pasterkach i bombonierkach, w bezchmurnych zadymach, których zna;

 

I już ci otwiera się; czym prędzej do mego ramienia, i zmieniaj się w mój kraj- co nie wyciera - aj! - Wybieraj...

 

*** przy tobie moje myśli zatracają sensu wodospadów ~~

o blado mi, gdym ciebie wiódł w srogi rytm kochanie ***

 

Dawid "Dejf" Motyka

Pogrzeb 3/14 - "Umiera Miłość"

Co mi z podbitego świata
wiecznego blasku
uśmiechów i uznań

Skoro nie mogłem za Ciebie
umyć tamtych naczyń
zrobić Ci tamto śniadanie

Dać tego całusa

Co mi z wiecznie wspomnień żywych
W których codziennie wieczorem przed snem

Umiera miłość

Pogrzeb 1/14 - "Życzę sobie śmierci"

Zapomniałem znowu co miałem napisać
Znowu po krzyku nastąpiła cisza
Znowu piszę "żegnaj" do notatnika
Zapomniałem znowu co w głowie mi świta

Zagryzam wargi w gniewie
Ranię się myślami i mijającą dobą
Patrzę w lustro i nie wiem
Czy już jestem kimś, czy wciąż jestem sobą?
W sercu nie miało wiać zimą, znowu jestem na dnie
Powiedz, na imię mi Szymon, czy może plan B?

Zapomniałem znowu, że nie jest mi do śmiechu
Znowu boli mnie piękny zapach Twoich perfum
Znowu piszę "żegnaj" do notatnika
Zapomniałem znowu jak czule mrok się ze mną wita

Zaciskam pięści w amoku
Kaszlę panicznie krztusząc się własnymi łzami
W lustrze widzę wrogów
Rozsypałaś sól na moje rany swoimi czynami
Niestety, szczęście to nie mój krój, bo się we mnie nie mieści
Proszę, zadaj mi ostateczny ból, bo życzę sobie tylko śmierci

Chciałem...

Od kiedy pamiętam chciałem tylko jednego,
Rodzinę założyć, dom wybudować,
Z żoną obcować, dzieci wychować,
I czuć moc szczęścia niepojętego.

Ale cóż... Im starzej, im dalej,
Tym gorzej - bo wizję zatracam,
Wciąż wśród fałszerzy się głównie obracam,
Niebawem zostanie mi tylko już szalej.

Bowiem widocznie nie jest mi pisane,
Szczęście rodzinne,
Serce stabilne,
Tylko ponure noce zapłakane.

A w zasadzie ja przecież nie chciałem za wiele,
Przy zasypianiu czuć ciepło osoby,
Na choince wspólnie zawieszać ozdoby,
Czuć nocą obcy oddech na ciele.

Tak... Rzecz której głównie potrzebowałem,
To szczęścia w miłości,
Co bym nie czuł do ludzi zazdrości,
Że żyją w świecie którego nie znałem.

Niestety czas mój dobiega już końca,
Bo tracę resztki swej mentalności,
I nie ma ratunku od tej przypadłości,
Przepadnę, nim ujrzę promienie słońca.

Witraż życia

Całościowo jestem tylko witrażem kolorowym,
Które sztukmistrz zwany Życiem tworzył lat kilka,
W trakcie prac prawił o szczęściu rzekomym,
Ale też wspominał o rozterkach, złych wilkach...

Słuchałem go chętnie i marzyłem o tym,
Jakież to barwy mój witraż mieć będzie,
Czy może różane? Jakiś kolor złoty?
Lecz artysta ostudził mnie w moim zapędzie:

"Nie zawsze witraż będzie barwiony,
Niekiedy zostaje w szarym kolorze,
Choćby to zmienić chciał błogosławiony,
Nic barwy życia odczynić nie może."

I faktycznie w zgodzie z artysty słowem,
Po latach gdy dzieło już niemal stworzone,
Szarość i czerń stały się głównym kolorem,
Niekiedy krwistą czerwienią zdobione.

Mimo to widzę mistrza próby wszelkie,
Co by dodać do dzieła barw bardziej cudnych,
Ale... Czy da to efekty dość wielkie?
Zobaczymy... jak dotrwam do tych dni chlubnych.

Póki co - określa mnie mętna szarość,
Czerń zaś i czerwień to moje oblicze,
Chciałem miast smutku ja budzić radość,
"Eh, może kiedyś..." - na to zaś liczę.

Głębia

wołam wszystkich - jestem tutaj!
czuję, widzę, spadam - słuchaj!
podrap, ugryź- nic to nie da.
zniknie, minie - durna bieda.
stoję, milknę - wszyscy biegną.
zacznę? skończ już - myśli legną.
chwytam, łapię - każda leci.
skacze, cierpie - mózg oszpeci?
pcham, odrywam - wymiociny.
pląsam, leżę - wszędzie miny.
łkam, narzekam- duszy rany
czekam, czekam - sposób marny!
wołam wszystkich - czarna chmura!!
ratuj, proś no.. - wieczna dziura?

Samotność

Samotność jest dobra, lecz nie dla ludzi którzy potrzebują miłości i uwagi. Niektórzy popełniają samobójstwa przez ludzi którzy wyśmiewają ich wady.

W stanie smutku

Smutek leje się gorącym wrzątkiem
na mą duszę,
Zamarza skostniałym lodem w me serce,
Żółte, spopielałe stają się karty kalendarza tej jesieni mego życia,
I ptak szczęścia mego chce odlecieć hen daleko !

Łzy leją się ulewną Rozpaczą,
I biją o parapet mej Wrażliwości
Co szybko się kruszy !

Ostatkiem sił każda powieka oka mego
Pięknymi wspomnieniami żyje
I w wyobraźni maluje
Piękną drogę z tęczy do nich !

Chce znów takich pięknych chwil,
Bo te obecne zasługują na pogrzeb
Ale bez żałoby !

Smutek się leje,
Wrzątek opada,
Na razie przyszłość swą widzę
Myślami rysując :
Oj biada jej biada !

W stanie smutku wrzątek na mą duszę się leje,
Wszystko w mym wnętrzu truchleje ! ;(

24.11.2020

Okrutne losy Ojczyzny

 
Tłamszona, bita, poniewierana, kajdanami jej wolność
była skuta i zabrana Ojczyzna moja kochana !
Jej łez boleści rany historii przeszłości okrutną są cykuty dziejami,
Ileż łez wypłakała,
Ileż razy o Wolność swą się starała,
By naprawdę oddychać prawdziwym
powietrzem swego istnienia!
Ojczyzno moja Polsko
Na rozbiory Cię podzielili,
Do rozpaczy, okrutnych
łez, i krwi porzucili !
Dziś szacunek Ci oddaję
Za ofiarność twoich ojców
Którzy walczyli abyś była wolna
I niepodległa,
Dziś gdy wolność twoją
Od 102 lat świętujemy,
Za wszystkie twoje karty historii które
zmierzały
Do wolności, i którzy się temu przyczynili
serdecznie Dziękujemy !

Niech żyje Niepodległa !

11.11.2020

Nie wyszło..

Byliśmy razem, lecz osobno
Byliśmy daleko, a jednocześnie blisko
Mieliśmy już być tylko razem
Mieliśmy już być tylko blisko
Zostaliśmy osobno..
Zostaliśmy daleko..

Próba

w te popołudnie padał nudny deszcz

kolejny szary dzień w czarno-białym świecie

pozbyłem się tego dnia wszystkich łez

trzymając jesień za rękę myślałem o lecie


poddałem się, przyjąłem wtem imię: "Strach"

wyglądałem jak straszydło, miałem wielkie oczy

a w snach nawiedzał mnie krajobraz i dach

"Będę świetnym orłem" mówiłem każdej nocy


lecz do towarzystwa deszczu dołączyła burza

mózgów; a wiatry nadal zachęcająco w dół wieją

ale psychiczna rana nigdy nie będzie tak duża

by w głowie pomieszać poplątanie ze straconą nadzieją


i wtem obudziłem się we własnym łożu zapłakany

ucieszony, że Abraham swoim nie zadręcza

Złapałem lato za rękę, chociaż z jesienią utkany

w czarno-białym sercu kolorować zaczęła tęcza

anxiety attack

Umysł nawalił, przestaje myśleć.

Zaczynam czuć, mocniej i mocniej...

Tak łatwo można oszaleć.

Dźwięki robią się głośniejsze, coraz głośniej i głośniej.

Przed lustrem stoję i pytam się ''czemu tego nie olewasz?''

Znowu wpadam w moją wewnętrzną histerię...

Za wariata mnie uważasz

co chwilę umysł wykrywa zagrożenie innym przypomina to komedię

Serce przyspiesza, oddechu złapać nie mogę.

Świat wiruje, dusza krzyczy i woła o pomoc.

Ja samą siebie zagoniłam w pułapkę.

I tak codziennie czuję tę niemoc

Ostatni raz

Zaczęło się banalnie
po szkole pod mostem
drugi dziesiąty trzydziesty
setny raz
ciemniał świat
szkielet
twarz nie do poznania
resztkami sił
żyła przyjęła dawkę
a potem
serce przestało bić

***

Since zadrapania
cierpiące spojrzenie
język solą spieczony
niesamowicie bolą
jak ciernisty upadek
albo głowa zamknięta
w ścianie beznadziei
odeszła
dzięki temu teraz
idzie własną
a nie jego drogą

***

Pił coraz więcej
gdzie tylko się dało
aż zasnął latem
na ławce w parku
pośród płaczących wierzb
na zawsze

Kazimierz Surzyn

Serce Matki

Ileż miałaś w sobie odwagi
Ileż siły
Ileż wiary miałaś
Że swojego jedynego SYNA
temu BOGU oddałaś
A ON umarł na krzyżu
W męce i cierpieniu
I TY to widziałaś
I się nie poddałaś.
I walczyłaś do ostatniej chwili
Sama ze sobą, bo
Tego Boga kochałaś
I właśnie dla NIEGO
Nigdy się nie poddałaś.

*****

Matką MIŁOŚCI
Dla ludzi się stałaś
Matką NADZIEI
I matką WIARY
Przykładem CZYSTOŚCI
Przykładem MĄDROŚCI