Gdy drżenie dłoni cykutę rozleje
A bicia dzwonów serce przepełnią
Wiatr tragiczny, o zgroza powieje
W twarz śmierci, której wolę odejmą.
I niech szkaradne plemiona przybędą
Jak duch Boży nad pustkę, co światem
I choć wódz ich byłby czarnym przybłędą,
To potraktuje ludzkość wygnania batem.
Śmierć zaginęła w kupie życzeń zgonu
Czas upadł jak niezłomny rycerz światła
Teraz sadźmy bezprawie i czekajmy plonu,
Gdyż horror to nasz dom i przenika z tła.
A gdy cykutą przepiję setkę grzechów
I nastrój wypełni mnie czerstwy i grobowy
Pan z podziemi wyrzuci garść czeków,
Którymi opłacę loże cmentarnej odnowy.
Gdy słońce orężem obali ciemne zorze
A kapłan ostatni splunie w twarz przeklętą,
To dowiodę, o Panie Podziemi, o potworze !
Że władam Twoją mocą i idę drogą krętą.
A jak przebiją pierś kołkiem i pogrzebią
Czekać będę rezurekcji na twym łonie
Już widzę te zaszczyty, oczu swych głębią
A serce me zgniłe czerwiem już płonie.
Już witam odmęty, szaleńcze otchłanie
Już koronę cierniową układają na głowie
Witam cię, o gwiazdo ciemna, mój panie !
Niech się świat cały tego dzisiaj dowie...
Na gwiazdy swoje uczucia przyrzekali.
Była to miłość pełna wspaniałych wzruszeń.
Lecz los przechylił zło na swej szali.
W jej życiu pojawił się nowy dureń.
Lecz pierwsza miłość była majętna.
Druga lepiej się w łóżku sprawdzała.
Do zbrodni też była chętna.
Intryga w sypialni powstała.
Dopadli go w łóżku o świcie.
Dokładnie upozorowali włamanie...
Chcieli obłowić się sowicie...
Spytał: Dlaczego to robisz kochanie?
Bo jestem rozrywkową dziewczynką.
Ty nudzisz mnie zaś niesamowicie!
To będzie mordu przyczyną.
Stracisz za chwilę życie.
Zbudziła tym Anioła Sprawiedliwości.
Usłyszał sąsiad podejrzane okrzyki...
Spłoszeni, połamali na schodach kości.
Lecz nie dla nich zabrzmiał sygnał karetki!
Dostali lat więzienia dwadzieścia i pięć.
Pierwszą miłość lekarze uratowali.
Miał też dodatkowe szczęście...
Zdołał schowany w pracy
kupon na milion ocalić!
Oskar Wizard
słowo stworzone
w sposób
tak piękny
że sercu dodaje skrzydeł
w rymach odnajduje
melodię zmysłów
pieszcząc doznania
pięciolinią
wyrazów
bez rymu
zaś
pędzi
jak oszalały ogier
płynie
jak wodospady
kruszące skały
rozbija zaskorupiałe
przekonania
zerwane z uwięzi
reguł
próbuje przytulić
myśli
przyspieszyć
tętno
rozgrzać ciało
lub wprost przeciwnie
zmrozić celną puentą
niespodziewanie
docierając
do źródła
wszystkich lęków
bywa też lekiem
na wszelkie obawy
gdyż ma moc magiczną
zdolną
uzdrowić duszę
lub obudzić
drzemiącą
miłość
a wszystko to
tylko dla Ciebie
Czytelniku
Oskar Wizard
Chcę ruszyć w przód
Za marzeniem iść w dal
Lecz okiem do tyłu rzut
Sprawia, że umieram tu
Umieram tu...
Diagnoza już dawno wystawiona
A mimo to wciąż potrzebuję doktora
Nie chcę żadnych Twoich zastrzyków
Po prostu bądź i mnie przytul
Wiem co mi dolega, umieram między ludźmi
Może to ja jestem taki sam, a oni tacy różni
Nie mogę się odnaleźć, nie widzę zbawienia
Nie mam pretensji, nie mam zażalenia
Zauważyłem, że nie pasuje tu, chcę pasować tam
Jestem pośród chmur, ciągle szukam zmian
By odnaleźć się w tej dziczy i uśmiechnąć się raz szczerze
Lecz ciągle porażka, nie wiem gdzie mnie to zabierze
Czy trafię na człowieka, który mnie uratuje?
Bo ja samemu niczego dobrego nie zbuduję
Widzę jak z wiersza na wiersz bliżej mi grobu
Wędruję myślami, a nadal jestem w tym domu
Z Monologu wpadam w Bełkot i szał
Wystarczy tej agonii, proszę o strzał
Pragnąć śmierci czuję coraz większą obojętność
A z ludźmi nie połączyła mnie żadna jedność
Jestem całkiem sam, chcę ruszyć w przód
Ratuj Patrycjo, potrzebny mi cud
Obojętne mi były te tabletki pod językiem
Stoję w spokoju, nie uciekam z krzykiem
Jestem cieniem samego siebie
Może się tylko lenie, może
zaprzepaszczam swoje istnienie
Ale co zrobić, powiedz jak mam wstać
Z łóżka skoro jedyne co robię to płacz
Nie chcę nikogo łudzić, że sobie poradzę
Umieram - taką tajemnicę Wam zdradzę
Ale kogo to obchodzi?
Chcę ruszyć w przód
Za marzeniem iść w dal
Lecz okiem do tyłu rzut
Sprawia, że umieram tu
Umieram tu...
Wyznacznikiem moich osiągnięć był drugi człek
Lecz kiedy go podniosłem on prędko zbiegł
A przecież był w takim bagnie
I prosił o mnie tak ładnie
Teraz wystarczy to zostawić w tyle
I zbić w tym snookerze wszystkie bile
Uśmiechnąć się i zaczerpnąć życia
A ja czuję przeszkody nie do przebicia
Bo niby jak mam łapać radość
Skoro pomaganie to moja słabość
Ale nie umiem pomóc mojemu ego
Tutaj potrzebuję kogoś drugiego
A wciąż liczba jest pojedyncza
I jakimś trafem każdy to przemilcza
Z oczu ciągle lecą mi łzy
Nie panuje nad tym, cichy krzyk
Gdzieś tam słyszę go w moim wnętrzu
Chcę ugościć może kogoś w moim sercu
Nie mogę podjąć choć małego kroku
A chcę się rozpędzić i wygrać w skoku
I w dal i wzwyż i zdobyć wszystko
Co ma życie, lecz to prysło
Znowu leżę smutny w pokoju
W duszy nie mogę znaleźć spokoju
Nie odwracam się a widzę co za mną
To paranoja, przez którą wpadam na dno
Umieram porzucony pośród kompleksów
Niedługo odpłynę do tych bezkresów
Ale kogo to obchodzi?
Chcę ruszyć w przód
Za marzeniem iść w dal
Lecz okiem do tyłu rzut
Sprawia, że umieram tu
Umieram tu...
Podobno Ojczyźnie
trzeba dać
daninę krwi...
Ja się wcale
przed krwiodawstwem
nie wzbraniam.
Z źle uzbrojonego
to wróg
tylko drwi.
Nawet gdy bohater
się kulom
nie kłania.
Gdy masz nowe armaty,
czołgi, rakiety...
Do tego
kilka flot
bombowców...
Nieprzyjaciel
ze strachu
doznaje podniety.
I szuka schronów
albo wychodków.
Przydałoby się też
kilka bomb atomowych.
Czy nasza armia
od innych
musi być gorsza?
Do potężnego wojska
każdy pójść gotowy!
A wróg?
Ma miękko
w portkach!
Oskar Wizard
kiedy życie się przeleje
w jednej chwili
jak wodospad
i skinieniem palca
wezwiesz mnie do siebie
niech mi niczego
nie będzie szkoda
bo ja przecież nie jestem
z tego świata
wezmę ze sobą
tylko kilka wierszy
zamiast fotografii
z pielgrzymki po ziemi
choć jestem przekonany
że jeszcze wspanialsze rzeczy
tam dla nas przygotowałeś
a ja będę je mógł chwytać
w wersety anielsko - doskonałe
Autor: Don Adalberto
Mam dość.
A dość ma mnie.
Czuję je w całym ciele ,
Wgryzło mi się w każdą kość.
Nie znam się na medycynie,
Nie chce sam znów sobie przeczyć,
Że jest dobrze.
Nie wiem,
Powiedz,
Czym i jak to mam wyleczyć?
Po co liczyć znów na ciebie?
Sam receptę znajdę sobie!
Może będę z tobą w niebie,
Kiedy już to w końcu zrobię.
Już znalazłem!
Weź do dłoni!
i mi przyłóż,
Wprost.
Do skroni.
Spójrz
im w oczy
Stań przed lustrem
Poczuj umysł swój w niewoli
Wejdź
w głąb myśli
Stocz tam walkę
I ją przegraj znów powoli
Chwyć
za duszę
Już nie swoją
I bez swojej też już woli
Usłysz
strzały
Zobacz wnętrze
Niech już więcej cię nie boli
Siedzę na tronie
Insygnia władzy
A w ręku broń
Muszę się jakoś obronić
jak mam strzelić w głowę
Sobie.
Czy mogę się zrzec tronu?
I korony?
Oddam im wszystko,
moje stroje
I nakrycie
Nastroje instrument
Gotowy do gry
Gry o życie.
Jolka, rok już prawie mija...
A we mnie smutek wciąż nie wygasa.
Moja dusza jest teraz niczyja.
Ty pewnie po chmurach z Aniołkami latasz.
Umarłaś w chwili mojej największej słabości.
Cierpiałem, bo nie mogłem pomóc w chorobie.
Mogłem jednak dać Ci więcej bliskości.
To właśnie od roku zarzucam sobie.
Nie wiem już czy dobrze, że moją samotność rozbiłaś?
Bo był to pancerz, a teraz jest pustka.
Zawsze mi szczęścia w życiu życzyłaś...
I prawie nigdy nie zamykały Ci się usta.
Kiedyś z pewnością znów się spotkamy.
By słuchać Twojego rechotu, z pewnością przybędę.
Czasem mądrą sentencję o śmierci wymyślamy...
,, Jesteś teraz TAM, gdzie ja kiedyś BĘDĘ".
Oskar Wizard
Trzy dni nic nie jadłam.
Bez,jedzenia z braku sił upadłam.
Czułam serca kłócie.
Leżałam kilka dni bez czucia.
Cały czas się duszę.
Jakoś usunąć muszę.
Głowę do góry zadzieram.
Umieram powoli umieram.
Może jestem szaleńcem,
Marzący o życiu wiecznym.
Może jestem więźniem,
Nie potrafię wrzucić wsteczny.
W moim sercu wbity pręt,
Do miłości czuję wstręt.
Niebawem nie będzie nic,
Niebawem - nie będę żyć.
Może jestem tylko szaleńcem,
Nie mogę uwolnić myśli.
Może jesteś czymś więcej,
Wspomnień nic nie czyści.
A w sercu wbity pręt,
Znowu życiowy skręt.
Niebawem zamilkne.
Niebawem - zniknę.
Te myśli wciąż czają się w głowie,
Lecz już z nimi nic nie zrobię!
Moje serce wciąż kocha się w Tobie,
Będzie kochać nawet w grobie!
Uciekam,
przed samotnością w czterech ścianach
Staram,
uśmiechnięty mówić o kolejnych planach
Lecz,
wciąż widzę obrazy z wczoraj
Chcę latać...
Lecz,
budzę w sobie potwora
Staram,
Zachować trzeźwość i wciąż śnić
Uciekam,
Przed samotnością - nie chcę żyć
Chcę latać...
...
Może jestem szaleńcem,
Może byliśmy kłamcą.
Może jestem jeńcem,
Myśli w płaczu tańczą.
Powiedz - kiedy się cierpienie zacznie?
Bo ja niedługo skończę cierpieć...
Te myśli wciąż tańczą w głowie,
Lecz już z nimi nic nie zrobię!
Moje serce wciąż kocha się w Tobie,
Będzie kochać nawet w grobie!
Uciekam,
przed samotnością w czterech ścianach
Staram,
uśmiechnięty mówić o kolejnych planach
Lecz,
wciąż widzę obrazy z wczoraj
Chcę latać...
Lecz,
budzę w sobie potwora
Staram,
Zachować trzeźwość i wciąż śnić
Uciekam,
Przed samotnością - nie chcę żyć
Chcę latać...
trumna nad którą stoję powiada mi więcej niż tysiąc słów kapłana,
kapłana obłudnika, mówiącego z ambony rzeczy o których nie ma pojęcia,
mówi o bólach które ja znam z innej strony.
Trumno moja, proszę, nie bądź zbyt okrutna dla ciała, choć wiem że pobożnym jest to życzeniem.
O Mari.... jak oddać Ci to co ukradłem? jak odkupić grzechy, winy, i to co nazywam CIERPIENIEM?
nie ma słów na występki jakie wyszły z pod ręki i słowa mojego.
nie ma ognia który oczyścił by duszę, która gnije jak ciało chorego na gangrenę.
A z bólem serca przyznać muszę wszelkimi prawdami że umierać za grzechy te występne, to za małe skarcenia dla odkupienia duszy.
Wstępuję w tę trumnę z uniesioną głową, choć cierń świadomości i strachu przed piaskiem chcą mnie tu zatrzymać, to udam się tam gdzie powinienem.
Po moim wołaniu wypiszcie na grobie słowo "PRZEPRASZAM" dla tej, która wybaczyć pewnie nie zdoła.
trumna nad którą stoję powiada mi więcej niż tysiąc słów kapłana,
kapłana obłudnika, mówiącego z ambony rzeczy o których nie ma pojęcia,
mówi o bólach które ja znam z innej strony.
Trumno moja, proszę, nie bądź zbyt okrutna dla ciała, choć wiem że pobożnym jest to życzeniem.
O Mari.... jak oddać Ci to co ukradłem? jak odkupić grzechy, winy, i to co nazywam CIERPIENIEM?
nie ma słów na występki jakie wyszły z pod ręki i słowa mojego.
nie ma ognia który oczyścił by duszę, która gnije jak ciało chorego na gangrenę.
A z bólem serca przyznać muszę wszelkimi prawdami że umierać za grzechy te występne, to za małe skarcenia dla odkupienia duszy.
Wstępuję w tę trumnę z uniesioną głową, choć cierń świadomości i strachu przed piaskiem chcą mnie tu zatrzymać, to udam się tam gdzie powinienem.
Po moim wołaniu wypiszcie na grobie słowo "PRZEPRASZAM" dla tej, która wybaczyć pewnie nie zdoła.
Smutek zostawiam,
Siedząc w smutku z
Diabłem rozmawiam.
Zadaje mi cierpienie
Słowami ostrymi,
uderza mnie ogniem,
Gestami srogimi.
Już dość tego wszystkiego,
Żegnam was wszystkich,
Odchodzę do niego,
Nie Patrząc na bliskich.
przestać marzyć, przestać śnić,
skończyć w końcu z tym co złe,
z tym co wciąż zabija mnie.
*Orginalna nazwa to " Moj Pamietniku ", wiersz na podstawie utworu "The Diary" zespołu Hollywood Undead
pomieszany z moimi przeżyciami, stary wiersz.
zjadłem ostatnią wieczerzę.
Wystarczy już tego
się obżerania!
Sprawdzam swą wiarę
zupełnie szczerze.
Jutro jest czas umierania.
Nie chcę w coś wierzyć,
bo tak wypada...
W piątek chcę dotknąć
najgłębszej depresji.
Co będzie,
gdy życie
z ciała odpada?
Proszę, już nie mów
o jakiejś herezji!
W końcu jest to interes życia.
A ja chcę
się dobrze
do niego przygotować...
Gdzie pójdę
gdy serce
przestanie tykać?
Żyć będę na chmurkach
czy w kotle gotować?
Gdyby to wszystko
było jasne i czytelne...
Z pewnością
jedna religia
by tylko istniała.
Przyznaj, że rozważam
głęboko i dzielnie!
Wiedza ludzkości
jest wciąż zbyt mała!
W sobotę pewnie
wszystko mi się zapętli...
Bo stamtąd
żaden świadek
jeszcze nie powrócił.
Kazania są piękne
lecz fakty mętne!
Najchętniej
bym te rozważania
porzucił!
Katolik swoje,
buddysta wręcz przeciwnie...
Protestant
korektę wierzeń
dorzuci...
Przy Świadkach Jehowy
rozum też więdnie...
Kto w końcu
prawdę
do serca wrzuci?!
Nie wiem
czy brać jakąś wiarę
jak towar ze straganu?
Jedna się błyszczy,
tamta mądra lub miła...
Logika szepcze,
masz czas
więc się zastanów!
Na szczęście
w Wielkanoc
rodzina przybyła.
Bo jeśli wierzyć,
to z pełnym przekonaniem.
Oddzielić prawdę
od pięknych baśni...
Na razie cieszmy się
rodzinnym spotkaniem!
Ponadreligijna wiaro,
proszę we mnie
nie zgaśnij!
Oskar Wizard
czystą jak bólu łza,
chłodnymi ustami Cię musnąć
i szepnąć: to właśnie ja.
Otulić się w ciepłą rozpacz,
o świeży otrzeć żal.
Nic nie jest już jak dawniej,
przemijam, choć nadal trwam.
Nieobce mi sekundy szczęścia,
żałosne radości chwil.
Lecz mną pała dzika żądza,
pragnienie smutku, nieba i krwi...
Być Martwym by Ciągle Śnić
By Być Martwym..
Bez Zbędnych Pytań..
Bez Żalu..
Być Martwym
by Wiecznie Śnić..