Popioły

Co jeśli całe życie
jest ciągłą pokutą?
Czy muszę
dotrzymywać terminów?
Raj dla mnie jest tylko ułudą...
Wiem, że obarczony jestem winą.

Tu popiół niczego nie zmieni.
Każdego dnia
chciałbym odkrywać
Pana B. zamiary.
Może mój los kiedyś
w szczęśliwszy odmieni?
Na wszelką tradycję
jestem zbyt stary.

Niech więc kto chce,
tak właśnie próbuje...
Na mnie wciąż
ogień z popiołem opada...
Jednak serce
kocha wciąż
bo czuje...
Być dobrym
bo chcę,
a nie,
że wypada...

Oskar Wizard

Rok 2024

Jak dobrze dostać abonament na sen.
Jutro dzień wolny więc sklepy zamknięte.
Kto wygra wybory, od wczoraj wiem!
Partia jest jedna i wszystko w niej święte.

Uśmiecham się do kamery, więc do urzędnika.
Wszystko notują w naszej stolicy, Brukseli...
Przyjmę dziś do domu kolejnego imigranta.
Nie przyjąć nikt przecież się nie ośmieli.

Nie muszę myśleć, wszystko ujęte jest paragrafami...
Urząd jak co dzień dom zrewiduje...
Wyznaczą żonę, którą obsypię grzecznościami...
W poniedziałek do Ministerstwa Bezrobocia pójdę.

Bo wszędzie zastąpiły nas już maszyny.
Może w kanałach znajdę zajęcie?
Bezwarunkowy dochód jest bardzo nikły.
Losowanie zdecyduje, czy mam szczęście?

Brakuje mi dzieci, zabranych na reedukację.
Urzędnik znalazł w domu prezerwatyw paczkę.
Marzy mi się pasztetowa na kolację...
Sztuczne jedzenie osłabia mnie znacznie.

Mam w toalecie skrytkę tajemną.
Trzymam w niej książkę, za którą władza anihiluje.
Czytam nocami poezję wiosenną.
Bo mimo wszystko, serce coś jeszcze czuje...

Oskar Wizard

Bo tak jest napisane

Znam tyle miłych
i uroczych pań...
A każda zachwyca
swoim urokiem...
Dylemat moralny
teraz mam...
Bo wszystkie są słodkie!

bo tak jest napisane
tu zakaz a tam nakaz
do tego wielkie kazanie
paciorków pokaz

na klęczkach lub na baczność
pod twoją i za naszą koniecznie
w spojrzeniu do świata złość
wymagane jest karanie
bezsprzecznie

tak każe tradycja ojców
matki są tylko służkami
odpękać mszę i jesteś gotów
chyl czoło przed purpuratami
 
zanika empatia i współczucie
wszystko zastąpi wszechwiedza
serce trąca jak rak zepsucie
pychy wyrasta twierdza
 
czujesz już w żyłach świętość
a mimo to skok adrenaliny
czy zdołasz do raju wejść
z wiarą wyjętą z formaliny?

Oskar Wizard

Błędy niewybaczalne

A gdy ucichnie
melodia słów
na zawsze?
Gdy pojmiesz,
że tak wiele jest rozmów
niedokończonych?
Nie możesz już zrobić nic,
bo los zamknął rozdział.
Pozostało już tylko
wspominanie
chwil minionych.

Ta cisza
krzyczy dniem
wczorajszym!

Gdzie jesteś,
jeśli Cię
tu już
nie ma?
Myślałem,
że czeka nas
los wspaniały...
Jakże pustą
stała się
teraz Ziemia!

Kłóciliśmy się rano,
godzili o mroku.
Postanowiliśmy
chwilę odetchnąć
od siebie.
Chciałem powiedzieć Ci
sto kochających słów...
Nie mogę,
bo jesteś już w niebie...

Oskar Wizard

TheDiary44*

Zyłem życiem które nie umiałem opisać
Lecz gdy ujrzałem to
Zrozumialem, że zaden wiersz nie trzeba pisać...
 
Bo i ja za długo biegam ulicami
Ulice? Te które nie istnieją
Czekałem na obstawienie mnie zniczami
Ulice, które do dziś są moją nadzieją
W tamtym czasie gdy to poznałem
Nie miałem nic, a wstałem
Coś chciałem, mimo że się bałem
Być taki, wiecznie uciekałem
 
Starałem sie zawsze być dla innych
Tak ukrywałem swoją słabość
A na koniec byłem winny
Było mi ciężko, a gdzie dziecinna radość?
Sam w pokoju, sam w domu, sam ze sobą
Toczyłem bój aby robić to co inni robią
Słaby samotny, chyba nazwam to fobią
"Introwertyk"... to cholerne słowo
 
I kiedy było źle, reszta też miala sens
Sam ze sobą, sam w domu, sam w pokoju
Czekałem aż nadejdzie mój kres
Ale prosze, nie mów nic nikomu...
Rozumiałem powoli od czego te mdłości
Prosiłem, i nie dostałem tego, jakby po złości
Wszystko toczyło sie w odcieniu szarości
"biada mi, mysle ze potrzebuje milosci"
 
Popadałem w rutyne i do dzisiaj popadam
Płakałem wiele razy i przepraszałem
Jestem tylko człowiekiem, dlatego w dno wpadam
I jak głupiec prawdzie odmawiałem
Tak własnie płace, nic od nikogo
W zamian dostane tyle ile dam  wrogom
A gdy wszyscy mowią "bądź sobą!"
Odmawiam samotnie, Na drodze życia, jest tak stromo...
 
Wiec z tymi emocjami nadal walcze
To co pomieszało mi w głowie
Nadal tam siedzi i nie wybacze
Ze "Szczescie" musiałem pisać w cudzysłowie
Przepraszam Ciebie, przepraszam was
Z mego serca nie wiem,  nadal leci kwas
I dziekuje ze mam Ciebie, miałem was
W moich ulicach pomagał mi las
 
Usłyszałem wtem drugą część arcydzieła
łzy runeły, ktoś to pisał za mnie?
Przecież nie mowiłem "do widzenia"
Ale czyż nie umarłem marnie?
Nie ujrzycie mnie już nigdy tego samego
Więc Żegnaj kolego
Odszedłem, może dlatego?
Znajde świat, jedyny dla mnie jednego
 
Kiedys nie rozumiałem, dziś rozumiem
Zwalam to na Ciebie, Ty na mnie, nawet w milczeniu
Czy możemy nazwać to rozumem?
Te słowa po latach nabierają na znaczeniu
Choroba ! Tak to nazwijmy, wysmienicie!
Ile mysli chodzi po orbicie?!
Przecież to jest absurd, ludzie, widzicie?
Ja w tym tone, zguba moim życiem
 
 
Jestem chory... o tak
tak cholernie chory przez to wszystko,
Spalony, rozgorączkowany, porąbany,
Potykam sie raz kolejny, robiąc widowisko
W Kałuże łez którą widzi moja twarz
A gdy juz bede umierać spiewaj to razem ze mna
Jesteś rozbity, jak ja...
 
Ale nie wróce tam już nigdy
Nowe zycie, nowe drogi, rysowane na kobiercu
Ale nie wróce tam, o nie!
Jednak ZAWSZE z tą pięśnią
Przy sercu
 
Tego nie zrozumie nikt jak to sie stało
Jak to? Samo się napisało?
Ani Dziś ani jutro nie zmienimy wyniku
Zostałeś napisany...Mój pamietniku

*Orginalna nazwa to " Moj Pamietniku ", wiersz na podstawie utworu "The Diary" zespołu Hollywood Undead
pomieszany z moimi przeżyciami, stary wiersz.

Żegnaj Jolu

Przyznam,
że znów mnie zaskoczyłaś.
Szalonych pomysłów
miałaś bez liku.
Nie ma Cię,
choć wczoraj byłaś...
Ani Cię widu,
ani słychu?

Wszystko już
w kierunku szczęścia
zmierzało...
Nie taki finał
historii tej
przewidywałem.
Przyznam,
że kawał serca
mi wyrwało.
Teraz już tylko
z wspomnieniami
zostałem!

Będzie mi brakować
tak serdecznie przyjaznej duszy.
Tonę naszych tajemnic
zabrałaś do raju.
Jak nikt inny
potrafiłaś mnie denerwować
lub wzruszyć...
Wiem, że grzechów
nie wydasz,
nie masz
takiego zwyczaju.

;)

Wielką jest kobieta,
po której
mężczyzna płacze!
Bo los ani Ciebie,
ani mnie
nie oszczędzał...
Dzięki Tobie
na życie
spojrzałem inaczej.
Będę jeszcze bardziej
bliskim czas poświęcał.

Zachowam Twój obraz
w głębi swej duszy.
I Kaśkę zachowam,
choć na telefon
szczekała...
Za kilka lat
i ja będę musiał wyruszyć...
Wierzę, że będziesz
tam na mnie
czekała.

Oskar Wizard

Z pamiętnika Agnostyka

W czwartek
zjadłem ostatnią wieczerzę.
Wystarczy już tego
się obżerania!
Sprawdzam swą wiarę
zupełnie szczerze.
Jutro jest czas umierania.

Nie chcę w coś wierzyć,
bo tak wypada...
W piątek chcę dotknąć
najgłębszej depresji.
Co będzie,
gdy życie
z ciała odpada?
Proszę, już nie mów
o jakiejś herezji!

W końcu jest to interes życia.
A ja chcę
się dobrze
do niego przygotować...
Gdzie pójdę
gdy serce
przestanie tykać?
Żyć będę na chmurkach
czy w kotle gotować?

Gdyby to wszystko
było jasne i czytelne...
Z pewnością
jedna religia
by tylko istniała.
Przyznaj, że rozważam
głęboko i dzielnie!
Wiedza ludzkości
jest wciąż zbyt mała!

W sobotę pewnie
wszystko mi się zapętli...
Bo stamtąd
żaden świadek
jeszcze nie powrócił.
Kazania są piękne
lecz fakty mętne!
Najchętniej
bym te rozważania
porzucił!

Katolik swoje,
buddysta wręcz przeciwnie...
Protestant
korektę wierzeń
dorzuci...
Przy Świadkach Jehowy
rozum też więdnie...
Kto w końcu
prawdę
do serca wrzuci?!

Nie wiem
czy brać jakąś wiarę
jak towar ze straganu?
Jedna się błyszczy,
tamta mądra lub miła...
Logika szepcze,
masz czas
więc się zastanów!
Na szczęście
w Wielkanoc
rodzina przybyła.

Bo jeśli wierzyć,
to z pełnym przekonaniem.
Oddzielić prawdę
od pięknych baśni...
Na razie cieszmy się
rodzinnym spotkaniem!
Ponadreligijna wiaro,
proszę we mnie
nie zgaśnij!

Oskar Wizard

Nałóg

Stoi nade mną od początku każdego dnia
Patrzy wzrokiem kusiciela
Podstawia kieliszek, mówiąc "do dna!"
Całego mnie od środka rozdziera

Głosem bez przerwy jest w moich myślach wiodącym
Usuwa wszystkie bariery
Każe mi iść torem życia zatracającym
Nie wróży mi żadnej kariery

Sprawił że życie jest dla mnie jak więzienie
Picie bez przerwy to jest prison break
Odsuwam na bok ból i cierpienie
Lecz mimo wszystko wciąż jest mi źle
On dba o to bym o porażkach nie zapominał
Pogrąża mnie, zrzuca w dół
Mówi, że lekarstwem jest butelka wina
Sprawia że znowu zaufam mu

Zakrywa mi oczy, chustą złudzenia
Zatyka uszy, odcina od przyjaciół słów pomocy
Mówi, że nie mają nic do powiedzenia
Że pomoc jest tylko w jego mocy

Znowu mu wierzę, znowu robię co chce
Podstawia butelkę, mówi że mnie uwolni
Wypijam, wciąż czuję się źle
On mówi, że tak to już jest u niego w niewoli

Prison break wciąż bez powodzenia
Dalej siedzę w celi z napisem "życie" nad kratami
Ile mnie czeka tego jeszcze siedzenia?
Nikt nie może powiedzieć, to samo całymi latami

Ponownie do mnie przychodzi ze złymi intencjami
Pytam co teraz powinienem zrobić
On daje kolejne rzeczy, mami mnie mocnymi trunkami
Znów się mam nimi napoić!

Czy tak ma być? Bez szans na poprawę?
Stać już zawsze na krawędzi
Czy odzyskam jeszcze wiarę?
Czy skończę w odmętach nędzy?

On wciąż jest niewzruszony
Stoi ze swym strasznym wzrokiem
Krzyczę że chcę być uwolniony
On się tylko zbliża pewnym krokiem
Stanął obok, mocno chwycił, ból rozbudził
Czekał aż nie będę mógł wytrzymać
Gdy wyczekał to głosem złym przemówił
Który zaczął w myśli się wżynać
"To co dotąd ze mną miałeś, było dopiero prologiem...
Wiesz kim jestem? Twoim nałogiem "
...

Życie... nie takie fajne

Znowu się ten stan zaczął pojawiać
Znowu w mojej głowie mieszać się zaczęło
Znowu nie wiem jakie dalej kroki stawiać
Znowu nie ma zacięcia, które niedawne jeszcze we mnie płonęło

Wpadłem w środek wielkiej pustyni bezradności
Gdzie bym nie poszedł to czeka mnie niepowodzenie
Może już osiągnąłem maksymalny poziom beznadziejności
A może jeszcze los czeka na jednego, już ostatniego kroku zrobienie
Dopiero wtedy będę mógł się w pełni już przekonać
Jak życie potrafi dać komuś w kość
Chciałem wielkich rzeczy w nim dokonać
Ale teraz już mam w zasadzie dość

Zaczęło wszystko po mnie ściekać
Po co się czymkolwiek przejmować?
Szczęścia nawet na chwilę nie mogę i tak się doczekać
A przecież w tym czasie czymś innym warto się zajmować

Bycie miłym? Wyrozumiałym? Pomocnym? Hah, co to teraz właściwie znaczy?
Wszyscy w fałszywości, obłudzie i własnej wygodzie są okopani
Chcąc być dobrym, nie wiedziałem nawet ile się traci
Teraz już wiem, że nie warto się starać, ludzie i tak będą dalej zakłamani

Jak czegoś potrzebują, to zawsze na tę samą osobę liczyli
Lecz gdy od nich życzliwości się oczekuje ten pierwszy raz
To nagle wszyscy się razem odwrócili
I w taki oto sposób, w głębokiej samotności mija powoli czas

Jak znaleźć lekarstwo? Czy jest jakiś możliwy ratunek?
Uciec do używek? Trzymać się blisko alkoholu?
Zapomnienie, chociaż na chwilę zapewni jakiś mocniejszy trunek
Wiem, że to zła droga, ale może nie ma wyboru?

Z resztą, kogo by to obchodziło
Każdy ma swoje własne zmartwienia
Czyjaś porażka? W czyj humor by to uderzyło?
Prawda jest taka, że samemu się walczy i samemu się umiera

Życie jest wielką sceną teatralną
My na niej tylko gramy
Każdy ma swoją rolę i każdy chce by była tą najlepszą, niepowtarzalną
Wtedy zapomina się, że z innymi też do czynienia mamy

Ja się w tym odnaleźć nie mogę
Jestem statystą, zza kulis ledwo wystaję
Każdy gwałtowny zwrot budzi we mnie trwogę
Chyba też dlatego, tak szybko się poddaję ...
 
Chciałbym by było inaczej, lepiej
Marzy mi się, że dookoła szczęście będzie krążyć
Że wszyscy traktują się cieplej
Do tego chciałem od początku dążyć

Ale teraz już jest tego zakończenie
Sens znika, to jest jak bez wzroku zwykłe błądzenie...

Niemy świadek

Każda moja cząstka,
każdy mięsień, nerw
jest napięty, naciągnięty do granic możliwości.
Każde uderzenia serca
niesie się hukiem poprzez całe ciało.

Każdy ich krzyk,
każde słowo,
jest jak raz na moją napiętą duszę.
Za każdym razem przeszywa mnie
przez najmniejszą mą cząstkę.
Niesie za sobą ból.
Wstrząs - jak błona bębna pod ręką bębniarza.
Szum, huk w uszach,
zawrót głowy.

Kiedy to się skończy?
Jeszcze trochę. Jeszcze chwilę. Wytrzymaj.
Wytrzymam.
Nie po raz pierwszy to jest i nie ostatni.
Bywało gorzej. Będzie gorzej.
Będzie.
Jeszcze nie raz i nie dwa.
To normalne, takie jest życie.
Inni mają gorzej.
Ciesz się tym co masz.
Przecież masz co jeść, gdzie spać.
Nie dostajesz lania.

Tak, ale te słowa i krzyki bolą
i zostawiają głębokie rany na mej duszy.
One nie krwawią na zewnątrz.
Ich nie widać.
Tylko ja je znam. Tylko ja je czuję.
Nikt ich nie zobaczy. Nikt ich nie opatrzy.
Nikt przed nimi mnie nie uchroni.
One zostaną, a blizny po nich bolą
i boleć będą po kres mych dni.
Niewidzialne blizny,
bezbolesny, niewidzialny ból bezkrwawych ran.

Razem

Będę mówił zdaniami, nie powieścią
bo w rwącej rzece słów naszych burz nie widzisz przeszkód.
Ty zabijesz milczeniem, a ja pochowam gadaniem
magie nie zrobionych gestów - na wyciągnięcie palców.

Widziałem podium tam gdzie już nie zobaczę mety ?
I choć o sobie wole mówić tchórz a nie kretyn,
choćbym wbił w siebie nóż i patrzył jak się męczysz
to wiem, że jak nie ja to już nic się tu nie zmieni.

Chcemy słuchać braw, gdy jesteśmy siebie pewni
i zatykać uszy kiedy wszystko nam się pieprzy.
Samotnie znosić ból, by nie przestawać wierzyć,
by co stworzyliśmy razem było nieskazitelnym.

O ile głośniej mam płakać?

Choć wkoło wszyscy smutni - ja inna będę.
Resztkami sił swój uśmiech wydobędę.
Nie pokażę nigdy jak jest mi źle.
Nie zrobię tego bo kocham Cię.

Każesz mi dziś kłamać w imię miłości.
Płaczę w duszy by uniknąć Twojej wściekłości.
Me uczucia są bez znaczenia
Zatrzymam w sobie to co mam do powiedzenia!

Widocznie na tym miłość polega,
że jedno złości drugiego się lęka.
Lepiej spełniać cudze zachcianki
niż grać rolę marnej kochanki.

Nie będę dziś krzyczeć - to nie pomaga.
Każdy związek jakichś wyrzeczeń wymaga.
Wyrzekam się siebie i swojej godności.
Robię to wszystko w imię miłości!

Filtr

Jad się sączy powoli,
wypływa z ich ust.

Jestem produktem.
Jestem przedmiotem.
Jestem przekaźnikiem.
Jestem filtrem.

Powiedz...! Powiedz...! Powiedz...!
Idź! Idź! Idź!
Idź powiedz! Idź powiedz!

Stoję, słucham.
Mówię nie mówiąc.
Przekaźnik działa.
Nie wydaje głosu, lecz mówi.

Nie muszę iść,
idź powiedz.
Nie muszę mówić,
idź powiedz.

Stoją obok siebie, na wprost.
Oddzielenie murem przekleństw.
Jadem, nienawiścią którą się żywią.
Wypluwają go na siebie.

Nie, nie na siebie.
Na przekaźnik.
Na produkt.
Na przedmiot.
Na filtr.

Filtr dobrze spełnia swoją rolę.
Dobrze chłonie ten jad.
Od tego jest filtr.

Musi być chłonny.
Musi być wytrzymały.
Musi jeszcze długo działać.

Na dziś przestali.
Muszą zaczekać jakiś czas,
aż jad się naprodukuje.
Będzie, będzie go dużo.

Jestem filtrem.
Jestem przedmiotem.
Żyję, nie żyję. Czuję, nie czuję.
Czy to ważne?

Przecież przedmioty nie czują.
Filtr ma działać.
Nie ważne czy coś czuje.
Przecież nie czuje.

Chcę żeby to się skończyło.
Chcę umrzeć, zniknąć, przestać czuć.

Może jak nie będzie przekaźnika, filtra
nie będzie - Idź powiedz! Idź!
Może nie będzie jadu?

Zły filtr. Niedobry!
Ty jesteś tylko przedmiotem.
Ciebie nie ma.

Kiedy kłamstwo i mam Ją w marzeniach

Kiedy przytulamy się to
Tętno mi zwalnia i przyspiesza
Moją duszę wypełniasz tylko ty
Zamykam oczy i czas się zatrzymał
Ach brak mi tchu brak
Bardzo smutno mi 
Gdy Ciebie nie ma przy Mnie 
I czuję pustkę w sobie 
Ale kiedy pojawiasz się
To czuję że mam siłę w sobie 
A nasze oddechy złączą się w jedność

Żyjemy w kłamstwie 
Ludzie ciągle kłamią 
Nie ufam nikomu
Nie umiemy żyć w prawdzie 
Lubimy kłamać ponieważ bronimy się 
I jesteśmy chciwi zazdrośni naiwni
Czy już ufać komuś ?
Czy warto jeszcze komuś zaufać ?
Dość kłamstwa
Lecz gdzie ty jesteś jedyna prawdo ? 
Powiedz co jest prawdą ? 

Mam Ją w marzeniach
Chcę o Niej marzyć 
Ta jedyna 
Samotność dobija 
Czy to zakochanie ? 
Tak delikatne jej dłonie 
Czuję twój lodowaty oddech
Czuję twe tętna jak pulsują
Tylko ty i ja 
Umrzemy na śmierć
Choć jestem taki sam i samotny
Choć nie widzę 
Choć nie słyszę
Tak to smutne 
Bo trudno mi żyć w wyobraźni 
I Ciebie wyobrazić czekam
Na tą jedyną 
Taj delikatny głos 
Niech zegar przestanie tykać
I czuję pustkę w sobie
Bo mam Cię tylko w marzeniach 
 

Krzyk

Żal który wypala gardło , krtań i oczy
Rozpacz która krzykiem niebo w pół rozdziera
Myśli nie pozwolą zasnąć więcej w nocy
Straciłeś swe serce , serce przyjaciela

Tyle było wspomnień , cały wachlarz zdarzeń
Minuty , sekundy , iskry naszych spojrzeń
Teraz na me usta , spada słowo błazen
Który gdy coś stracił , dopiero to dostrzegł

Siedząc w samotności , płacząc , cierpiąc , krzycząc
Zabijam sam siebie , wskrzeszam by znów zabić
Chciałbym móc czas cofnąć , żeby Tobie przysiąc
Niczego tak nie chce jak wszystko naprawić

Wiem , to niemożliwe. Rozpadam się znowu
Chciałbym zamknąć oczy i już nie otwierać
Chciałbym spaść w czeluści , nieznane nikomu
Sam za swą głupotę , pokute dobierać

Skończyć z nożem w piersi , płonąc jak pochodnia
Spadając bez końca na samo dno piekła
Za to co zrobiłem , zniknąć w świetle ognia
By twa pamięć o mnie , na zawsze uciekła.

Biała karta

Rzadkością jest by
nią była jakaś dusza
śmiertelna. Gdyż w
boleści serca przykłada
ją do rany.
Czasem już zmęczona
swoją innością, swoją
niewinnością.
Otoczona stadem kozłów.

W teatrze lalek

Wypchana niewiedzą
Pozszywana nicią strachu
Jak pacynka w cudzych rękach
Wykonuję kolejny ruch
To dopiero początek przedstawienia
Patrzą na mnie setki oczu
Śmieją się
Płaczą
Lecz to nie ja jestem artystą
Tylko ten co pociąga za sznurki.

Wyrwani z obcej rzeczywistości

A dlaczego nie widać tego,
co mijam obojętnie?
Czemu ludzie, których nie
kocham stoją po stronie boskiego
złota? Zobaczyłam po raz pierwszy.
Moja prawdziwa szkoła.
Moja kula życia.

Nie umiem kochać.
Dlatego wszystko we mnie
rozmyte. Jak fantom bezwładu.
Jak stworzenie bez uczuć.
Nienauczone obserwowania
rzeczywistości.

Chcę i czar

Chcę zatrzymać te chwile 
Chcę żyć wspomnieniach naszych
Ile ja bym dał żeby
Sytuacja była miła 
Proszę przytul Mnie 
Niech nasze sny 
Złączą się
Jak dwie krople wody 
Stańmy się jednością ducha
Proszę żyjmy tylko dla Siebie 
Tylko ty i ja 
I ci mówię kocham Ciebie 

Zaczarowałaś mnie swoim urokiem
A gdy widzę Ciebie 
Nie mogę wytrzymać 
Już wzrokiem
Sparaliżowałaś Mnie 
Jestem bezsilny lecz 
Ciebie nie obchodzi że 
Nawet jestem
Uciekam od Ciebie
Sam osiągnę cel lecz jesteś w moim sercu
To będę walczył
Do ostatniego tchu
Nie rań nigdy więcej
Nie zobaczysz już mnie 
I już niedługo zobaczysz Mnie.

Zakochanie i samobójstwo

Myślisz i rozglądasz się na świat
Ukrywasz swoje uczucia
Czujesz pustkę w sobie że jesteś inny
Tęsknisz za tą osobą 
I czujesz w sercu tęsknotę
Masz łzy w oczach i nie masz odwagi by podejść
Po prostu zakochanie.
 
Skoczył w morze ciemnie i mordercze
Miał serce dobre i wrażliwe
A sekundy się zatrzymywały
Brakowało tchu
Zimny wiatr powiał
A Jego łzy były gorące a świat zamilkł
Ale miłość Jego była przeogromna
I spadł do morza w smutku i miłości.