Więzień

To znowu ja
Więzień własnego domu, czekający na koniec wyroku.
Osiemnaście lat, miesięcy dziewięć i pół
Skazany za synostwo i własny mózg

Człowieku, nie poddawaj się!
Straż więzienna wywyższa się nad Tobą
Biblia: kto się wywyższa,
poniżonym będzie.

Wytrzymaj cierpnienie,
per aspera ad astra.
Wiem, często przychodzi zwątpienie,
Ja również tęsknię za widokiem wolnego miasta.

Gdzie

Czym jest cierpienie?
płaczem
lub bólem
kłującym sercem
brakiem nadziei

a nic z miłośći
i nienawiści
a nic z rozpaczy
oczu bez łez

gdzie są źrenice?
gdzie jest krew?

Cierpienie

Kiedy przychodzi taki czas,
gdy jest mi źle,
mam ochotę zabić się,
zniknąć z tego świata,
lecz lecz jest coś co mnie powstrzymuje,
to wspomnienia i bliscy,
to dla nich chce mi się żyć.

To jest jak most na linach,
na którym się znajduje,
którą jedna linią są wspomnienia, a drugą bliscy,
gdy jednej linii zabraknie,
zachwieje się moja osoba,
i może zabraknąć mnie.

oB jak oBasi i badanie krwi

oB jak oBasi i badanie krwi bo ten wiersz jest żywy jak płynąca krew

Kochała, czuła ciepło drugiej osoby
Wierzyła, bo jak nie wierzyć takim słowom
Nie rozumiała że była tylko zwykłą ozdobą
I nagle zaschło w ustach, zapragnęła wody...

Topiła się w kłamstwach pomnażanych ciągle,
Krzyczała w w duszną ciemność z przerażającym piskiem,
Jakby ją ze skóry obdzierali, zrywając żółte bąble
Przypalali, szydzili, plując jej w twarz wyzwiskiem.

Dwa Katy.

Ona radosna kochała, oni zdeptali.
Ona śmiała się i niczego nie bała, oni nie kochali.
Obudziła się śliniąc na podłodze, myśląc że to jej wyobraźnia,
Najgorszemu wrogowi nie życzyłaby cierpieć w takich kaźniach.

Gdy jedynym ratunkiem rozedrzeć własnymi pazurami krtań.
Gdy dowiadujesz się, że byłaś szmatą, kolejną z jego pań.

Cierpisz.

Krzyczysz, płaczesz wyjesz...
Nikt nie słucha....
Czujesz się jak w kuli.
Zamknięta od ucha do ucha w kokonie.. z myśli, cierpień, doświadczeń....
Czekając aż ktoś go rozbije.

Kto przeczyta

Popatrz, czy ktokolwiek ujrzy miłość?
wierni na zawsze, umierają w odmętach
Uśmiechem wykrzywiona twarz ucieka w kąt
nie mogąc uwierzyć iż będzie lepiej...
i tylko coś nie pozwala usnąć
krzyczy walcz! Możesz iść umierać
nie przepraszaj za niewinności istnienia
Popatrz, nie ujrzysz nic więcej.

Wojna myśli

Każdy dzień rodzi nowe paranoje
Z każdym dniem coraz bardziej się ich boję
Mętny sen chce prowadzić mnie donikąd
Ja już wiem, że zachłysnę się w samotni martwą ciszą
W głowie szept wydeptuje ścieżki zdarzeń
W oczach lęk buduje ślepe korytarze
A ja znów zapadam się i kruszę
Gęsty gniew stara się zapełnić moją duszę
W studni fałszu łapię każdy łyk powietrza
I już nie wiem czy zatopić się
Czy może jednak przetrwać
Krwawe boje toczą myśli moich armie
W miejscu stoję
A z umysłu złudzeń zwoje
Zacieśniają pętle pragnień.

Uciekinierka

Osaczona przez tłum wyschniętych emocji
Stara się skryć pod powierzchnią dna
Dalej już zejść nie może
Gdyż tam urywa się szlak
Zgorzkniałych kłamstw i przeterminowanych prawd
Zawiłych historii, w których uczuć już brak
Tam czujność pogrzebała zmrożone sumienie
Zasiała czułości ziarno, które szybko zmarniało
Zalane przez kwaśne deszcze zapewnień
W odległych zakamarkach siebie
Czuję znów ten sam piekący ból
Słońce gaśnie a wraz z cieniem wraca lęk
By rozwijać na nowo dawno poskręcanych
Przykrych złudzeń zwój
Mimo iż zna mapę popękanej duszy
Mimo iż cierpliwie sam posklejał ją
Teraz wszystko milknie
A w bezdennej głuszy
Słychać tylko echo
Widać wiązkę naszych poplątanych słów.

Niemy Krzyk

Wydobywam każdego dnia z siebie niemy krzyk
nikt go nie słyszy bądź nie chce usłyszeć
krzyczę głośno zagłuszam siebie wciąż
nie słyszę nawet swoich myśli
wiem ze nikt nie poda mi ręki
tylko każdy wyciąga noże
czy mam sie złapać ostrza
przecież to nie pomoże
tylko skaleczę siebie i swoje odbicie
siedzę w skorupie na dnie skrycie
świat dla mnie przykrym jest doświadczeniem
chciałbym stad uciec ręki skieniem
chciałbym odlecieć w dalekie strony
lecz nie potrafię
lecz nie umie
wymówić tego, co w sobie kryje
co we mnie siedzi od samego początku
co niszczy me wnętrze co drąży ma duszę
Powstają otwory dziury bez dna
a przez nie wychodzi krzyk niemy
co dnia...

Anioł bez skrzydeł

Można?
Pytań zawsze jest więcej
Odpowiedz na to czego pragniemy najbardziej
Nie istnieje
Gdyż zawsze pragniemy Wiecej
Miłość zabawne słowo
Pożądanie brzmi poprawniej
Zauroczenie mniej banalnie
Troska!
Troszczymy się tylko o siebie
Pustka
Dotyka nas w najgorszym momencie
Pytanie!
Co dalej będzie?
Można by zanurzyć się w śnie
Miękkim  lekkim bezimiennym
Może warto zawrócić dookoła
Może warto zapomnieć
Może warto pamietać
Czas zgasić płomień niedoskonałości
Zacznijmy żyć
Abyśmy żyć chcieli.

Wyrok

Czemu ty matko tak mnie oszukałaś
I tego światu ujrzeć nie dałaś.
Czemu ty ojcze na to pozwoliłeś
I nad moim życiem wyrok wyznaczyłeś
Była bym ja była do was dziś się śmiała
I do ciebie matko oczkami mrugała.
Była bym ja tyle szczęścia dziś zaznała
Gdybym waszego wyroku nie miała.
Jutro me serce nie będzie pukało
I ciebie matko nie będzie widziało.
Bo jutro będzie już rozszarpane
I do kanału zostanie wylane.
Lecz ja ci daruję mateczko miła
Bo to nie twoja, lecz szatana siła była.

Oni tańczą

Tyle nienawiści
wszędzie pełno zdrad
Oni tańczą...
gdy wokół wali się świat
Mimo łez kapiących z nieba
Oni tańczą...
wokół w otchłań spada gleba
Oni tańczą...
Niegdyś nieśmiałe dłonie
złotym snem myśli owiane
teraz oczy blaskiem płonące
jakże namiętnie w sobie zakochane
Gaśnie spokój
wojna powraca
dobroć bezpowrotnie się zatraca
Oni tańczą...
Powódź ludzkie serca topi
giną dzieci, damy, chłopi
Oni milkną...

Przepraszam

Błądząc po bezludnej wyspie
Uśpiony własnym gniewem
Stawiając kroki nic nie czując
Czasami się zapominam
Błądząc w bezkresie
Żyje!
Czy życ się staram?
Czasami myślę że to koniec
Po czym czuje jak bym się odrodził
Jednocześnie czując ból
Czy to możliwe?
Czy sen może mieć odbicie w rzeczywistości
Nie wiem Cisza
Dalej idąc zanurzam się coraz bardziej
Coraz mocniej błądząc myślami
Stawiając mocniej kroki
Jednak nie zostawiam żadnych śladów
Czy ja sam jestem snem?
Czy może sen jest mną?
Chciałbym kogoś zapytać
Kogoś zupełnie przypadkowego
Jednak nie widzę nikogo
Stojąc tak sam
Nie rozumiem
Tak wiele widzę
A nic z tego nie rozumiem
Zamykam oczy
Spoglądam w sam głąb
Odnajduje tam cień
Cień nadziei
Czy może cień spełnienia?
Co to może być?
Czy jest to odpowiedz?
Nie mogąc tego odczytać
Może za bardzo staram się to odnaleźć
Nie widząc prostej odpowiedzi
Może czekam na coś czego nie ma
Może to odnalazłem ale się wystraszyłem
PRZEPRASZAM

Samotność

Samotność mi doskwiera
a dusza umiera
Czy starczy dość siły
by przejść jak należy
przez cięzar zwany życiem
to od innych zależy
Czy ze mną zostaną
niewidzialni się staną
czy komuś zalezy
czy w sens życia ktoś wierzy
Monotonność zabija
z powodem życia się mijam
coraz bardziej z niego szydzę
tym wszystkim sie brzydzę
Pustka rani tak mocno
w moim życiu jest tak mroczno
szczęście to obce mi słowo
pechem miażdżę brawurowo
Głośno wołam tylko chwilkę
zaraz potem szybko milknę
a wtedy nie jestem sobą
gdyż mówić nie mam do kogo.

Samotne Żagle

Samotny żagiel, łódka na morzu.
Złamane serce leży na rozdrożu,
leci i błądzi niczym orzeł na niebie.
Gdzie jesteś najdroższy? Ja czekam na Ciebie.

Wzburzone fale rozpętała burza,
serce z morskiej toni powoli się wynurza.
Czy je dostrzeżesz, czy je zobaczysz,
w morzu miłości szybko się zatracisz.

Nie trać tej okazji mój ty marynarzu,
przed Tobą pełno tych morskich wojaży.
Nie trać tej okazji, którą dałam Tobie,
wiesz, że wszystko to dla Ciebie robię.

Raz mnie rozpaliłeś -  nie zapomnę tego,
było tak cudownie, wejdź do serca mego.
A teraz?
miłość wodą zgasiłeś.
Chłodne me przeczucie, że zimne wody arktyczne
zniszczą Twe uczucie. Pamiętasz jedynie
te fiordy północne, rafy koralowe,
piękne i wilgotne.

Tylko to w sercu zachowałeś,
nakazów miłości nigdy nie przestrzegałeś.

Pływasz samotnie po oceanach toni,
Nie czujesz już zapachu kwiatów, nie czujesz ziemni woni.

Wszystko to dla Ciebie obce  jak dla mnie Twe wody,
Ja mam serce gorące, Ty masz serce z lodu.
Nie jedna wianki na wodę rzucała,
Nie jedna mężatka za Tobą płakała.

Wszystkie Tyś zostawił huragan Cię niesie,
Twe wodne marzenia on potrafi wskrzesić.
Te długie wyprawy bardziej Ciebie psują.
Serce takie zimne od miłości hartują.

Tamta podróż była Twą jedyną, nie pożegnałeś się ze mną,
Rozstałeś się z maszyną.
Twe ciało na dnie  jak kłoda leży,
życie morskimi węzłami  będę teraz mierzyć.

Nie chcę żyć bez Ciebie bo co to za życie.
Zawsze chce Cie kochać, jak kochałam skrycie.
Czy mnie dostrzegałeś? Nie sądzę kochany,
Bardziej morze kochałeś zadając mi rany.

Pogodzić się nie mogę, że Ciebie już nie ma.
Do wody się rzucę, popatrz? już się pieni.
Ma dusza cierpi po rozleglej toni,
Twej znaleźć nie mogę, fala falę goni.

I już tak na wieki rozłączeni srodze,
nigdy Cie nie spotkam, choć od lat tak brodzę.
Wiedz, że teraz żałuję, że sama się snułam.
Mogłam Tobie skłamać, że nigdy nic nie czułam.

Jednak zakochana i pusta,
gdy otaczały mnie wody,
z żeglarską piosenka na ustach
rzuciłam się do wody.

Cierpienie

Ścieżka mokra, przez łzy wykapana
Serce boli,
Cóż za głęboka rana?

Ścieżka twarda, przez żal wydeptana
Dusza cierpiąca,
Od dawna jest już sama?
 
Do grobu ochotę mam się położyć

Serce bolące, duszę cierpiącą
Na wieki w mogile złożyć.

Biały karzeł

Wisi nade mną biały karzeł
gryzie moje włosy
chyba mu smakują
bo nie chce odejść.

Każdego dnia

Każdego dnia czekam z tą iskra nadziei , że do mnie napiszę.
Już od tygodnia nic mi nie wysłała moja mała.
Ta praca męczy ją okropnie i do tego dom cały na głowie.
Tak trudno to wszystko pogodzić.
Dziwne to trochę , że ten list nie przychodzi.
Zawieruszyło się chyba , gdzieś po drodze to pisanie.
Na próżno me czekanie.
Błądzą te myśli , moje myśli błądzą.
I w okno nie mogę się napatrzeć.
Tyle spraw w niepamięć chciało by się wymazać.
A i w duszy czasem deszcz pada.
Stoję na tym padole i bezsilnie ręce rozkładam.

Świat zawodzi

Świat zawodzi życie szwankuje
diabeł w złe ścieżki prowadzi
jak znaleźć nadzieje nowe dni
gdzie szukać pocieszenia, nadziei
upadłam nisko odbić się nie mogę
ciężko mi się podnieść, już nie mogę
stracone dawne wielkie chwile
gdzieś ktoś krzyczy, woła bije
uderza jak młotem w głąb myśli
kiedy życie na jawie się przyśni
uwierzyć w siebie pomoże mi
walczę do końca już mych dni
uciekam w siebie gubię się
żyje bez życia oddycham przez łzy
tak bardzo ciężko podnieść się mi.

Biało-czarno

Cicho krzyczę,
głośno płaczę,
rozpaczliwie błogo trwam,
a może nie istnieję?
Jestem pusta od przeciwieństw.

Dzień

Zamknę oczy
Może znów będzie dobrze
Zamknę oczy
Może znów nadejdzie dzień
Nie chce tych chwil
Które
Oplatają mnie mrokiem
Z każdej ze stron
Nie chce błądzić
Szukając właściwej z dróg

Cierpienie może zniknie
Jak znów odnajdę się.