Kwarc

Garść piachu wziąłem
ciepły słońcem nagrzany 
żółty kwarc rozkruszony
w ilości nieodliczany

Co gwiazd na niebie
w mej dłoni tyle go
i wciąż zachodzę w głowę
milion milionów sto

Pierwiastki są niezmienne
na Gai w mlecznej drodze
w odległych galaktykach
myślami po nich chodzę

Trzymam trochę wszechświata
z Bożej gliny zlepionym
w zamyśle mam swą wartość
po śmierci tam wskrzeszonym

Poczułem mocny powiew
wiatr w drzew konarach gra
wypuszczam go niech leci
tym kwarcem będę i ...
          Ja

Pierwszy

Dziecko z cudu zrodzone
haust łapie pierwszy powietrza
z naturą nieoswojone
odkrywa ból swego wnętrza

Rośnie dwa słowa wypowie
pierwsze kroki postawi
nie ma skażenia w głowie
troskami wszystko go bawi

Szkoła radość zabawa
pierwszej miłości się boi
potem papieros i kawa
alkohol troski ukoi

Obrączkę wkłada na palec
pierwsza mowa uroczysta
urzędów stały bywalec
rozwód a w kieliszku czysta

Dzień do dnia tak podobny
miesiąc z miesiącem się mija
uzbiera trochę tam drobnych
na mieście mówią że pijak

Bywa próg zacny przekracza
czuć tutaj zapach historii
w nie rozgrzeszenie się stacza
w objęcia świętej teorii

Praktyka zdjęła go właśnie
mimo że Bogu ubliżał
na wyrko w niebie niech zaśnie
z życia doświadczania krzyża

Czasy 2 (jedna z moich nóg)

praprababcie i prapradziadków ucztujących
w naszych snach na jawie
kartki zapisane na blacie stołu
zostaną żywym dywanem chrabąszczy wplecionych w warkocze
żywej rozmowy i głaskań przez jaszczurki rąk przodków
i ich lekkie oddechy idące z wiatrem po naszych szyjach
 
i blat stołu ofiar dla mrówek wiecznego lata
został jutro odnaleziony
przez rodzinę wywołującą popołudniowe duchy
w Grabowcu
 
nasze ciche porozumienie
słyszane odgłosy znad jezior za murami cmentarzy
delikatne pocałunki tej kobiety nieznajomej którą zna moja matka
Matka Boska Cygańska
Jak szedłem do granicy podwórka w nocy by rzucić się w otchłań dobrej pasji
to zapaliłem światło w pokoju o dwunastej
i rzesze wielkich miłośniczek mojej poezji rzuciły we mne..
kapciem - Wybaczam im bo nie wiedzą co czynią, bo sam nie wiem co czynię
 
znowu kreśli czas
w pogawędce liści puls pluszaków
doprowadza dziecko nad krawędź lustra
pobiegliśmy na złamanie karku do studni
znaleźć żabę i stolik rozpaczy
na którym lśniły szklanki i naszyjniki, Bestii wór
Muszle wyśpiewując psalmy wstydu
uratowały zachód słońca bezsensem wzruszeń
grzech wieczorny beztroski dziecka
wkradł się do ogrodu
 
rozlane łąki dzieciństwa na polach stołu stanęły szeregiem
do boju
banał nadciągał z za wzgórz niosąc za sobą udrękę
niegrzeczne łóżka zaściełane smutkiem
nerwowe sny prorocze i rezygnacje przed upadkiem
a wokół planszy stołu zebrali się wszyscy
zasiedli z mrówkami i serem do kolacji
ser zjadł wujka i ciocię
a herbatę wypił martwy pies
 
rozlane rzeki dzieciństwa przejmując lękiem zamarły
szukać sensu i księży
ale porządek został zaprowadzony przez przodków
odzyskany sens pogańskich wierzeń
te wzory łąk i smug rozkoszy przypomną się kiedyś znów
i znów
puls życia bez ruiny lecz pełnego wiosennych burz
Mama siedziała wtedy ze mną i Dagmarą której jeszcze nie było
i zostawialiśmy kartki pocztowe dla kosmitów i przodków
i dzieci dzieci
 
a potem wstaliśmy i pomknęli zostawiając wiecznie żywe mozaiki Tarkowskiego
Jak biegnące brzegiem morza Picassa w pola za płotem
korzystając z napomknień chłopów koszących żyto
żyć żyć żyć, bez wiedzy
i z powodzeniem docieramy do celu, na granicę świata bez granic
bo jak ona byliśmy grzeczni
i delikatni i pełni wdzięku zawsze
jako jej dzieci

Tak chcę

Znudzony jestem narzekaniem
i słuchaniem narzekań
jakie mam nieudane ciało
los okrutny on /ona zostawił
mleko przypaliło się i wykipiało

Los człowieka zapisany w istnienia księdze
do gwiazd umysł nie dociera
ktoś umiera zaplątany w emocjonalnej wstędze
miała być przecięta na otwarcie szczęścia
ktoś po prostu na śmierć umiera

Bóg zły, żona ,kumpel, brat
każdy z nich jak tępy kat

co dajemy  dostajemy
prawo przyciągania jak magnez działa
brodzisz w smutku dostajesz smutek
jakie starania taki skutek

tonący brzytwy chwyta
zanim do głębin wody wejdziesz
kto w życiu błądzi ten często pyta
naucz się najpierw pływać

W jakiej intencji działa mówiąc kocham
chce w zamian niewolnika miłości
wyidealizowanych wizerunków
on nie mówi jak ona chce
więc czar pryska znika
intencją była miłość bez warunków ?

Ego szepcze w podświadomości
płacz serce oczyma łez jego niewdzięcznego
lecz nie ma miłości bez wolności

domek z kart zdmuchnął  wiatr
zostaje w ciszy sam
ból , ból , ból...
bełta z gwinta...
ból, ból....
już prosty świat
nogi trochę poplątał
ogłupiacz świadomości popycha do nicości

Choć wszystko dla ludzi nie umiesz nie pij
pijesz nie płacz że nie umiesz żyć

Każdy swoje przeżył  każdy swoje wypił
każdy w coś tam wierzył

Uwierz
nie jesteś każdym jesteś inny
wyjątkowy  niepowtarzalny
jedyny w swoim rodzaju
nie znajdziesz takiego drugiego
na ziemi ani w raju
w nieskończonym wszechświecie

więc mówię głośno nie
koniec marudzenia
dupy zawracania
picia czyjejś krwi
wampirzenia szczęścia
odkreślania dni
butla nie zając  zdążę
ale nie dziś
w wiecznym jutro
wyrozumiale głaszczę
poranione dziecko
mojego dzieciństwa
wybacz swoim oprawcom
wczoraj odeszło w zapomnienie
po co to wszystko pytam się

Bo Ja tak chcę

Przemijanie

Zaczęłam myśleć o tym,
co to jest przemijanie.
nie natrudziłam się bardzo,
bo to jest proste pytanie,

Gdybym nawet wkleiła z powrotem,
wyrwane kartki z kalendarza,
minione dni nie wrócą,
nic się dwa razy nie zdarza.

Czasu nie można zatrzymać,
on swoim rytmem płynie,
mija nieubłaganie
godzina po godzinie .

Nie miała bym nic przeciwko
by płynął sobie ten czas ,
lecz on chce mieć towarzystwo,
i z sobą zabrał nas .

Wsiedliśmy z nim na pokład,
opuścić go nam nie pozwoli,
musimy więc z nim płynąć,
jesteśmy w jego niewoli.

Zostawiamy za sobą,
to co się wydarzyło,
żal nam tego wszystkiego,
choć czasem łatwo nie było .

Zawrócić już nie możemy,
za siebie więc spoglądamy,
i wszystkie dobre chwile,
z wielkim żalem żegnamy.

Nie wiemy dokąd płyniemy,
boimy się patrzeć przed siebie,
wszystkich nas to dotyczy,
zarówno mnie - jak i ciebie.

Koniec 2013 roku

Koniec miesiąca GRUDNIA  się zbliża
nie ma zimy ,nie ma burzy.
Niebo się nie chmurzy.
Słonko świeci ,nie ma śniegu.
Na sankach ,nartach ,łyżwach,
nie jeżdżą ani starsi ani dzieci.
       Co się stało ?
       Co się dzieje ?
Czy się kula ziemska śmieje ?
Czy się chwieje ?
Czy czas zmienił bieg swój
poprzesuwał swe wskazowki
dzień jest długa ,noc jest krótka.
Czy to wiosna się zbliża ,że
nie ma śniegu na podwórzu.
Czyżby swoje białe welony
zima postradała i w inne strony
świata porozsyłała.
        Może lepiej ,że nie mrozi
niechaj jej tam ,gdzie jest dobrze
się powodzi.
Grunt ,że w naszych stronach
jest pogoda ,słonko świeci
i dusza jest jeszcze młoda.
Ona uśmiecha się do każdego
tego marsowego i radosnego
co chwilę podskakuje i do tańca
nawołuje.
W KARNAWAŁOWĄ  NOC  SYLWESTROWĄ
wszyscy ludzie są bardzo mili ,przyjaźnie
i życzliwie nastawieni.
Dobrą energię w sobie mają
i w daleki świat ją przesyłają.

Chmury wspomnień

Białe chmury po błękicie
wiatr przesuwa do zachodu
płyną tam gdzie nowe życie
u mnie coraz więcej chłodu

Białe chmury na błękicie
dla spragnionych dusz otucha
rozlewają deszcz obficie
u mnie ziemia całkiem sucha

Obraz wisi na tej ścianie
pożółkniętej z zapomnienia
gruby kurz osiadł na ramie
pejzaż nigdy się nie zmienia  

Zapamiętać dobre chwile
jak wakacje na obrazku
bo nie było ich aż tyle
ile w garści ziaren piasku

Czas przesuwa wspomnień chmury
czas też zatarł rysy twarzy
czas zapuka w końcu po mnie
powie
czas wygrzewać się na rajskiej plaży 

Czas leczy rany

Ciemne chmury zasłoniły niebo.
Potrzebny wiatr, który je przepędzi
Wind of Change called Time

Czas leczy rany, lecz nie te rozdrapywane.

Środek polski

Trzeci świat mówi pani w pierwszej klasie,
Nie ma wieści o rozkładzie.
Rozkładam minuty,

A ty ?
Pojutrze będzie za późno na przytulanie?
Łudzkie Łagiewniki walczą o czas,
Dla drzew w parku.

A ty?
Jutro będzie za późno na przytulanie?
Widzę zapach ateńskich parków,

Mogę ?
Widzę niedotykane moje piersi,

Mogę?
I wyspy bezludne, samotne
Moje, moje wyspy szczęśliwe?

Czy mogę?
Bo jutro za późno będzie na przytulanie.

Kiedy

Kiedy widzę płaczącą nadzieję
łzy w oczach się kręcą
serce przyśpiesza puls
ręce drżą jak szalone

Kiedy widzę fałszywy uśmiech zła
twarz nabiera nowego kształtu
głos struną w gitarze
ciało żarem ognia

Kiedy miłość szeroką dłonią
dobro głaszcze po głowie
cieplo w sercu się budzi
ogrzewa zziębłe myśli.

Ciemna chmura

Każdy nowy krok to nowy początek
każda nowa łza to nowe cierpienie

gdy świt wita
nadzieja się zbliża
wolnym krokiem
na przód goni
za marzeniami pędzi

kiedy ciemna chmura
na szczyty się wzbija
ogrom nieszczęść
nad głową wiruje
wylewa wodę smutku

niewinna istota
do świata prawdy powraca
gdzie uśmiech mało znajomy
bardziej nienawiść
przyjaciółką każdego

kiedy dobroć doły kopie
pod tym co złe
pod tym co niedobre
nastaje szarość ciemność cisza
tylko echo słychać z dala
echo które coraz bardziej się oddala.

Wiersz

Biała dziewicza strona z papieru
czeka na zarys ręką,
nie spotka na sobie farb i lakieru
lecz wiersz powstanie tam prędko.

Uczucia prawdziwe, wesołe, smutne
zostawiać będą swe ślady.
Czekają na słowa piękne obłudne,
na życie i jego wady.

Lecz kiedy drugiego zapytam
odwiedzie natchnienie umysł przeklęty.
Cóż w mojej głowie od wieków siedzi,
gdyż czuje się taki zaklęty.

A gdy już przyjdzie poruszy duszę,
słowa jak potok popłyną.
Wtem moją ręką jak statkiem ruszę,
słowa na kartkę wypłyną.

I chociaż zawrę na końcu konkluzję
dla zrozumienia mych myśli,
stworzę na pozór jasną iluzję
by sedno pojęli wszyscy.

Widziałem błękit oceanów

Widziałem błękit oceanów ,
bitwy na niebie pośród bałwanów,
dłonie w kolorze gwiazd
i nadzieję na lepszy czas.
Widziałem ?
...dzieciństwo przemija
przemija w nas.

Słaby, bezsilny

Padam, słaby, bezsilny
leże, słaby, bezsilny
jestem, słaby, bezsilny

próbuje wstać, słaby, bezsilny
padam, słaby, bezsilny
próbuje wstać, słaby, bezsilny

podnoszę się, słaby, bezsilny
stoję, słaby, bezsilny
idę, słaby, bezsilny

słaby, bezsilny ale walczący
by się podnieść, wstać, iść
i tak co dziennie to samo.

Herbaciana rapsodia

Stygnie kolejna herbata,
Choć szklanka troskliwa jeszcze ciepła.
Czas strużką wąską płynie jak myśli w mojej głowie.
Może zaparzę następną...

Dni

Minął znów kolejny dzień
otulony w setki spraw
jak się nie bać by następny nie dał więcej
z dnia na dzień zmarszczek więcej na mym sercu i ciele
i sił nie przybywa by ciężar dźwigać
który wciąga mnie i do dołu pcha
wciąż głębiej i głębiej
szary dzień na który jurto czekam w bardzo długą noc
nadejdzie by sie wczorajszy powtórzył
i zabrał kolejny kawałek nadziei

Lecz we mnie się jeszcze coś tli
i czekam na coś co umaluje mi dusze
by czuć to co człowiekiem nas czyni
i piękno widzieć w blasku świecy tlącej sie w gwiaździstą noc
która gra tańczącym cieniom na ścianie
wierze że nadejdzie taki czas dla którego warto żyć.

Bezdomność

Domowopłonne ustronie
Czas zatrzymany w Czasie
Domopochodne nastroje
Szczęście na razie
Domowość zaprzęgnięta
Byle ją tylko dostroić
Szczęśliwość osiągnięta
Byle Ją tylko Dobawić