Mijające dni

Ręce brudne od krwi, podrapane po same łokcie

Czuje drętwienie w dłoniach, zaraz wyrwę sobie paznokcie

Włosy poszarpane, jakby spalone, śmierdzą okropnie

Tak jak truchło, które trzymałam przez ostatnie tygodnie

W pokoju panuje zamęt, paskudztwo, jak w ciemnej piwnicy

Droga, którą poszukuje, zaprowadzi mnie do świetlicy

Niewypowiedziane przeprosiny

Czy mój pogrzeb cieszyłby się
większym gronem płaczących niż ojciec?
Czy mój postęp schowałby się
za górą smutku, jak zachodzące słońce?

Towarzystwie przeszłych ran
Podziękuję i pójdę sam
Przed siebie w stronę, gdzie mój blask
Serce wciąż przecieka jak kran

Jestem za leniwy nawet na wieczny spoczynek
Jestem za słaby
Oślepiony siłą własnych zalet
Jestem najlepszym co spotkało moją rodzinę
Jestem najgorszym
Bo nie chciałem być tutaj wcale

Towarzystwie przeszłych ran
Podziękuję i pójdę sam
Zegarek wybił dziś mój czas
Umarł romantyk, przeżył drań

W ciszy utknęły
hałaśliwe moich myśli lawiny
W ciszy słyszę
Niewypowiedziane przeprosiny

nie czytasz już moich wierszy

Krople deszczu za oknem padają na asfalt
A krople łez bezwładnie lecą na łóżko
Manifestując Cię, by kiedyś wróciła karma
Budzę się wcześnie, a chodzę spać późno

Sen się bawi w berka i mi ciągle ucieka
Gonię, lecz łatwo mnie gubi, ten rozdział skończony
W uczuciach rozterka, uniesiona powieka
Zostało spłacić Ci długi, ale nie wdzięczności

I wiem, że nie czytasz już moich wierszy
I wiem, że muszę pozbyć się tej rany
Wczoraj z sercem dla Ciebie stałem pierwszy
A dzisiaj się już nawet nie znamy

Pogrzeb 11/14 - "Deszcz"

Deszcz za oknem, słońce w sercu
uśmiech nie schodzi z twarzy
Umiera cierpienie, żywię nadzieję
na lepsze jutro, to mi się marzy
Gdzie czyste powietrze, wolność
i my uśmiechnięci na dzikiej plaży
Taka miłość nie rodzi się na kamieniu
świadomość szczęścia ogrom waży


Toksyczne słowo, każdy toksyczny czyn
przypomina przykrą ścieżkę znaną
Ani groźbą, ani prośbą nie umiemy
pozbyć się brudu, który nam dano
Przebieram w ludziach, ale nie w słowach
zawsze, gdy ciszy powinienem bić brawo
Uśmiech nie umie zagościć na twarzy
słońce za oknem, w sercu znowu to samo

Stan depresji


tak mało go pozostało -
by wyjść na przeciwko szczęściu 
pokonać trudności losu
cieszyć się miłością dzieci
ona - jest jak robak który toczy owoc
i wierci w umyśle dziurę

burząc wszystko co trwałe
rozmywa piękne wspomnienia
tworząc w pamięci zamęt
ciało staje się pustką
bez pragnień, bez radości
błądząc w nieświadomości
jakbyśmy nie istnieli i nigdy nie zaznali 
uroku życia i szczęścia w miłości 

autor: Helena Szymko/

Koniec Świata

Jak dźwięk wraz, odległością słabnę
Czuję, apatię w każdej synapsie

Kołatanie serca ucisk w klatce
Co noc schodzę do podziemia
Tajemnice, me trzymam w skrytce
Przeszywa chęć zrównania się z ziemią
W pracy, domu ciągle uśmiechnięta
Schodzą się we mnie kilka tysięcy wątków.
Zaplatając się w jeden sznur.
Zostawiona bez kontroli, pod wpływem demonów.
Na swoim ciele mam już tyle sygnatur...
W lustrze widzę twarz martwą, pustą...
Ciągle, pytają ''Co Ci znowu jest?''
Nie wiem jak to ubrać w słowa...


Czuję, apatię w każdej synapsie...

Pogrzeb 9/14 - "Strefa Komfortu"

Chciałbym być sobą, tylko być sobą jeszcze
Zjawa przeszłości patrzy na zakręcie
Bijąc blaskiem braku perspektyw
Który chętnie chciał wydać werdykt
Na mój życiorys, na moje marzenia
Oklask tłumu, że wszystko bez znaczenia
Wspierał, by życie minęło bez ciekawych wieści
Łatwiej było życzyć sobie śmierci


Chcę upaść, powstać i upaść raz jeszcze
Bo jakby nie było, to "jakoś to będzie"
Za oknem słońce i promienie smutku
A ja sparzony, w próbie ratunku
Plączę się w sieci złych decyzji
W roli pająka, bo to suma moich wizji
W roli owada, bo nie mogę z niej uciec
Nie czuję się komfortowo w strefie, której nigdy nie opuściłem


Pogrzeb 8/14 - "↑↓"

Przepełniony moment pustymi chwilami
W którym krzykliwym żalem wsłuchuję się w ciszę
Objęty mrokiem, wolałbym Twoimi ramionami
W których trwale we wczorajszych dniach wiszę
Dlatego dziś widzę przyszłość
Daleka jest bliskość


Góra, dół, mam nic, mam wszystko


Puste mieszkanie pełne wspomnień
W którym przebiega wojna w kamiennym spokoju
Przeplatam myśli z tych złych w radosne
Które trwale zostawiają bliznę z każdego boju
Dlatego dziś noszę nowe, psychiczne ślady
Wczoraj mówiłem, że nie dam sobie rady
Jutro pewnie to ja będę komuś dawać rady


Góra, dół, i się mijamy, i się mijamy

piaseczek a kamień | i Kawka się woła

za te wszystkie szukaniem noce ubłagane zamienia się w dołach i płacze Kaśka '

o' bezlitosnym ratunku wystarcza gdy świt dookoła w czarnym wujku;

promiennym pomarańcze, tancerz ulicznym jeżu, te wszystkie rany wylicza:

wyjedzie na kamień gdzieś i świat pomylony;

promyczek mi w Sercu tutaj wylicza|

 

Warkocze tu liści uzbieraj mi.

 

Wypryśnij czym prędzej i uciśnij, i weź to sobie do siebie, co mnie nie posłucha, a Kochałeś i byłeś i Jesteś nim | .

i biometr nieokrzesany tęczą w błękitnym w prze miłym błaganym; co sądy mamy ~

za krzywdy w słuchanym nie raz, za co zwierciadle przytrzyma i parzy się w krzyku codziennym dziecinnie prostym| zaraz...

 

i w nim wyjdzie się w noc i w sen uroczy; wyksztusisz się o promień co siły nabiera |

nikomu własnemu tak jak ja i po kryjomu, i rym w mym zdaniu otwieraj, i przypominaj |.

-aż ugnie się każda zakazana żona - zakażona | zmieniana na w pół i dół.. |

I tutaj goło o spływaj | skoroś pykł i łykł co wlekł i w kasze mykł, dobijaj co buczy i przyszedł se, i stygł - policzę się.

 

Bary za bary, te wszystkie gitary, czekające w komary za skróty, których nie ma, te które tu w czeluści dogryzają|.

Gromadki wen w statki, w podstępnych modelach meldunki i wianki w ich winach sztucznie wstawiają w bąbelki| -Wprawianych w bródkę, wyprawiają wywrotkę; i czyste szczęki;

 

Są bez własnej żeglugi u Matki | trajkoczą w stokrotki i maki, - a ryby biorą w różanych różańcach | kaczeńcach podróżach |

 

Wybiła godzina duża...

 

wypija błahostki z czekoladki, - i Chropy i chrostki, i chustki, i ciekawostki w zasadach najdroższych omijasz mnie | pejzażach | i wzgórzach |

 

z wielu dróg i wapiennych oh biorą; Cię bez przerwy;

 

My z troskliwiej wiosence, i naszej wisience, właściwej panience co sobie teraz zawistnie dogrywasz |

Wykwintnieś mógł | ściel się |. Boś bódł.

 

I wszystkie te strony, struny, gdzie świat pomylony, otulasz się w swych zapomnieniach, -

 

 

 

Gdy swemu posprząta, a oczy dogląda, podtrzyma w ożywczych płomieniach |

... aż wydmy poproszą, - o ciepło (niech noszą), i godło | zaplątasz;

 

o' takim się stajesz rycerzom błaganiem; a zdobył ten tron co mi i potrzeba;

-aż nędza wybrzydza i się dopomina, pojedziesz o piątej; dziesiąta... co mi trzeba ci | .

 

Mina gminna.

 

Ten balkon' tu szczekał, płonąca czekał, aż los zadrwił nogami poobrywał -

... i stokroć się prosi aż pedał spękał się; w złoty pył wykosił, i dość! I Już... toś mi pomógł!!!.

 

Rzekomo nikomu, łakomo o czekolad a w Romach, o wiadukt wychacza o rogich wrogach;

 

i Zakrywał w kołderkach, i naglił w pasterkach i bombonierkach, w bezchmurnych zadymach, których zna;

 

I już ci otwiera się; czym prędzej do mego ramienia, i zmieniaj się w mój kraj- co nie wyciera - aj! - Wybieraj...

 

*** przy tobie moje myśli zatracają sensu wodospadów ~~

o blado mi, gdym ciebie wiódł w srogi rytm kochanie ***

 

Dawid "Dejf" Motyka

Pogrzeb 5/14 - "Dojrzałość"

...w moich oczach
Coraz częściej brakuje kolorów
Ten uśmiech na twarzy
to uśmiech z pozoru
Nadal nie umiem go powstrzymać
świadomość twardo przy sobie trzyma

Puść mnie wolno, puść mnie wolno
Lecz nie wolno, lecz nie wolno

...w mojej głowie
Coraz częściej dziwne obrazy
Te wizje przeszłości
Wciąż widzieć mi się zdarzy
Nadal nie umiem tego powstrzymać
Świadoma bądź, że u mnie psychiczna zima

Więc trzymaj mocno, więc trzymaj mocno
Nie chcę dorosnąć, nie chcę dorosnąć

Pogrzeb 3/14 - "Umiera Miłość"

Co mi z podbitego świata
wiecznego blasku
uśmiechów i uznań

Skoro nie mogłem za Ciebie
umyć tamtych naczyń
zrobić Ci tamto śniadanie

Dać tego całusa

Co mi z wiecznie wspomnień żywych
W których codziennie wieczorem przed snem

Umiera miłość

Pogrzeb 2/14 - "Telefon"

Wybieram kolejne cyfry wybijając Twój numer

Więc proszę kochanie, nie odbierz mnie źle

Zatracam się, we własnej głowie się gubię

Więc proszę kochanie, nie odbierz mnie źle

 

To połączenie miało silny sygnał

bo nic nie łączy mocniej niż miłość

Z równowagi smutek mnie wygnał

tak mocny, jak jeszcze mi się nie śniło

 

To połączenie zdrady z moją naiwnością

zaprowadziły mnie do momentu, gdy

piszę ten wiersz

Znowu ubolewam nad własną słabością

wobec Ciebie, abonament niedostępny

Proszę odbierz

 

W moim życiu już dość zerwanych kontaktów

niemoc mojej osoby w mej głowie mnie sączy

Wyciszony na Twoje wiadomości z nadzieją

że ta iskra znowu nas ze sobą połączy

 

Wybieram kolejne cyfry wybijając Twój numer

Więc proszę kochanie, usłyszeć Cię chcę

Nie odrzucaj mnie, w otchłań znów sunę

nie wiem, co zaraz powiem, więc

Nie odbierz mnie źle

Pogrzeb 1/14 - "Życzę sobie śmierci"

Zapomniałem znowu co miałem napisać
Znowu po krzyku nastąpiła cisza
Znowu piszę "żegnaj" do notatnika
Zapomniałem znowu co w głowie mi świta

Zagryzam wargi w gniewie
Ranię się myślami i mijającą dobą
Patrzę w lustro i nie wiem
Czy już jestem kimś, czy wciąż jestem sobą?
W sercu nie miało wiać zimą, znowu jestem na dnie
Powiedz, na imię mi Szymon, czy może plan B?

Zapomniałem znowu, że nie jest mi do śmiechu
Znowu boli mnie piękny zapach Twoich perfum
Znowu piszę "żegnaj" do notatnika
Zapomniałem znowu jak czule mrok się ze mną wita

Zaciskam pięści w amoku
Kaszlę panicznie krztusząc się własnymi łzami
W lustrze widzę wrogów
Rozsypałaś sól na moje rany swoimi czynami
Niestety, szczęście to nie mój krój, bo się we mnie nie mieści
Proszę, zadaj mi ostateczny ból, bo życzę sobie tylko śmierci

Kropla goryczy

woń alkoholu, pływa w powietrzu,
smugi tęsknoty, zawarte w deszczu,
iskra skłonności,
kropla goryczy,
chęci do życia, niech ktoś mi pożyczy!

Kręgi na wodzie

 

Wierzby płaczą deszczem,
krople spływają po policzku. 

- Rozmywają łzy.


Nie czuje przenikliwego zimna. 
Ociężałym krokiem wchodzi 
w kolejną kałuże. 

Przemoknie - wie, ale nie dba o to.

Jej już nie ma,
rozbiła się o betonową ścianę
milczenia.
Rozmowy z samą sobą. 
Nie... zawsze była małomówna.

Świat obcy i pusty,
ludzie oddzieleni słuchawkami.
Rozgoryczenie.



Cienie słów osaczają.

Więzień

Czuje się jak więzień w głowie 
poczuć...poczuć czyjeś dłonie 
Gdzieś na tle nerwowym mieszkam
Napęczniałe ciało myślami pękam.
Głowa pełna myśli krzyczę! Inni widzą tylko uśmiech
Przy rozmowach gdzieś hen odpływam
Wybawcze leki otumaniają  brak prawdziwych uczuć 
 Może kiedyś uda się komuś z gliny mnie odkuć.

Chciałem...

Od kiedy pamiętam chciałem tylko jednego,
Rodzinę założyć, dom wybudować,
Z żoną obcować, dzieci wychować,
I czuć moc szczęścia niepojętego.

Ale cóż... Im starzej, im dalej,
Tym gorzej - bo wizję zatracam,
Wciąż wśród fałszerzy się głównie obracam,
Niebawem zostanie mi tylko już szalej.

Bowiem widocznie nie jest mi pisane,
Szczęście rodzinne,
Serce stabilne,
Tylko ponure noce zapłakane.

A w zasadzie ja przecież nie chciałem za wiele,
Przy zasypianiu czuć ciepło osoby,
Na choince wspólnie zawieszać ozdoby,
Czuć nocą obcy oddech na ciele.

Tak... Rzecz której głównie potrzebowałem,
To szczęścia w miłości,
Co bym nie czuł do ludzi zazdrości,
Że żyją w świecie którego nie znałem.

Niestety czas mój dobiega już końca,
Bo tracę resztki swej mentalności,
I nie ma ratunku od tej przypadłości,
Przepadnę, nim ujrzę promienie słońca.

Witraż życia

Całościowo jestem tylko witrażem kolorowym,
Które sztukmistrz zwany Życiem tworzył lat kilka,
W trakcie prac prawił o szczęściu rzekomym,
Ale też wspominał o rozterkach, złych wilkach...

Słuchałem go chętnie i marzyłem o tym,
Jakież to barwy mój witraż mieć będzie,
Czy może różane? Jakiś kolor złoty?
Lecz artysta ostudził mnie w moim zapędzie:

"Nie zawsze witraż będzie barwiony,
Niekiedy zostaje w szarym kolorze,
Choćby to zmienić chciał błogosławiony,
Nic barwy życia odczynić nie może."

I faktycznie w zgodzie z artysty słowem,
Po latach gdy dzieło już niemal stworzone,
Szarość i czerń stały się głównym kolorem,
Niekiedy krwistą czerwienią zdobione.

Mimo to widzę mistrza próby wszelkie,
Co by dodać do dzieła barw bardziej cudnych,
Ale... Czy da to efekty dość wielkie?
Zobaczymy... jak dotrwam do tych dni chlubnych.

Póki co - określa mnie mętna szarość,
Czerń zaś i czerwień to moje oblicze,
Chciałem miast smutku ja budzić radość,
"Eh, może kiedyś..." - na to zaś liczę.

Otchłań myśli

Patrzę i nie widzę horyzontu zdarzeń,
Otchłań mnie analizowała już tysiące razy,
Głowa pęka w szwach od przeszłych wydarzeń
Ah, jak ja mam nie czuć do siebie odrazy.

Przebijam się na wskroś, przez odmęty przeszłości,
I choć czas pływał - dalej widzę je wyraźnie,
Zdarzenia, twarze, chwile radości,
Mimo tak łatwych wspomnień - nie jest mi raźnie.

Bo... Po co mi przeszłość, skoro teraz się rozpada?
Po cóż mi pamiątki po dziejach zaginionych?
"Bo pamiętać trzeba"? "Bo wypada"?
Relikty epok dawno minionych?

Zabawne, śmieszne, a wręcz karygodne,
Do jakiegoż to stanu się doprowadziłem,
Gdzie myślę nad tym co było przechodne,
A nie nad rzeczą którą poczyniłem.

Wszystko, czego mi potrzeba...

Myśl, to duszy częsta pociecha,
Czas - płynie, nawet gdy człowiek zwleka,
Natura, miota mną po każdej stronie,
Bym mógł raz jeszcze poczuć ciepłe skronie.

I mimo, że fajnie tak z ludźmi obcować,
Tylko z Tobą na końcu chciałbym się schować,
Przed światem, który nas ogranicza,
I tak do końca naszego życia.

Więc jedno życzenie mam ja do świata,
I nim się spełni - niech miną i lata,
Lecz jedyna rzecz której mi teraz potrzeba,
Usłyszeć raz jeszcze - "Я люблю тебя [1]".





[1] Я люблю тебя (czyt. ya lyublyu tebya), z rosyjskiego: Ja kocham Ciebie.