Jesień

Krople szarości
niby tak samo
a jednak inaczej
zły świecie
dlaczego
dlaczego troszczysz się jedynie
o pięknych i umierających

Ostatnie chwile

Odchodzę, zamykam oczy powoli,
Odchodzę, me ciało zastyga bez ruchu,
Odchodzę, zabrakło mi silnej woli,
Odchodzę, znikła siła życia w mym duchu.
Bez Ciebie, na tym świecie bez sensu istnieje,
Lecz nie długo już stąpam po ziemi,
Odchodzę, trucizna już toczy w mym ciele,
Odchodzę, żegnaj miłości, witaj panie podziemi.

Gorączka

Na moje zawołanie,
Szlachta hołotą obrasta,
Diabeł w kącie płacze,
Nawałnicą go uraczę,

Ściana płaczu wyrasta,
A mnie pokora przerasta,
Siła i honor,
To już samobójcy,

Spuchłe rzeki, drogie chmury,
Bawią się w kalambury,
„Dlaczego” do języka przyrasta,
Cyjankiem duszę każąc,
Ćma z molem tango odprawia,

Stary kosmonauta ich pozdrawia,
Dwa aniołki w niebie,
Namiętnie pochłaniają herę,
Noc wlewa się nachalnie,
Dlaczego tak nachalnie?

Boskie igrzyska

Morderstwo w niemym kinie,
Łapczywy denat obserwuje,
Piórka stroszy, balast zwalnia,
Niewidocznie krocząc na dno spada,
Tłumy godzin przepędza,

Tęsknotą knebluje swe usta,
Tłusta kora słabości jej wysokości,
Głębokie ostrze pozostawia,
Tchórze w gonitwie zgładza,

Gdy nędzą mara się objawia,
Wichrem sroży niedole,
By verso Police,
Zawisło z rana.

Syn marnotrawny

Przez wieczne lato,
Błogie sny w męce,
Rozpaczy goreją,
Magią złorzeczy,

Skrzeczy ze stożka,
Kruk cielisty,
W oparach postępku,
Migocze zawstydzone tchnienie,

W kołysce ogień Hadesu,
diabelskie dzieło,
w liczbach zawarte,
Matką noc,

Powierniczka niechcianych gwiazd,
Żądzy ladacznica,
Ojcem wilczy zew,
Z dzikość krwi skąpanej  w Styksie,

Ze źródeł Acheronu,
W paszczy przekleństwa,
Z dala od bram Piotrowych,
Wydany ci w piekło,

Upadły aniele,
Na poczet pasji,
Na poczet ofiary,
Synu wyklęty.

Look

Ej patrz!
Ktoś mi znowu
czaszkę rozwalił...
hehe
jakie to fajne
Nawet płakać
mi się nie chce...
Nie...

Lot niekontrolowany

Jeden krok w przód
Pięć kroków w tył
Tam gdzie był grunt
Jest tylko pył
Przepaści sidła
Chwytają mni
Ruchome piaski
Na samym dnie
Lot głową w dół
Rozmyty świat
Wstrzymany czas
Mój krzyk i strach
Paniczny puls
Serca modlitwa
Głośny trzask, huk
Już jestem w sidłach.

Deja Vu

Kolejny raz los spycha mnie
Do tego samego punktu
Od którego stroniłam
I uciekałam zaciekle
Znów rzuca bezczelnie rękawice
I na kolanach
Karze pokornie do siebie iść
By sponiewierać i zbesztać niemiłosiernie
I by przed nosem zatrzasnąć mi drzwi
Najwyższa pora zdjąć z ocz
Zakurzone kotary
Odsłonić parszywy lecz realny świat
Spojrzeć przed siebie
Znów nie dać wiary
Że wszystko omotał
Bladych uczuć szkwał
Twarze dokoła
Okute kamienną maską
Pod którą moralność
Zatarła swój szlak
A sprawiedliwość
I jakakolwiek wartość
W sidłach przeszłości
Dławi w sobie płacz.

Cisza

Głośny szelest
cicho gra
to znów cisza
a w niej ja
a w niej ja

Huczy spokój głosem swym
to tylko on
a przecież nic
a przecież nic

Jakież milczenie
otacza mnie
wpadam w trans
prawie śnię
prawie śnię

I znów rozlega się
wielki blask
a potem cisza
a w niej ja
a w niej ja
wciąż tylko ja...

Pierwszy

Nadzieja stała się kłodą
Miłość-nienawiścią
Słońce-mrokiem
Ulica-pustynią
Śmierć jedynym wybawieniem.

Rycerz

Z kubkiem czekolady, nie czując jej smaku
Palcem po szybie rysuję wyznanie
Historię miłosną - tak piękną, choć krótką
Ja w niej księżniczką, Ty mym rycerzem
Lecz jest w niej także coś bardzo smutnego
Bo serce rycerza puste w środku
Nigdy nie biło dla swej księżniczki
Bo miłość rycerza była złudzeniem
Tak rzeczywistym, a jednak fałszywym
Księżniczka przykłada swą twarz do szyby
Z cichym wspomnień westchnieniem.

Niemoc

Nie mogłam zatrzymać czasu ani Ciebie
Choć próbowałam ze wszystkich sił
Nie mogłam zmusić kogoś do miłości
Choć ktoś ten bliski memu sercu był
Nie potrafiłam stać się dla kogoś jedyną
Choć ktoś ten stał się dla mnie nim
Ten ktoś po prostu uciekł z mym sercem w ręce
Kiedyś mu podziękuję, bo nie pokocham już więcej.

Zapachniało wiosną

Zapachniało wiosną
Już miałam wyciągnąć do niej rękę
I objąć ją serdecznie
Gdy się obudziłam

Z okna spozierał duszny mrok
Ze ścian krzyczała nicość
Tylko zegar tykał samotnie
I nawet wiatr ucichł w boleści

Zielone kapcie dalej stały przy łóżku
Tak jak je zostawiłam - wtedy w innym świecie
Herbata wystygła mierząc czas swym chłodem
powieki opadły same

Gra sennych upiorów i marzeń zmyślonych na poczekaniu
Serce ścisnięte mrokiem do bólu
Dusza utkwiła gdzieś obok żołądka
Czeka milczeniem mierząc dni.

Cisza ma

Chciałabym zniknąć
Zaszyć się
Tam gdzie nikt nie znalazłby mnie
Źle mi w ciszy
Źle mi wśród ludzi
Nawet z tobą
Czasem
Mam ochotę zniknąć
Zapaść się
by nie czuć bólu
I samotności
Nie chce żyć w ten sposób
Nie będąc częścią
Do końca
Nie chce tylko chwil
Chce znaleźć się w czymś do końca...