Dobroć
jest miarą
człowieczeństwa
miłość
jest miarą
doskonałości
nieznane
są jednak granice
aby dosięgnąć szczytów
dlatego nieustannie
potrzebujemy
przemiany
Autor: Don Adalberto
Nie umiem
zatykać uszu
kiedy krzywda
wniebogłosy woła
nie umiem
przysłaniać oczu
kiedy nieprawość
stoi na cokołach
nie umiem
przymykać ust
gdy smak goryczy
w gardle aż dusi
nie chowam
głowy w piasek
i nikt mnie do tego
na pewno nie zmusi
jak będzie dalej
tego nikt nie odgadnie
ja wiem tylko jedno
że czas ziemskiej próby
trwa jeszcze dla mnie
Autor: Don Adalberto
Czekam
na twój uśmiech
jak na promyk
co zapali świt
nową nadzieją
czekam
na dobre słowo
które opatrzy
jak remedium
obolałe rany
czekam
na życzliwy gest
w akcie przemiany
który jeszcze raz
pozwoli mi uwierzyć
w człowieka
Autor: Don Adalberto
Kiedyś był całym światem
przytulał w chwili zwątpienia
był miłością i starszym bratem
lecz świat wciąż się zmienia
dorastamy do tego świata powoli
dawne wspomnienia pokrył kurz
lecz gdy życie zaboli
nie ma dawnego misia już
dlatego dziewczyny się asekurują
nazywają misiem dorosłego mężczyznę
zwłaszcza gdy jego ciepło czują
lecz nie jest on dawnym misiem
to dziki zwierz zwany grizli
spróbuj nad nim zapanować
może gdy ci się przyśni
uda się go pocałować
tak myślą o sobie mężczyźni
aż trafią na dobrą treserkę
wtedy każdy właściwy ruch uczyni
i założy misia futerko
Oskar Wizard
Wypłynąłem wreszcie
na bez stresu oceany
w mój okręt
nadal uderzają sztormowe fale
witaj losie dynamiczny
losie wspaniały
nigdy i w niczym nie pomogły
zbędne żale
kiedyś marzyłem
aby problemy mnie omijały
teraz wciąż myślę
że poradzę sobie
każdy film z akcją
jest wspaniały
ja taki film
w swoim życiu tworzę
Oskar Wizard
wychodzę na zawsze
ze strefy mroku
bo byłem takim
jak mnie nauczono
smutny romantyzm
ma mało uroku
zamykam bez żalu
epokę minioną
wolę blask słońca
i pogodne nastroje
lubię rozmowy
zamiast milczenia
wybacz
to życie jest tylko moje
niech się w szczęśliwsze zmienia
odrzucam regułę
złudnej wzajemności
jeśli mam czegoś nadmiar
to z tobą się podzielę
depresja jest jedną
z cech samotności
sprawdzam
którzy ze znajomych
to przyjaciele
Oskar Wizard
Kochany Dziadku
piszę ten list z nadzieją
że gdziekolwiek jesteś
to w mocy niepojętej
dotrze on do ciebie
a może już go czytasz
zanim rodzące się myśli
dłoń przeniesie na papier
odszedłeś z tego świata
szybko i niespodzianie
kiedy byłem zbyt młody
aby rozumieć do końca
rzeczy tak ogromnie ważne
jak Ojczyzna i patriotyzm
pamiętam jednak doskonale
wspólnie spędzane wakacje
twoje niezwykłe poczucie humoru
i twoją poznańską gwarę
którą nie zawsze rozumiałem
tak wiele lat już przeminęło
a ja ten list piszę w setną rocznicę
odzyskania przez Polskę niepodległości
i choć dla ciebie teraz czas nie istnieje
to byłeś w tamtych wydarzeniach
powstańcem - bohaterem
dziękuję - Dziadku
bo gdy miałeś zaledwie
osiemnaście lat
to chwyciłeś za broń
i stanąłeś do walki
o naszą niepodległość
za to jestem z ciebie
tak bardzo
bardzo
dumny
z wdzięcznością - twój wnuk
Autor: Don Adalberto
to ogromne dziedzictwo
świata materii i ducha
pomnażane przez wieki
myślą twórczą
talentem
i trudem pracy
w wierze jest zakorzenione
to bezcenne dziedzictwo
okupione cierpieniem
hartem ducha
i przelaną krwią
polskich bohaterów
jest zaszczytnym obowiązkiem
lecz także wielkim wyzwaniem
dla nas i przyszłych pokoleń
Autor: Don Adalberto
dziękuję Ci - Ojcze
Stwórco nieba i ziemi
że w łaskawości swojej
dałeś mi dwie Ojczyzny
tę ziemską - doczesną
którą nad wszystko szanuję
i całym moim sercem
kocham szczerze
i tę niebiańską - wieczną
do której ciągle zmierzam
i za którą tęsknię
choć jeszcze jej nie znam
lecz całą moją duszą
głęboko w nią wierzę
Autor: Don Adalberto
możesz patrzeć
ale nie dostrzec
możesz słuchać
ale nie usłyszeć
możesz dotykać
ale nie poczuć
możesz mówić
ale bez zrozumienia
przede wszystkim
musisz się otworzyć
Autor: Don Adalberto
czerpię moc ze Słowa
jak ze źródła życia
od dawna z Nim wędruję
po tułaczych drogach
Słowu powierzam
świadectwa czynów
opatruję Nim rany
zadane przez słowa
Ono roznieca we mnie
ufność i nadzieję
do Słowa powracam
wyszedłszy ze Słowa
Autor: Don Adalberto
Cukrową watę rzuciłem w kąt
Uciec chciałem daleko stąd
Lecz mój kompan to mój błąd
Porwał mnie On w depresji prąd
Zastanawiam się gdzie jestem,
możliwości jak życia między śmiercią, a chrzestem
Spadam w dół, jakbym był deszczem
Bo wciąż nie wiem, lub wiedzieć nie chcę
Więc proszę daj mi tę odpowiedź
Tak szczerą jakby to była spowiedź
Bo ja do mety chcę móc pobiec
I memu nieszczęściu zapobiec
Jak mam definiować szczęście?
Wczoraj widziałem je wszędzie
Nie musiałem zadawać pytań
A dziś bez oczu o definicji czytam...
Zabijam uczucia w sobie
Ale po co ja to robię
Skoro myśli mam przy Tobie
I słychać je w każdym moim słowie?
Powiedz, czy gdy podbiję każdy ląd
A na podwórku od zera wyrośnie dąb
Czy wtedy pozbędę się tych klątw
Które o moim sercu napalone śnią?
Dlaczego mam wchodzić w celibat,
i cierpieć przez kolejne kilka lat?
Skoro tak naprawdę już nic nie ma
To tylko ja, moja głowa i marzenia
Mogłem nigdy nie odrzucać tej waty
I nie wychodzić poza statyw
Nie otwierać się na Twoje światy
A dziś nie patrzeć na to co piękne sprzed laty
...
Czuję straszne zagubienie
To przecież nie jest już więzienie
To jakby przez małe przeziębienie
Wpuścić w siebie zakażenie
Kradnące życia uwielbienie
Proszę więc o odnalezienie
Albo z tej choroby wyleczenie
Niech zostanie po mnie więcej niż westchnienie...
Jak mam definiować szczęście,
skoro brakuje mi sensu mojego życiorysu?
Czy ten stan to może przejście
do krainy pojednania i kompromisu?
kiedy życie się przeleje
w jednej chwili
jak wodospad
i skinieniem palca
wezwiesz mnie do siebie
niech mi niczego
nie będzie szkoda
bo ja przecież nie jestem
z tego świata
wezmę ze sobą
tylko kilka wierszy
zamiast fotografii
z pielgrzymki po ziemi
choć jestem przekonany
że jeszcze wspanialsze rzeczy
tam dla nas przygotowałeś
a ja będę je mógł chwytać
w wersety anielsko - doskonałe
Autor: Don Adalberto
nie chcę być bohaterem
żaden ze mnie Herkules
wystarczy mi sławy tyle
ile pomieszczą
kiedyś
zachwycone spojrzenia wnuków
nie chcę być
znawcą poezji
żaden ze mnie Słowacki
wystarczy mi umowne miejsce
między Lechoniem a Waligórskim
w wirtualnej przestrzeni
nie chcę być Don Juanem
żaden ze mnie Tulipan
do pełni szczęścia
wystarczy mi twoje uczucie
bo jest prawdziwe
Oskar Wizard
zapachniała róża
pocałunkiem
oddechem przyśpieszonym
we wspomnieniach
droga do gwiazd
i bliskość
dotykałeś serca
bez kolca
choć cierń
tam tkwił
bez słów
odszedłeś
drogą którą
dobrze znałam
Gdy nadszedł czas by przejrzeć na oczy
Zrozumieć jak świat wedle swych zasad kroczy
Aby w nim nie zginąć w tłumie, lub ze łzami
Widzę tylko okropieństwo, co nie tak jest z nami?
Odczuwam wrażenie że niewiedza jest zbawieniem
Bo im więcej wiem, tym więcej nie wiem
I z większą troską patrze w moją przyszłość
A całym sercem chciałbym spojrzeć jak kiedyś...
Jakże pięknie było móc patrzeć oczami dziecka
Na świat gdy nie gasneła nam niewinności świeczka
Bo teraz gdy moje oczy tak wiele widziały
Ciężko jest by usta szczerze się śmiały
Teraz wiem, że to wszystko jest z tyłu w oddali
A piękno i szczęście zbudować trzeba własnymi siłami
Już żadna pokusa mnie nie zamroczy
Bo naszedł czas by przejrzeć na oczy
Zły dotyk twój
Wzburzył niepokój
Zabić mnie chciałeś
Czemu mnie zmuszałeś?
Płakałam po nocach
Brakowała siły na śmiech
Mimo to się uśmiechałam
Powoli, powolutku usychałam
Nie wiem czemu się zakochałam
Ty nie znałeś miłości
Nikt nie okazywał Tobie czułości
Byłeś niczym trucizna
Pozostała krwawiąca blizna
Jesień życia szybko przychodzi
tym prędzej nastaje,
im lato szybciej przemija
i skoro dojrzewa czas wina
Wspominasz miłe chwile,
masz w oczach spotkanych ludzi
I wrogom łatwiej przebaczasz
- czas goi rany, zaciera trudy...
Pożółkłe liście pamięci
spadają szybciej i więcej
I już ich zebrać nie zdołasz-
polecasz je Bożej opiece
A Pan Bóg swymi anioły
mocniej i mocniej cię strzeże,
bo słabym już teraz ptakiem
słabym stworzeniem jesteś
I wiesz już w duszy na pewno
i w sercu musisz zawołać
że może kolejnej jesieni
doczekać, niestety
nie zdołasz...
Lecz nie bój się jesieni
i żadnej pory rocznej
czyż nie oczekujemy
nowego życia
wiosny?
No i powiedz serduszko, co tam u Ciebie?
Czy na Twoje złamanie spadło olśnienie?
A może jakaś cudowna odnowa - zbawienie?
A może nadal czujesz raniące złamanie?
Chcę poczuć szczęście raz jeszcze
Zatrzymać jesienne deszcze
Wrogości w sobie nie mieszcze
Na słowo "zaufać" - dreszcze
No i powiedz serduszko, jak się czujesz?
Czy przez to złamanie się psujesz?
A może poprostu bez sensu cudujesz?
A może blizna nadal rośnie?
Chcę poczuć szczęście raz jeszcze
Bez blizny chodzić po mieście
I to życie poczuć wreszcie
Oczyścić się i serce - nareszcie
Słońce nad mój dom przynosi świt
Przeżyć upadek to żaden wstyd
Muszę w sobie przełączyć tryb
I poprawić swój własny byt
Często traktuję to jak mit
Często czuję się jak nikt
Czas wstać i wreszcie żyć
Ale złamanie mam przez całe ciało...
Chcę poczuć szczęście raz jeszcze
Zatrzymać jesienne deszcze
Wrogości w sobie nie mieszcze
Na słowo "zaufać" - dreszcze
No i powiedz serduszko, co tam u Ciebie?
Każde drzewo ma liście, gałęzie
Każdy rodzi się tym listkiem
I żyje w prawdzie, lub w błędzie
Prowadzi życie szukając iskier
Każde drzewo ma początek, koniec
Każdy zapuszcza swoje drzewa
A w pamiętniku na pewnej stronie
Wreszcie w jego korzeń się zmienia
Dziś umarł mój dziadek
On był korzeniem mojego drzewa
A Bóg to mój świadek
Że ja też się kiedyś nim stanę
Zawsze łzy liści i gałęzi
Rozpacz najbliższych twarzy
A On uciekł tylko z uwięzi
I teraz jak ja piszę, patrzy
Zawsze podsumowanie żywota
Rozpacz jak po bohaterze
Na tacy nieszczera kwota
W którą ani On, ani ja nie uwierzę
Dziś umarł mój korzeń
Spruchniały i zatruty
Powód rodzinnych schorzeń
Zimny i zepsuty
Ja też z listka przerodzę się
W Korzeń na którym zbuduję rodzinę
Moje gałęzie i listek - Antosię
I wiem, że ja też wreszcie zginę
Ja też będę jak on podsumowany
Korzeń pożegnany przez swe dzieła
Z waszą opinią będę zrównany
Dla mnie będzie już tylko ziemia
Drzewo musi przejść swoje faze
Liść, gałąź, korzeń
Dziecko,Rodzić,Dziadek
W tym widzę piękno - a nie zapłakane twarze
Więc żegnaj.
Jutro ja będę pożegnany.