Jesienny Outsidser

W lasku w podartych jeansach ,
młoda kobieta stała.
Rozpaliła ognisko by je potem ugasić,
z jej gardła wydobywała się litania.
Mówiła językiem niezrozumiałym,
formułki szeptała długie,

Samhain! Samhain!
było słychać w słów potoku szumie.
Noc poprzednią spędziła samotnie,
na łące zbierając kwiatów całe kosze.
Podczas zrywania,
Samhain! Samhain!
pod nosem śpiewała.

Noc była długa w gwiazd szaty przyodziana,
przemierzając zbocza, doczekała tam rana.
Długa postać,
podarte jeansy,
koszula brudna, w nieładzie,
buty dziurawe i zakurzone i czarne.
Ogniste włosy jakoby węże wiły się na głowie,
usta pełne,
prawie bordowe.

Oczy miała deszczowe,
w blasku księżyca zielone,
co to u kota przy ogniu się mienią.
Tydzień później dowiedziałam się,
że nazywają ją Jesienią.

Wiedźmin

Uspokajam postrzępione myśli,
Chwytam mocno swój miecz,
Biorę głęboki oddech, zamykając oczy,
Czuje narastającą w Sobie moc
Tylko jeden świst, jeden cios.

Przede mną potwór który się wyśnił,
Mruży wściekłe spojrzenie lecz
nie atakuje, a wokół mnie kroczy,
Czeka, na nieprzeniknioną noc
Tylko jedna szansa, jeden los.

Nastaje duszna, niespokojna cisza,
Nawet wiatr boi się zaśpiewać
W głowie tylko jeden stan,
Rządza krwi.

Tylko jeden świst,
Jeden cios,
Tylko jedna szansa,
Jeden los.