Patrzę i nie widzę horyzontu zdarzeń,
Otchłań mnie analizowała już tysiące razy,
Głowa pęka w szwach od przeszłych wydarzeń
Ah, jak ja mam nie czuć do siebie odrazy.
Przebijam się na wskroś, przez odmęty przeszłości,
I choć czas pływał - dalej widzę je wyraźnie,
Zdarzenia, twarze, chwile radości,
Mimo tak łatwych wspomnień - nie jest mi raźnie.
Bo... Po co mi przeszłość, skoro teraz się rozpada?
Po cóż mi pamiątki po dziejach zaginionych?
"Bo pamiętać trzeba"? "Bo wypada"?
Relikty epok dawno minionych?
Zabawne, śmieszne, a wręcz karygodne,
Do jakiegoż to stanu się doprowadziłem,
Gdzie myślę nad tym co było przechodne,
A nie nad rzeczą którą poczyniłem.
Umysł nawalił, przestaje myśleć.
Zaczynam czuć, mocniej i mocniej...
Tak łatwo można oszaleć.
Dźwięki robią się głośniejsze, coraz głośniej i głośniej.
Przed lustrem stoję i pytam się ''czemu tego nie olewasz?''
Znowu wpadam w moją wewnętrzną histerię...
Za wariata mnie uważasz
co chwilę umysł wykrywa zagrożenie innym przypomina to komedię
Serce przyspiesza, oddechu złapać nie mogę.
Świat wiruje, dusza krzyczy i woła o pomoc.
Ja samą siebie zagoniłam w pułapkę.
I tak codziennie czuję tę niemoc
Zaczęło się banalnie
po szkole pod mostem
drugi dziesiąty trzydziesty
setny raz
ciemniał świat
szkielet
twarz nie do poznania
resztkami sił
żyła przyjęła dawkę
a potem
serce przestało bić
***
Since zadrapania
cierpiące spojrzenie
język solą spieczony
niesamowicie bolą
jak ciernisty upadek
albo głowa zamknięta
w ścianie beznadziei
odeszła
dzięki temu teraz
idzie własną
a nie jego drogą
***
Pił coraz więcej
gdzie tylko się dało
aż zasnął latem
na ławce w parku
pośród płaczących wierzb
na zawsze
Kazimierz Surzyn
Każdego ranka zanurzam się w nicość pustej egzystencji; otaczającej mnie subtelnym brakiem możliwości i chęci.
Nie czuje wolności, a w tym co mam widzę jedynie brak jakiejkolwiek miłości.
Błękitny Księżyc w swej uczciwej zadości; może odebrać wszystkie sentymenty moich wnętrzności.
Ostrze wbite głęboko, penetrujące ciało z litości, widzi gdy na świecie wylęgują się co nowe zuchwałości.
Brak dumy, zrozumienia, niestety nie wspomnienia;
Lecz momenty zachowane na widniejącej ścianie, sugerować mogą nienawiści zmartwychwstanie.
Ślady zostaną, tu nic nie ugram, w skład wchodzi jedynie to co wskóram.
Łapię oddech łapczywie, jeden za drugim, lecz po co jeśli zamieni się w dym długim;
Wylatujący w powietrze daleko, za siebie, patrzący z oddali:
"Jeszcze mam nadzieję."
Wciąż upijam sok, z tego kubka zwanym "Życie",
Ale mój już chyba jest - dawno po terminie,
Gorzki smak, bardzo aż - sympatią go nie darzycie,
Wręcz doczekać się nie mogę, aż cały przeminie...
I tak mija mi mój czas, upijając tenże sok,
Już od dawna nic innego w ustach swych nie czułem,
Uczuć żadnych nie doświadczam, dzisiaj mija prawie z rok,
A miłość - kojarzy mi się tylko z bólem.
Jak widzicie, napój ten, bywa całkiem niebezpieczny,
Bo wypaczyć może, do życia wasze podejście,
I nieważne jakbyś myślał, że w radości jesteś wieczny,
Chwila nieuwagi - i na zawsze, tracisz szczęście.
Mimo, iż krew, to płyn do życia niezbędny,
Pozbyć się jej chcę, nim dojdę do obłędu,
Bowiem jej nadmiar jest mi niepotrzebny,
Wierzę, że robiąc to nie popełniam błędu.
Krwawię z ran, które chciałaś bym miał,
Choć osobiście mi tego nie powiedziałaś,
Odmówić Ja Tobie, jakże bym śmiał,
Mimo, iż o efekcie swych słów nawet nie myślałaś...
Trudno, zdarza się, "Życie" jak to mówią,
Nie ma co się martwić jednym rannym człekiem,
W końcu śmierć i diabli krwiste mięso lubią,
A jego cena zmniejsza się wraz z wiekiem...
A zresztą i tak potrzeby nie mam - niech to diabli,
Życia bez zgody, której nie chcesz mi zapewnić,
Czas co prawda do trumny mnie nie nagli,
Ale chciałbym wreszcie coś w życiu odmienić...
Jeżeli tęż zmianę stanowić ma śmierć,
Niechaj tak będzie i wiedz droga o tym,
Że jeżeli czegoś chcę - będę mieć,
Choćbym myślał o pakcie grobowym.
Myślałem jak stać się niewidzialnym
i wbrew pozorom nie jest to wielka sztuka
znikasz na pstryk obłoku dotykasz
krok naprzód a jednak wstecz
zakładasz stary garnitur co mole
prawie go zżarły torbę podróżną
wieszasz na ramieniu jak balast
w niej całe twoje smutne życie
przez które słońce nie przenika
we mgle chodzę i niby do przodu
lecz cofa się nieustannie rak
który bez czystej wody ginie
mając nadzieję że będzie pięknie
kiedy wypowiadałem z miłością
twoje imię ale czas zamienia uczucia
w skorupę mięczak robi krok w tył
jak to rak rok miesiąc dzień bo
nadszedł już ten czas utonę
w mętnej uczuć brei nieprzezroczystej
niczym szyba w deszczowy dzień
zabrakło sposobów by osuszyć łzy
więc najlepszym z nich to zniknąć
para to stan wolny od trosk
kieliszek jedyny on się nie zbije
za toast czyjś szczęście czyje
niewypowiedziane z moich ust
problem mam że wódki nie piję
nie piję ?
Na rampie wyładowczej
dzieci i dorośli.
Ci z prawej zostawali
na prace ponad siły
eksperymenty medyczne
tortury rozstrzelania
piekło głodu.
Z lewej szli od razu
do komór
na zagazowanie
czarne dymy
rozsiane prochy
a my
pochylmy głowy
w zadumie.
Ocaleni
wychudzeni do kości
z zapadniętym spojrzeniem
upodleni.
Pękają skały
Ściany płaczą
Krzyczą Pomniki
Modlitwa
Znicz Pamięci.
Kazimierz Surzyn
Zaciskałem zęby z gniewu, który wypełniał moją czaszkę
Gubiłem się w wydarzeń biegu, pisząc kolejną fraszkę
Zapomniałem o puencie, którą ofiarował mój życiorys
Tkwiłem tak w błędzie, zabijał mnie zagubienia tygrys
Uchroń mnie z dobroci serca
Przed niepewności mgłą
Za którą stoi mój morderca
Uchroń mnie przede mną
Byłem tymże potworem, potrafiącym w nienawiści zrobić straszne rzeczy
Gardziłem własnym dworem, robiłem wszystko, czemu moja świadomość przeczy
Zapominam o puencie, którą ofiarowały mi poszarpane włosy
Tkwię tak w błędzie, chociaż nie potrzebuję już więcej pomocy
Uchroń mnie z dobroci serca
Przed niepewności mgłą
Za którą stoi mój morderca
Uchroń mnie przede mną
Znam takie miejsce gdzie
cień nie zagląda rano
usta wypowiadają szeptem
balladę niewyspaną
O domu wysoko na skale
tam w kominku ogień płonie
ciepłem światła zaprasza
by ogrzać zmarźnięte dłonie
Układam dobre wspomnienia
na półce jak książki pożółkłe
i choć nie jest ich mało
te najcenniejsze wkładam
pod poduszkę
Niech wyśnię pejzaże gór rzeźbione
dróg krętych zawiłe rozdroża
łąk zielonych ukojenie
niech ujrzę krople słonego morza
Wstanę więc i ruszę
i westchnę Boże drogi
dokąd mnie dzisiaj zabierasz
poczekaj bo w ciepłych kapciach
mam obolałe nogi
Po burzy nadeszła cisza
aż w uszach szumi
wczorajsze sprawy
zabrał cyklon niepamięci
siedzę i patrzę na ręce
poranione od przeciągania liny racji
pieką , parciany sznurek przyzwyczajeń
czas było go już puścić
puścić co nie służyło
zmyć paprochy nadziei
by się już skończyło
to czego czas nie sklei
w milczeniu ziarenka liczę piasku
przyklejają się do ran
jak na letniej pocztówki obrazku
na pustyni uczuć zostałem sam
deszcz obfity twarz przemyje
do suchej nitki zmoczy
cieszyć się ze żyję gdy
piachu wspomnień pełne oczy
cisza po burzy gorzka ulga
piorunem rażony stoję słup
w kamień zamieniony
zatrzymana akcja serca
czy kochać będę kiedyś mógł ?
"Obraz”
Z cyklu „Światynia Wężowego Grodu”
Krwawa Noc
Nowy Dzień
Strach … Zadyma
Nic Nas nie powstrzyma.
Krollord Gdynia grudzień 2019
Zapraszam do subskrypcji mojego kanału
muzyka z wierszem dostępna pod linkiem
Kolejna perła spada dziś,
nieszczery wzrok mówi Ci,
gdy na początku serca łzy,
fundament tego bedzie zły.
Coraz więcej procentów pija -
sama w wielkim domu siedzi.
Echo samotności ją dobija -
widzą wszystko sąsiedzi.
On jest ciągle w delegacjach -
ma panienki na wszystkich stacjach.
Ona czeka twardo w mroku,
gdy w końcu będzie przy jego boku.
Pieniądze - ważne lecz pamiętaj -
ona wciąż na Ciebie czeka,
nie bądź płytki - nie zwlekaj,
nim zawiśnie na jej szyi pętla.
„Nie Wszystko Stracone”
Z cyklu „Światynia Wężowego Grodu”
Ruszajcie do boju !!
Nie wszystko stracone,
Nie wszystko zniszczone
Chrońmy Węża W Koronie
Powstańcie Martwi
Powstańcie Żywi
Niech Magia Was ożywi.
Krollord Gdynia listopad 2019
Zapraszam do Subskrypcji mojego kanału na youtube.pl
link do mojej muzyki z wierszem
Nie chce mi się już...
Nie chce mi się żyć.
Ktoś wbił w serce nóż,
Nie chcę sam tak być.
Wokół ludzie-pajace,
Wstyd mi za was ma raso,
Bo choć łyse wasze glace,
Cały ten krzyk - na co?
Ale was więcej jest w świecie,
Czymże jestem? Pchłą...
Jednakże - cóż o nim wiecie?
Tyle co pchła - pstro.
Jedyne co was raduje,
To ciągłe tańce, śpiewy,
Owszem - ja to szanuję,
Ale ta przemoc... Te gniewy...
A wśród was żadnego
Krzewu nie znajdę urodziwego,
Co dla problemu mojego
Byłby wreszcie omegą.
Na samym początku jasność była,
Wówczas nikomu się ciemność nie śniła,
Latarnie, świece, czy słońca blask,
A w tle brzmiał radosny poklask.
Pewnego dnia jednak rzecz się zdarzyła,
Jedna ze świec się wypaliła,
Ciemność wnet fragment świata okryła,
A to co weń, powłoka zgładziła.
Z dniem każdym kolejnym świece znikały,
Latarnie również się wypalały,
A ciemność okryła mnie z każdej już strony,
Powoli zatapiając w mej czaszce swe szpony,
Krzyczę - "Przepadnij, odejdź! Ja nie chcę!",
A ona wciąż po głowie mnie łechce,
I z tych świec, co zostało już raptem kilka,
Zapewne zgasną wszystkie - lada chwilka.
Stoję sam na wietrze
i rzucam grochem o ścianę
wyrzucam piękne chwile
co dawno już zapomniane
szare chmury płyną
odleciały ptaki jesieni
więc rzucam grochem o ścianę
bo wiem że nic się nie zmieni
wtedy gdy świeca gaśnie
spalając knot po troszku
nie roznieci go żaden ogień
bez prawdziwej miłości wosku
jestem samotną skałą
opieram się słonym folom
takie wzburzone to może
w serce tak mocno walą
Biją tłuką smagają och
życie zmieniają w proch
kiedy stoję przed ścianą
a na ziemi leży groch
Swego czasu miłość była nam orężem,
Bliskość i wierność chroniły nas przed wężem,
Słońce przyświecało - radość wielka była,
Szkoda, że ta chwila szybko się skończyła...
Słowa twoje jasny przekaz mi dały,
Że z zachowania żem był zbyt zuchwały,
Więc rychło za ścianą izolacji się skryłem,
I chłopca co kochał - w sobie stłumiłem.
I tej historii koniec, byłby to taki,
Gdyby nie fakt, iż chłopiec daje się we znaki,
Dusić nie zduszę - nie mam serca i siły,
Zwłaszcza że jego cel i mnie jest dość miły.
Z drugiej strony - uwolnić nie mogę chłopca,
Wszystko już w gruzach - tyś już mi obca,
Zapewne myślisz - że tak właśnie chciałem,
A ja po prostu - ucieczkę wybrałem.
Teraz żałuję - lecz żal to spóźniony,
Każdy już dawno jest rozliczony,
Temat zamknięty i wszyscy szczęśliwi,
Tylko ten chłopiec wciąż kwili i kwili...
Myślę, nad życiem którego nie ma już,
Czuję, choć serce me dawno przebił nóż,
Widzę, ale boję się tego widoku,
Słyszę, lecz chyba wolę zaufać już oku.
Żyję - to dziwne, bo czuję się martwy,
Planuję, choć rozkład mam cały rozdarty,
Walczę, mimo że pięści moje już sine,
Oddycham, choć w lustrze widzę zwykłą padlinę.
Jakiż sens życia, skoro pustym jest?
Czy ma jakiś cel, ten bolesny test?
Czy mam stać dalej, choć jestem złamany?
Czemuż nie oddać się śmierci w tany?
Tak sobie gnijąc spokojnie czekam,
Z ostatnią decyzją długo już zwlekam,
Ciało moje rozpada się w części,
A mimo to wciąż zaciśnięte mam pięści.
„Świątynia”
Z cyklu „Światynia Wężowego Grodu”
Doszliśmy do celu
Żywi i Martwi.
To ten Majestat
To ta Świątynia
Zapomniana Ruina.
To tu wszystko się zaczęło
Okryta drzewami
Wężowego Grodu zgliszczami.
Wtem huk się rozprzestrzenia
Za nami Armia Zniszczenia
Armia Aldora kroczy niczym cień
Czas zwady między nami
Czas zakończyć ten dzień.
Krollord Gdynia listopad 2019
wiersz z muzyką dostępny na moim kanale youtube.pl
Serdecznie Zapraszam do Subskrypcji mojego kanału.
Pozdrawiam Krollord.