Nie Mów Mi

Nie mów mi, że mnie rozumiesz, bo ja nie rozumiem sam siebie
Nie mów mi, że jutro będzie lepiej, jutro mogę być w niebie
Nie mów mi, że nienawiść z serca wyjdzie, bo nadal rośnie w siłe
Nie mów mi, że możesz mi pomóc, bo rozumiem tylko zdania zawiłe

 

Nie mogę wstać z łóżka a przyjacielem mi zapłakana poduszka
Jestem wciąż w żałobie a śmierć siedzi mi tylko w głowie
Nie mogę uśmiechać się szczerze, nie wiem skąd smutek się bierze
Jestem wciąż na dnie a pomimo szczytu wciąż wpadam w matnie

 

Zabij mnie proszę || zabij mnie proszę

Ona szczęśliwa, uśmiechnięta mina, mój smutek, a jej wina
Ja w łzach, Jej serce to głaz, nie spojrzy mi w twarz
Łykam tabletki, wchodzę do karetki, świat wiruje, mam mętlik
Najszczersze kłamstwo, tak, znam to, psychiczne bagno

 

Zabij mnie proszę || zabij mnie proszę

Nie mogę biec do przodu, bo z tyłu mam nadzieje zza młodu
Jestem wciąż nieśmiertelny, bo swojej wierze jestem wierny
Nie mogę ujrzeć Anioła, bo Diabeł w mym sercu to kłoda
Jestem wciąż na szczycie, ale w innym życiu, w innym bycie

 

Nie mów mi, że mnie rozumiesz, bo ja nie rozumiem sam siebie
Nie mów mi, że jutro będzie lepiej, jutro mogę być w niebie
Nie mów mi, że nienawiść z serca wyjdzie, bo nadal rośnie w siłe
Nie mów mi, że możesz mi pomóc, bo rozumiem tylko zdania zawiłe

Suplikacje II

 

Okiem Opatrzności

strzeż mnie - Panie

na wszystkich drogach

które dość często

w życiu się plączą

a niekiedy tworzą

węzły gordyjskie

lecz nade wszystko

zachowaj mnie łaskawie

 

          od rymów częstochowskich

          co składają się w ustach

          jak zardzewiały scyzoryk

          od filozofów

          którym się wydaje

          że mają na wszystko

          gotową receptę

          od teologów

          którzy drapiąc się po głowie

          próbują Ciebie niezdarnie

          zaszufladkować

          od polityków

          co naiwnym obiecują

          drugą Japonię czy Zieloną Wyspę

          od przebieglych krętaczy

          co po trupach dążą do celu

          od telewizyjnych manipulantów

          co przerabiają mózgi

          w globalne bezmózgowie

          i od wszelkiej innej plagi

 

zachowaj mnie - Panie!

 

 

 

Autor: Don Adalberto

Pragnienia nocy świętojańskiej

 

 

kiedy najkrótsza ze wszystkich nocy

bezszelestnie spowije ziemię

całunem powabnej tajemnicy

i kiedy olimpijskie muzy -

Kalliope

   Klio

      Erato

         Euterpe

           Melpomene

           Polihymnia

         Talia

      Terpsychora

   Urania

zaczną krążyć mi nad głową

jak kruche nocne motyle

pozwólcie mi wtedy wysłuchać

pieśni dwunastu panien

o mojej dalekiej Arkadii

którą dawno temu opuścilem

by zmierzyć się z wyzwaniem losu...

a potem niech światełka latarnii

świetlików świętojańskich

rozświetlą przede mną zagubioną ścieżkę

do miodosytni młodzieńczych marzeń

abym mógł zanurzyć usta

gorzkie jak zioło piołunu

od realizmu codzienności

w nektarze kojącej poezji

 

 

 

Autor: Don Adalberto

 

    

Kto pirwszy ten lepszy ?

Co z tego że kradł
co z tego że pił
w karty przegrał wszystko co miał
co z tego że jak chciał tak żył

Perspektywa rynsztoka
nie jest widokiem na świat
z za krat wolność jest wspomnieniem
nawet kiedy w mordę dostał brat

Co z tego że pogańskie rytuały odprawiał
awantury norma w domu
unurzany w cwaniactwa bagnie
co do tego komu

Dzielił jak umiał
jak umiał kochał
wierny w granicach możliwości
twardziel a w milczeniu szlochał

Wie pan drań jakich mało
takiego to do gnoju
by odkupił winy
na klatce nigdy nie było spokoju

Osądzony za życia wyrokiem
zaocznym przez znajomych bliskich
przez babcię z parteru radiotelegrafistkę
wszystkowiedzącą o wszystkich

Stracił wszystko
żona odeszła dzieci
ostatnia kropla z butli
w kieszeniach same śmieci

Stanął zmęczony w bramie
bo tutaj jestem królem
królem czego ? usiadł
pod oszczanym murem

W deliryczny zapadł trans
upiorny sen i dzieło swoje
poranek rześki zerwał na nogi
wyprostował plecy dwa oddechy złapał
myśl
O Jezu ja się cienia boję

Dym ostatniej fajki łzę wycisnął z oka
wyszedł na podwórze z zaciemnionej bramy
być człowieka cieniem ?
w blasku słońca uniósł ręce na wprost okien
głos wydobył a szyby zadrżały
kto tu jest bez winy niech żuci pierwszy
               kamieniem

Konać?

Zanurzam dłonie w nurcie wody
przysuwam do ust łyk dla ochłody
przemywam oczy skrapiam swą głowę
ciało dzielone na pół na połowę
przez czas który wciąż  biegnie dogoni
noga na brzegu druga do toni
nieznanej wiary w siebie samego
życia wbrew wszystkim nie wiem dla czego
chcę w te odmęty zanurzyć całą
duszę wymoczyć niedoskonałą
prawda ma jedna w sercu jest ona
w źródle miłości uczyć pływać się wolę niż
na ciepłej plaży zakłamania powoli konać

Marzyć

Płynę przed siebie w drgawkach niemocy
z trwogą jutrzejszej bury codziennej
nie zasnę znowu dzisiejszej nocy
patrzę w pasjansa karty niezmienne 

Liczę barany z obłoków wełna
jasność księżyca ściemniają one
w szklance herbata w połowie pełna
wpadają słodząc lecz ja nie słodzę

Liście jesieni zagrabił wiatr
Listy pożółkłe wysyłam gdzie mieszka
szczęście stąd drogi szmat
a  może nie a może nie

Dlaczego nie dla czego tam
od jutra miłości szukam
na wyciągnięcie ręki ją mam
w szybę do księżyca pukam

W ciemności nie ja jedyny
z ciemności można wysmażyć
przecudne Boskie krainy
wystarczy zamknąć  oczy i
        marzyć.

Palec w nosie

Dotknąłem palcem nosa z zamkniętymi oczami
myślałem że nie sprawi to żadnego problemu
ustać na jednej nodze zamknąć powieki i dotknąć czubka nosa
trzymając w drugiej dłoni kufel naważonego piwa
wstrzymując oddech by nie zachłysnąć się odmętami życia
Boczny wiatr zmienia równowagę w rozdygotaną galaretę
pokropioną szczypiącym octem doświadczania burzy
z kufla wylewa się piana złocistego nektaru ogłupienia
płuca rozrywa bezdech wyimaginowanej czystości
palec do nosa ? w oko palec łzawi los
Przyciąganie ma moc odwieczną to leżę
na bruku w kałuży wypocin burzy
Patrzę na nieba błękitne pola
chmury jak statki w tafli jeziora
i jestem sam z błękitem tym
błękit jest mną ja jestem nim
jestem jestem jestem jestem
pod powieką  miłości nieskończoną rzeką
kto kazał stać na jednej nodze
wyznaczył cel nieznaczący więcej wiele
niż pusty kufel na mojej drodze
bezdech krzyczący w moim ciele
Z rynsztoka widać prawdę niezmienną
upadam po zrozumienie że niebo jest nade mną

Miła przegrana

Przyszła z biciem serca,

krew w żyłach wzburzyła.

Na nic się nie zdała

rozumu walka.

Z wdziękiem

wszelki opór

w pył rozbiła.

Była piękna, mocna

i po prostu wielka.

 

Lecz nie chciała wcale

dwojga serc zranić.

Wprost przeciwnie,

była dla nich

upragnionym lekiem.

Jedna chwila może

całe życie zmienić...

Jeśli tylko wygra

przed nieśmiałości

lękiem.

 

Rozum padł na kolana,

całkiem pokonany.

Serca od tej chwili

w jednym rytmie biły.

Wygoiły się wreszcie

dawnych uczuć rany.

Miłosne rytmy

wszystko

zwyciężyły.

 

 

Oskar Wizard

 

(fot. z Google)

Serce

Serce to nie tylko

włókna ścięgna rozkurczający się mięsień

serce jest wibracją

zaginającą czasoprzestrzeń

 

Wibracją jest wszechświata

w rytm bije herców jego

możesz nie wierzyć w nic lecz

stworzony(ś) z cząstek Jego

 

W rzeczywistości obecnej

czas zamienia w życie

pompując krew komórkom

by zbudziły się o świcie

 

To centrum naszego Bytu

jest środkiem środka wszystkiego

co związane z moją osobą

nie połączę się bez niego

 

Z duszy ulotną naturą

która wchodzi do domu

istoty ze światła stworzonej

nie mówiąc nic nikomu

 

Jest portalem myśli i uczuć

z Boskiego eteru płynącej

z jaźni nieogarniętej przez umysł

z wolności rzeki rwącej

 

Nie ma w nim żalu ni smutku

doktryn nakazów wierzeń

braków niezgody rozterek

bo nieograniczona to przestrzeń

 

Miłości też tam nie ma

szczęścia wielkiego rozkwitu

błogości ani zbawienia

to łącznik tych dwóch bliźniaczych bytów

 

Którymi jestem bez wątpienia

ulotnym i realnym

zamienia to na przemian

duchowy świat w materialny

 

I spytasz w wielkiej niemocy

zdziwiony wielce dlaczego

ten świat tak w uczuciach zakręcony

lecz serce nie ma z tym nic wspólnego

 

 

 

 

 

ZIEMIO

tyle dobra dajesz -

ale też odbierasz

 

kwiaty zakochanym -

wieńce umarłym

 

krajobrazy malowane -

i te za czymś utęsknione

 

góry urzekające każdą porą -

ilu turystów jeszcze zabiorą

 

las zielone przestrzenie -

teraz w żywiole płonie

 

woda rzek szumi zgrabnie -

płaczą powodzianie

 

w złocie bawi słońce -

a głowa i serce w udręce

 

morza w błękicie -

ile dusz w szale zatopicie

 

ta ziemia urokliwa -

tylu bliskich chowa

 

Kazimierz Surzyn

 

 

Wybaczam

wybaczam ludziom złym

ich intrygi

przebaczam głupim

nasze wspólne błądzenie

złe uczucia to podstępne wnyki

wiodą tylko na zatracenie

 

wybaczam tym

którzy nie dorośli

do bycia autorytetem

przebaczam sobie

że szukałem usilnie

w nich

mądrości

odpuszczam swojej duszy

goniącej wciąż za grzechem

zapominam o dziewczynach

które nie chciały

odwzajemnić miłości

 

kiedy odpuszczam przeszłość

staję się znów wolny

dawne wspomnienie

przestaje wciąż mnie ranić

proces dojrzewania

może i jest powolny

dopiero teraz życie

w lepsze

mogę zmienić

 

 

Oskar Wizard

 

 

(fot. z Google)

Kobiecość utracona

jak kwiat

zroszona uczuciem

w rękach troskliwego ogrodnika

rozkwita

lecz zbyt cicha

zmęczona życiem

porzucona

usycha

 

 

Oskar Wizard

 

 

(fot. z Google)

Przestrzeń

Przestrzeń otacza mnie

bezkresna wszechobecna

okiem nieogarnięta

niewyobrażalna i wieczna

jestem w niej a ona we mnie

przenika głaszcze po brodzie

wody samotna kropelka

a oceanem jest bezkresnym

ciemną chmurą bywa

wzburzoną pierwotną falą

wiatru powiewem rozdartym

rozbitym statkiem na skale

rozbitka ostatnią deską

promieniem nadziei porannym

co wpada na łyk herbaty

rozświetla oczy nadzieją

rozprasza życia dramaty

wyciągam wyobraźni dłonie

umysł nie ogarnie tego

co oczy widzą na nieboskłonie

to przestrzeń serca mojego

 

 

* * *

 

patrzę w gwiazdy

i myślę o nieskończoności

kiedy wszystko wokoło

jest tak kruche i ograniczone

 

czymże jest człowiek

w bezkresie wszechświata

już nawet nie pyłkiem

nie dzieckiem gwiazd

 

czy sensu istnienia

mam szukać tam daleko

na firmamencie nieba

czy raczej w sercu swoim?

 

 

Autor: Don Adalberto

WRAŻLIWI LUDZIE

zasmakowali porażki

poznali gorycz bólu

po stracie bliskich

wyszli z mroków 

nicości na prostą

cierpienie pokonali

więcej widzą i słyszą

rozumieją życie

innym współczują

cierpliwie pomagają

prawdą i uczciwością

świat naprawiają

a jeśli już kochają

to całą głębią serca

 

Kazimierz Surzyn 

Jak najmocniej umiesz

Uwolnij się zerwij do lotu

więzieniem są przekonania

stereotypy ciągłe rozterki

odgrzewane kotlety rozstania

 

Myśli złe niech idą precz

zasiej pokój w sercu swoim

oglądaj obrazy zielone

kolor ten będzie ukojeniem twoim

 

Uwaga połączona nicią

z pragnieniem lecz pragniesz czego?

myśli złe jak magnez przyciągają zło

więc doświadczysz tego

 

Bądź świadomym pragnień

obserwatorem czujnym bądź

zwolnij kiedy coś nie służy

na mądrości kamieniu siądź

 

Wymieć zakurzone paprochy

porządek w duszy czas zrobić

pięć minut dla samego siebie

nie ma nad czym się głowić

 

Obdasz  uczciwością swe życie

przed sobą stań uczciwy

prawda podobno wyzwala

jeśli chcesz być szczęśliwy

 

Wiara wspaniała matka ona

szepnie do uszka słowa te

zachwyć się i  uwierz 

życie to wielka przygoda

dlatego pokochaj je

jak najmocniej umiesz

 

 

 

 

 

Łowca Marzeń

los nigdy nie dawał mi

taryfy ulgowej

za to mu właśnie

gorąco dziękuję

każdy dzień

zaskakiwał

w odsłonie nowej

sprawdzał

czy jeszcze

smutek poczuję

 

podobnie

jak stal

tak ja się hartuję

największą sztuką

nauka śmiechu

z porażek

pomimo wad wielu

spełnionych marzeń

poszukuję

bo dobre dziś

i jasne jutro

jest bardzo ważne

 

życie wciąż

kąsa jak pies ogrodnika

tak jakby chciało

wszystko utrudnić

lubię psy

rozczula mnie każda

psinka

zmartwienia

także można polubić

 

bo każde z nich

to nowe doświadczenie

przez to życie

ma swoją treść

tworzę wciąż nowe

piękniejsze marzenie

lubię też w nie

twoją osobę

wpleść

 

 

Oskar Wizard

 

 

(fot. z Google)

Piwnica

 

W piwnicy światło przebija się przez
małe zakurzone okno ,zbutwiałe drewno
zapachem zatrzymuje wspomnienia
niechciane co powinny być dawno zapomniane
lecz w półmroku tak ciężko dostrzec
ostrość rzeczywistości ona tu nie zagląda
tylko chowa się po kątach , pająk
rozwijający sieci przyczajony obserwator
wychwyci każdą myśl dobrą
on zawsze jest głodny cudzego szczęścia
myślałem że umarłem kiedy owinięty
w lepkiej włóczce czekałem na dobicie
wpadł promień światła złoty , od Boga ?
wiem że tchnął we mnie nowe życie
przez pęknięte okno szczelinę małą znalazł
dostrzegł mnie , bo kiedy nadzieja ginie
w ostatecznej ostateczności rozwija
warkocz bym z ciemności wspiął się
ku górze po światła miłości linie
czy moc która dotyka serca jest
Ojca wyciągniętą ręką czy
Matki jasnym warkoczem nie szukam odpowiedzi
wiem nigdy jej nie znajdę czy ma to jakieś znaczenie
to co się wyklucza uzupełnieniem jest dla siebie
jasność do ciemności schodzi lecz bez ciemności
nie istnieje , gwiazda bez czarnego tła znika
z piwnicy w dzień wychodzę otrzepując kubrak
z moli wspomnień , opadną zamienione w popiół
zagarniając ręką wsypuje do butelki pył marny
niech odpłynie z rzeką do morza zapomnienia
jeśli znajdziesz tą wiadomość niech będzie słonecznikiem
dla świadomości ludzkiego istnienia , imion tak wiele pokochasz
lecz jedno jest tylko imię miłości dla duszy wiecznego spełnienia 

Ogrody snu

rozwieszam obok

koszulę zmartwień

i otulony ciszą

nocnej pościeli

przedzieram się

przez głębię mroku

 

wchodzę na chwilę

do wirydarza snu

aby uwolnić myśli

w kącie podświadomym

i odszukać 

kwitnące marzenia

 

 

Autor: Don Adalberto

Opowieści Dzieci

Nauczycielka nauki zintegrowanej
Prowadzi zajęcia z sześcioletnimi dziećmi
Jedno dziecko w sukience porwanej
Z małym guzem na głowie, rodzice chyba nędzni
Czas na zabawę na dywanie
Dzieci w pośpiechu zdejmują buty by nie zostawiać brud
Ich wolny czas płynie wspaniale
A tamto dziecko choć rasy białej - ciemność spod stóp
Opiekunka zmartwiona pyta czemu nożki nieumyte
A dziecko w uśmiechu mawia - mama nie pozwala
Ujawnia się mocno zdziwienie ukryte
"Proszę się nie martwić - mama i tak mnie nie chciała"...

 

W tej samej szkole, w innym roku
Dzieci mają przerwę, więc czas na śniadanie
Wspomniany nauczyciel patrzy na nie z boku
A pewien chłopczyk o dziwo trudu sobie nie zadaje
Nie wyciąga ani kanapki, ani rogalika
Zapytany, czy może nie jest teraz głodny
Uśmiech z twarzy szybko mu już znika
Jego tata mu nic nie dał - i to tego był zgodny
Dostał coś od Pani prowadząca lekcje
A on wtem przed tymi słowami sie nie cofa
"Dziękuję, ale nie chce już nic więcej
Tata mi nie daje jeść, bo powtarza że mnie nie kocha"...

 

Niedaleko szkoły mieszka chłopczyk młody
Damian go wołają, wychowany przez ulice
A mimo to serce dobre, doszedł z rodzicami do zgody
Trochę chorowity, po operacji ślad na potylice
Zawsze uśmiechnięty, pokazywał szacunek starszym
A gdy mijał moją mamę, prosił, aby mnie pozdrowić
Był kolegą mi nieco trochę dalszym
A i tak oferował by ze mną lekcje odrobić
Chętnie pomagał rodzinie i czasem spacerował szosą
W jego głowie marzenia, pewnie chciał zbudować własny zamek
Lecz nagle do dobrej duszy zapukała postać z kosą
A drzwi do wspaniałego życia okazały się być bez klamek...

 

Pewien kwiecień, rok dwa tysiące siedem
Za miesiąc komunia, chłopiec gra na konsoli
Choć grał w agresję, nie miał żadnych uniesień
Lecz mimo to na rozmowę o bijatykach pozwoli
Tata nie zadowolony że syn walczy w wirtualnym ringu
A dla syna to tylko zabawa, fascynacja działania sprzętu
W Ojcu ptaszek mądrej rady się wykluł
"Nie wolno, czy my Cię bijemy?" zapytał kolejny raz z rzędu
Dziecko odpowie szczerze - przecież nie raz już go bolało
Wtem w domu zawrzało, kara na zabawę i won do spania!
Nie zapomni, jak z prawej ręki w skroń otrzymało
Dostać w twarz, jako dowód że nie bije - tyle z tego starania...