TANIEC PRZESZŁOŚCI

Kiedyś byłem tylko cieniem

żyłem jedną małą chwilką

w ręce brałem słońca mgnienie

zazdrościłem czaru łąką

 

Z tęczy było me ubranie

w białej chmurce jadłem lody 

czułem lekkość mego ciała

ze mną motyl tańczył tango

 

Aż czar prysnął i tak z kwiatu

spadłem prosto w szare życie

żegnaj wietrze wierny druhu

nie ma blasku róż w rozkwicie

 

Kazimierz Surzyn

Zimowo inaczej

Lubię zimę.

Biel jest interesująca,

można zapatrzyć się w nią.

Puścić wodze wyobraźni.

Dziwny efekt daje.Patrzenie.W słońce

potem w śnieg.Tuż pod nogami.

 

Ślepota.

I chłód.(nie )Dziwne-takie ludzkie.

Bezkres.

DDA/DDD

 

,,Boże,

użycz mi Pogody Ducha,

Abym akceptował tych,

których nie mogę zmienić,

Odwagi, abym zmieniał tego,

kogo mogę zmienić,

I mądrości, abym zrozumiał

że tym kimś jestem ja."



(Modlitwa o Pogodę Ducha)

 

 

 

Pozbawieni

autentycznej tożsamości.

Dorastający

wśród sprzecznych sygnałów.

Nieznający w dzieciństwie

pojęcia miłości.

W sidłach lęków,

urazów i żalów.

 

Lecz teraz możesz już

uzdrowić dziecko,

które tkwi w tobie.

Zdrowienie zaczyna się,

gdy wyjdziesz z izolacji.

Jest przecież wielu,

którzy żyli podobnie.

Takich jak ty

spotykać zacznij.

 

Poznasz na nowo

pojęcia szacunku,

humoru i łagodności...

Twoje życie

w szczęśliwsze się zmieni.

Poznasz też sekret

prawdziwej miłości.

W tym wszystkim

nowi Przyjaciele

są niezbędni.

 

 

Oskar Wizard

 

 

Cel wierszy

 

słowo stworzone

w sposób

tak piękny

że sercu dodaje skrzydeł

 

w rymach odnajduje

melodię zmysłów

pieszcząc doznania

pięciolinią

wyrazów

 

bez rymu

zaś

pędzi

jak oszalały ogier

płynie

jak wodospady

kruszące skały

rozbija zaskorupiałe

przekonania

zerwane z uwięzi

reguł

 

próbuje przytulić

myśli

przyspieszyć

tętno

rozgrzać ciało

 

lub wprost przeciwnie

zmrozić celną puentą

niespodziewanie

docierając

do źródła

wszystkich lęków

 

bywa też lekiem

na wszelkie obawy

gdyż ma moc magiczną

zdolną

uzdrowić duszę

lub obudzić

drzemiącą

miłość

 

a wszystko to

tylko dla Ciebie

Czytelniku

 

 

Oskar Wizard

 

 

List w zaświaty

Kochany Dziadku

 

piszę ten list z nadzieją

że gdziekolwiek jesteś

to w mocy niepojętej

dotrze on do ciebie

a może już go czytasz

zanim rodzące się myśli

dłoń przeniesie na papier

 

odszedłeś z tego świata

szybko i niespodzianie

kiedy byłem zbyt młody

aby rozumieć do końca

rzeczy tak ogromnie ważne

jak Ojczyzna i patriotyzm

 

pamiętam jednak doskonale

wspólnie spędzane wakacje

twoje niezwykłe poczucie humoru

i twoją poznańską gwarę

którą nie zawsze rozumiałem

 

tak wiele lat już przeminęło

a ja ten list piszę w setną rocznicę

odzyskania przez Polskę niepodległości

i choć dla ciebie teraz czas nie istnieje

to byłeś w tamtych wydarzeniach

powstańcem - bohaterem

 

dziękuję - Dziadku

bo gdy miałeś zaledwie

osiemnaście lat

to chwyciłeś za broń

i stanąłeś do walki

o naszą niepodległość

za to jestem z ciebie

tak bardzo

             bardzo

                      dumny

 

z wdzięcznością - twój wnuk

 

 

Autor: Don Adalberto

Oczy Dziecka

Gdy nadszedł czas by przejrzeć na oczy
Zrozumieć jak świat wedle swych zasad kroczy
Aby w nim nie zginąć w tłumie, lub ze łzami
Widzę tylko okropieństwo, co nie tak jest z nami?

 

Odczuwam wrażenie że niewiedza jest zbawieniem
Bo im więcej wiem, tym więcej nie wiem
I z większą troską patrze w moją przyszłość
A całym sercem chciałbym spojrzeć jak kiedyś...

 

Jakże pięknie było móc patrzeć oczami dziecka
Na świat gdy nie gasneła nam niewinności świeczka
Bo teraz gdy moje oczy tak wiele widziały
Ciężko jest by usta szczerze się śmiały

 

Teraz wiem, że to wszystko jest z tyłu w oddali
A piękno i szczęście zbudować trzeba własnymi siłami
Już żadna pokusa mnie nie zamroczy
Bo naszedł czas by przejrzeć na oczy

Oto Mój Dom

Oto mój dom, w którym się wychowałem
To w nim, tyle nocy się bałem
To w nim, słyszałem ten hałas
To w nim, panował ich marazm
To w nim, tyle łez kapało
To w nim, marzenie umierało
To w nim, pięści były zaciśnięte
To w nim, blizny były odciśnięte
To w nim, traciłem wszystkie nadzieje
Oto mój dom, i tego nie zmienię

Niepełnosprawni II. Oczami dziecka.*

 

Przychodzisz na świat

pełen nadziei.

Rodzice bywają różni,

najczęściej kochają.

W miarę upływu lat

coś złego się dzieje.

Czujesz, że należysz do tych,

którzy od grupy odstają.

 

Nie pomoże nauczyciel,

zajęty podstawą programową.

Nie licz też na pomoc

złotoustego księdza.

Jeśli nawet dostaniesz rentę,

to kiedyś ci zabiorą.

Czeka cię strach, ból

i pewnie nędza?

 

Zamglony umysł

świata w pełni nie ogarnie.

80% ojców

porzuca taką rodzinę.

Od silnych leków

zatrucie czasem dopadnie...

Kupowanych

za matki udręczonej

krwawicę.

 

Módl się za rodziców,

będziesz żyć tyle

co oni.

To ich największy lęk,

nikt później

ci nie pomoże.

Czekają najprostsze prace,

dopóki szef cię nie przegoni.

Komu potrzebne takie życie

Panie Boże?

 

 

Oskar Wizard

 

 

*- jeden z pozostałych 20%

 

 

Poczęci przez pomyłkę.

 

najczęściej widzę ich w niedzielę

biegną do kościoła

ze strachu przed piekłem

na które zasłużyli

 

bronią życia poczętego

słowem gorliwym

pozbawionym czynów

gdyż od ratowania urodzonych

są zawsze inni

tacy jak ja

 

w słowach

Bóg

Honor

Ojczyzna

popełniają przeważnie

kilka błędów ortograficznych

bo nie czytają książek

a ze sztuki pisania

znają tylko donosy

na sąsiada

 

nie mów im nigdy

że spotkałeś dziś Jezusa

nie uwierzą

bo im to nigdy

się nie zdarza

 

 

Oskar Wizard

 

 

 

Słowo.



przycupnęło skromnie

pomiędzy

zakurzonymi książkami

i rozpalonym laptopem



może pozostawił

je któryś

z miłych gości

a może

upadło przypadkiem

podczas

ostatniego rozstania

bez gniewu

lecz z podtekstem



wychodząc z cienia

otrzepało

przydeptne

niepamięcią skrzydła

aby wznieść się

w okolice żyrandolu



bo słowa

nie lubią pozostawać

niezauważone

i bez odpowiedzi



próbowałem

złowić je

siatką na motyle

pamiątką z dzieciństwa

którą łapałem też

słowa dorosłych

tak zapalczywie

przeze mnie

gromadzone

jako sentencje

o życiu



byłem ciekawy

czy jest to słowo

przyjazne

może nawet zakochane

lub chce

mnie przed czymś przestrzec



niestety

słowo wyleciało

przez otwarte okno

w kuchni

w której gotowałem

właśnie kawę

aby delektować się

aromatem

napoju

i tego właśnie słowa



widocznie

nie trafiło na swój czas

było przeterminowane

albo skierowane do kogoś

innego



straciłem słowo

ale zyskałem

pytanie



bo świat nie znosi

próżni





Oskar Wizard



Zakręt strumienia czasu.



różom

nie wyrywam kolców

może mnie kiedyś

nimi obronią



omijam też wiatr

ma wiele

do zrobienia

dobrego i złego

bez zbędnej zachęty



patrząc na wierzby

popadam w zamyślenie

nad zakurzonym fortepianem

który od dawna milczy

a może nawet

płacze

jak one



w zakręcie strumienia

poszukuję

znaków tajemnych

które zwiastują

nasze kolejne

spotkania



i tylko niebo

niezmiennie

ukrywa

błękit

za żaluzją chmur



i tylko zegar

odmierza

nasz czas

tykając

niecierpliwie



ciekawe

czy coś

wie?





Oskar Wizard





Rodzina.



Wszystko, co cenne

ukryte jest w rodzinie.

Dzieci radość dają

i uczą poświęcenia.

Przy żonie

życie atrakcjami

płynie.

Mieszanka reprymend

i przytulenia.



Pieniędzy

nigdy nie jest

zbyt wiele.

Nie mogą być celem

samym w sobie.

Rodzina to więcej

niż przyjaciele...

Nawet gdy czasem

dostajesz po głowie.



Twoi rodzice

życie ci dali.

Dzieci zaś są

twojego ja

kontynuacją.

Najlepiej abyście

się z żoną

uzupełniali...

Wnuki będą

życia wspaniałą

kulminacją.





Oskar Wizard





Stalowa tęcza.



Afirmowałem pogodne baśnie.

Chciałem zapomnieć o życia brzemieniu.

Zanim płomień życia nie zgaśnie...

Napisałem kilka wierszy w natchnieniu.



Zwłaszcza o moim garbatym losie.

Uczyłem się zwalczać pech pracowitością.

Bo mogło być już tylko gorzej.

Zbyt mocno nauczyłem się żyć z samotnością.



W moim życiu była śmierć, choroby i straty.

Nie będę się jednak z tobą licytował...

Może też masz los chronicznie garbaty?

Wiedz jednak, że nade mną nikt się nie litował.



Nauczyłem się władać pogodą ducha.

Chociaż czasem gasi ją cień z przeszłości.

Niekiedy Bóg moich próśb wysłucha...

Z wyjątkiem tych o szalonej miłości.



Dlatego też lubię wiersze zakochane.

Namiastką są tego, co się nie spełniło.

Mimo to życie wiodę wspaniałe.

Względną równowagą się wypełniło.



Tylko czasem staję się jak wilk czujny.

Doświadczanie katastrof uczy mądrości.

Bywam wtedy odrobinę czupurny.

Sam nie wiem dlaczego nie chcę ustąpić?



Udzielam z chęcią kredytu zaufania.

Bo w prawie każdym jest pragnienie dobroci.

Niektórym jednak złość rozum przesłania.

Wtedy daję powód do prawdziwej złości.



Pokonanemu lubię dłoń na zgodę podawać.

Życie nie może wojnami być wypełnione.

Kiedyś relację z życia będę Bogu zdawać.

Powiem Mu: wszystkie zadania sukcesem zakończone.



A jeśli śmierć jest końcem wszystkiego?

W nicości nie będę poświęcenia żałować.

Warto dać wszystko dla kogoś bliskiego.

Może większe szczęście od mojego wyhodować!



Oskar Wizard



 

https://www.youtube.com/watch?v=q6DWJPaNVz4

 

 

KRÓL JULIAN CZYLI JA*

 

*Myślisz, że mnie zaskoczysz mówiąc, że zwariowałem...
... O, nie! Ja to powiedziałem pierwszy!

 

 

*Dziękuję pradawni bogowie za mnóstwo komentarzy!
... Teraz mi je przeczytajcie!

 

 

*Wiem, że blask chwały tak Cię onieśmiela...
że boisz się pisać cokolwiek pod moimi fotkami...



* To straszne! Dopięłaś się do mojej fotki...
... Nie skazuj mnie na polubienie Ciebie!

*Wszędzie tylko ten sex, kiss i lovciam... co to znaczy?
Będąc na szczycie własnej ignorancji nie mogę przecież przyznać...
że jak większość Polaków nie znam angielskiego!

* Jestem w sądzie. Sprawa przegrana.
Do domu nie wracam by nie przeszkadzać komornikowi...
Idę do dentysty bo bolą mnie trzy zęby.
Mój pies wpadł pod ciężarówkę.
Skręciłem nogę i zgubiłem portfel.
... i dokumenty...
... klucze też...
Ale dziękuję, że życzysz mi miłego dnia!

 

 

Oskar Wizard



*/ teksty własne wzorowane na Królu Julianie.../

Maleńki skarb

O czym myśli dziecko?
Ten umysł zagadka, skorupka jaźni
Gdy oczy nie zaznały jeszcze fałszu
Gdy serduszko puka pulsem Bożej miłości.
 
Czy go nie martwi
absurdalna tłustość niewinnego ciałka?
Czy go nie zadziwiają
rączki tylekroć namaszczone?
Czy jest świadom słodkiej niemocy,
maleńkiego czasu bezruchu?

Krystaliczna dusza
owoc mi jeszcze nieznany
Tak gładko, tak różowo
tak szybko dorośniesz.

Czy jednak pamiętasz
swój pierwszy krzyk życia?
Czy wspominasz sny
z bezkształtnych chwil odpoczynku?

Jakiż to skarb trzymasz w małej główce?
Jakież to dzieło tam się kreuje
że nie znasz słów by o tym opowiedzieć?

Boże Narodzenie

Mgłą zasnute jak cienie, wspomnienia z przeszłości,
Pamiętam smaki, zapachy, w sercach uniesienie,
Czas przygotowań i czas wielkiej radości,
W te magiczne święta, Boże Narodzenie.
Pamiętasz kochanie, te śnieżyce, zamiecie.
Z przeszłości się wyłania jak różdżką dotknięta
Historia z dzieciństwa, w innym, dawnym świecie,
Pierwsze nasze święta. Pamiętasz? Pamiętam.

Choinkę na placu wspólnie wybierzemy,
Ta jest gęsta, w sam raz, kupujemy mamo,
Na sankach do domu razem ją ciągniemy.
W sklepach są sztuczne, lecz to nie to samo
Tata choinkę oprawia, w stojaku montuje,
Pudełka z bombkami ściągamy z pawlacza,
W wigilię, nie wcześniej się ją dekoruje,
Taki przestrzegany zwyczaj co roku powraca.
Słomkowe aniołki, z papieru gwiazdeczki,
W kolorowych bombkach mej buzi odbicie,
Anielskiego włosia cieniutkie niteczki,
Łańcuchy sklejone przez nas pracowicie
Dzwonek, serduszko w piersi się kotłuje,
Szybko, niech tata już te drzwi otworzy,
Wchodzi, taki wielki Mikołaj, o coś zapytuje,
Czy byłam grzeczna, paciorek, zmów Aniele Boży.

A że byłam grzeczna, mówiłam paciorek
Wtedy ten Mikołaj siwiutki i święty,
Otworzył swój przepastny, zagadkowy worek,
I wyciągnął dla mnie wprost z nieba prezenty.
Pamiętam też święta, gdy ten Pan sędziwy,
Miał tyle pracy w całym niezmierzonym świecie,
Wierzcie nie wierzcie, wszak to same dziwy,
Że wleciał do domu przez balkon, no wiecie
Świat zaczarowany, dobry nawet w biedzie,
Kartofle w mundurkach i barszczyk czerwony.
Smakuje wszystko, pierogi, kompot, śledzie,
I karp przez matczyne ręce usmażony
Zapach pomarańczy cierpliwie wystanych,
Pierniki, makowce co w domu pieczone,
Nie zastąpi ich bukiet potraw wyszukanych,
Bo święta z dzieciństwa są niezastąpione.

Mgłą zasnute wspomnienia, szczęścia aromaty,
Odeszły w przeszłość, jak odeszła mama.
Dziś świat już nie taki, inne przybrał szaty,
Pozostała bez zmiany kolęda, ta sama.

Silni są luźni

Słodkie dłonie dzieci
i mam
i zwierzęce spojrzenia ciepłe
miękkie barwy, pastele
silni dzicy są luźni
potężne garście mężczyzn zdrowych
takich kobiet jest teraz mniej
mogą łączyć dwa bieguny
miażdżyć systemy ucisku
ale tego nie robią -

To robi przeciętny Polak pijaczyna

Dzieci nie są tak silne, ale inne dzieci
dzicy i kolory nieba i motyle chronią je
wpisują w swój wielki plan -

Tylko przeciętny Polak pijaczyna je krzywdzi

- są delikatne ale na tyle silne
by się rozwijać wciąż i wciąż i uczyć życia wszystko
co wokół nich kłamie i niszczy świat

delikatne niczym sieci pająków
i wcale nie chwytają ofiar by zjeść -

Tylko zniszczone przez matrycę dzieci są inne.

Dla Babci Marysi

BABCIA to piękne słowo
Pachnie zupą pomidorową
Krzaczkiem porzeczek czerwonych w ogrodzie
I pieczonych jabłkowych babeczek na miodzie
 
Babcia zawsze jest niedaleko
Nawet gdy mieszka za siódmą rzeką
Wspierać, pocieszyć zawsze gotowa
A jej rada jest zawsze rzeczowa
 
Babciu Marysiu – bo to wiersz dla ciebie
Chciałabym cię mieć co dnia obok siebie
I nie tylko dzisiaj powiedzieć bym chciała
Dziękuję – przy Tobie dorastałam
 
Tyś zawsze była obok, w smutku i radości
Tyś zawsze dawała mi wiele miłości
Z szóstek i piątek moich się cieszyłaś
Gdy potrzebuję – zawsze jesteś i byłaś
 
Uczyłaś mnie i uczysz, że warto być sobą
I swojego życia być co dzień królową
Że warto się uczyć i wiedzę zdobywać
By wśród głupców nie przebywać
 
Kocham cię babciu, najmocniej jak umiem
Choć jak jest być babcią – jeszcze nie rozumiem
Na szczęście mam obok ciebie – nauczycielkę
Pokonam więc każdy problem, rozterkę
 
Monika

Babcia

Pamiętam moją babcię Antosię,
miała dziesięć kur,króliczki,kózkę,
i jedno prosię.
Chodzilam do niej po jajka i orzechy,
a domek miała przykryty strzechą.

Zawsze była miła i wspaniała,
często u niej bywałam,
bo mnie żurem z ziemniakami,
częstowała.

Wokół domku ,było pełno kwiatów,
przeważnie czerwonych maków.
Drzewa były w rzędzie posadzone,
na nim jabłuszka zielone ,żółte i czerwone.

Zawsze ,kiedykolwiek tam byłam,
do domu koszyczek jabłek przynosiłam,
a byłabym zapomniała ,pieczone ziemniaki,
też smakowicie zajadałam.

Cukierkami malinkami mnie częstowała,
serdaczek brązowy i sukieneczkę z perkalu,
od niej też dostałam.
Wyglądałam w niej pięknie ,a koleżanki,
patrzyły na mnie z zadrością.

Zdarzyło się też ,że byłabym się udławiła,
kością z królika.
lecz nic mi się nie stało,
tylko oddechu brakowało.

Pamiętam ,bawiłyśmy się wspaniale,
babcia Antosia i ja mała Helusia.

Sam nie wiem po co

sam niewiem po co , 
wywleczono mnie na ten swiat noca.
chlodny powiew mnie otoczyl ,
swiatlo porazilo oczy.

bedziesz szczesciem dla swej mamy ,
my juz teraz cie kochamy.
wielka radosc nam przynosisz ,
i swa milosc w nasz dom wnosisz.

potem niewiem co sie stalo ,
cala milosc gdzies rozwialo.
cagle krzyki i wyzwiska ,
spakowana ma walizka.

czym se na to zasluzylem , 
tym , ze glodny ciagle bylem.
me ubrania sa znoszone ,
czesto placzem wyproszone.

gdziez ta milosc obiecana ,
gdzie te wszystkie obietnice.
wszystko nagle sie urwalo ,
a ja zwiedzam swa ulice.