Czytając dzieła Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej
nie mogłem się skupić. I do początku ciągle
wracałem. Myśli wciąż nowe. wirowały w głowie.
W sercu. i po pokoju jak gwiazdy po niebie.
Gdy weszłaś tańczyły cztery ściany. Sufit
z białości płonął. Żyrandol balował
po orbicie. W oknach gotowały się szyby.
Moja dusza gdzieś była daleko. Ciała wcale
nie czułem. Egoizm dogorywał na piaszczystych
wydmach. Na wodach dalekich oceanów. Samowystarczalni.
Choć z wadami jak każdy. Bez słów : kiedy wreszcie.
Czy w ogóle kiedyś. Dopóki. Jeśli. O ile. Natychmiast.
Teraz. Patrzyłem na twoje kontury.
jak malarz w swój obraz natury.
Dusza i ciało z siłą wróciły. Ciało odtąd stało
się tobą i mną nierozerwalne. A dusza była
taka leciutka. Jakbym obejmował rozhuśtaną
wichrem brzozę. Jakbym połykał ptasie mleczko
a podniebienie prosiło o więcej. Jak gdybym
spijał miód z powierzchni kwiatów.
Mapa doświadczeń. Kaskady płomieni.
Oddech konwalii. W źrenicach zatracenie.
Usta głodne syte znowu głodne. Ostateczne wypełnienie.
Twarze stopione płomieniem świecy. Na ołtarzu miłości
złożonym z nas dwojga.
Kazimierz Surzyn