Elegia o...

płonę zniczem pamięci

na waszych grobach

 

rozświetlam wspomnieniem

cmentarną rzeczywistość

 

białą smugą modlitwy

ulatuję w przestworza

 

pocieszam się myślą

że jest wam lepiej u Boga

 

topnieje jak wosk

łza pod powieką

 

a wy z tamtego brzegu

wołacie do mnie

 

-non omnis moriar!

 

 

Autor: Don Adalberto

Marmur

Płatki chryzantem opadają na płytę

ludzka pamięć dziurawa jest

jak szwajcarski ser 

którego najlepsze momenty 

wygryzły białe myszy 

Widzisz twarz z przeszłości 

ale czy pamiętasz jej uśmiech

radość i szczęście

Czy przez pryzmat smutku

tylko rozpacz i łzy

Co w sercu pozostało

ze szczęścia co z przed laty 

gdy trzymasz w ręku 

chryzantem białe kwiaty 

Płomień knota 

łącznik dwóch światów 

Po jednej stronie ty

po drugiej on roześmiany?

bo raj jest za karę?

a życie to szczęście?

czy na odwrót to bywa?

On nie umrze z wraz z naszą pamięcią 

chyba że Boga niema

Kładę dłoń na blacie 

co oddziela nas tajemniczym murem

czy jesteś tam szczęśliwy? spytam

sprawdzisz gdy staniesz się 

zimnym marmurem

 

 

Umiera się raz.

 

 

umiera się tylko raz

albo też razów tysiące

strach czai się w nas

lub też myśli

beztroską pachnące

 

nic nie pomoże umartwianie

śmierć jest naturalną koleją rzeczy

potem zaś nic

lub zmartwychwstanie

dlaczego więc smutek

wciąż skrzeczy

 

zasnęły miliardy

i nam się to stanie

porzuć więc troski

i ciesz się życiem

martwienie się

to życia skracanie

bo zdarza się to

co śni się

 

umiera się tylko raz

albo też razów miliony

pogodo ducha

bądź zawsze w nas

chcę odejść

syty życia

i całkiem spełniony

 

 

Oskar Wizard

 

 

Halloween.

 

Znów wyjdą z ziemi,

tocząc krwawą pianę z pyska.

Zamknijmy drzwi i okna wszystkie!

Już widzę jak ukąszona szyja

czerwienią tryska!

Wilcze odgłosy

są całkiem bliskie.

 

Będą nas ścigać duchy i demony.

Nad miastem krąży kościany smok...

Przechodzień biegnie gdzieś przerażony.

Błyszczy upiorny księżyc

i straszy mrok!

 

Na końcu nadejdą

najstraszniejsze stworzenia.

Każdy jak gremlin jest mikrusem.

Nagle przerażenie

w szeroki uśmiech się zmienia!

,,Cukierek albo poczęstujemy psikusem!".

 

 

Oskar Wizard

 

 

Już jesień

w moich źrenicach

przegląda się jesień

oplotła moje dłonie

nicią babiego lata

i bezwolnie prowadzi

na rozstajne aleje

po złocistym dywanie

 

sypią się na mnie liście

pogodzone z przemijaniem

a ja z żalem chwytam jeszcze

ostatnie przebłyski lata

i w złotym deszczu poezji

uśmiecham się do nich

na pożegnanie

 

 

Autor: Don Adalberto

Fotografia: Don Adalberto

już chłodno

życie odchodzi jak zawsze
zaskakuje żalem choć jesień już
strąca chłodne krople porannej rosy
i nie błyszczą oczy zasnute szarą mgłą

choć słońce jeszcze na niebie
żaru nie daje wielkiego jakby
z sił opadło zabierając coś dobrego
jutro ma padać nie pozna nikt że zapłaczę

DZIEŃ ZADUSZNY

 

 

 

 

Przed ołtarzem gaśnie płomień

Przyjdą nowy zapalić, mówi starsza pani

Trzeba się ciągle modlić za ludzi starej daty

i za tych, co odeszli nie widząc, dokąd.

Trzeba pamiętać.

 

Kiedyś może i nam zaświecą

mały płomyk nadziei

 

Dziś jeszcze – płoniemy: kochamy, powstajemy

Wydaje się, że żyjemy...

Gdy płomień nasz zagaśnie, zaświecą następnym

Nasz płomień – Pan rozświeci na nowo,

Wszak była i JEST światłość prawdziwa,

czytałem o tym u św. Jana...

 

Zamieńmy więc nasze świece na świętość

Jak w XII stacji Dudy Gracza.

 

WDZIĘCZNOŚĆ, PAMIĘĆ O TOBIE [*]

 

Uschły, i zwiędły Pąki Kwiatów Twego Życia,
A z chmur rozpaczy polał się Deszcz Żałoby,
Utonęła ma Radość
łzami gorzkimi jak Cykuta ostrego chili,
I w ciszę zamieniła się Pamięć o Tobie,
W jasności Twej drogi - wiekuistej, pięknej
Dostajesz Kwiaty w Prezencie od Boga,
Już nie męczy Ciebie żadna, trudna ziemska trwoga !
Już droga twa wieczna Różami Dobroci jest usłana,
i w skrzydłach Anielskich odlatuje w Niebo.
W cichości, wdzięczności Modlitwa tam ziemska płynie,
I z łzami Oceanu Pamięci znicze swe zapalam.
Nie uschnie, nie zwiędnie
Pamięć o Twej osobie,
Będzie ją wznosić Piękny Anioł w rajski Eden,
Powyżej lasów, powyżej chmur, i Zielonych
Przyrody Atłasów...
Z Kwiatami Życia, i wiecznej chwili
Motyle Skarby Czasu Godzin i Minut Ziemskich
Usiądą na pięknej ławce Natury Raju,
i z Wspomnieniami, i z obrazami Ciebie
świat mej Pamięci nie ustaje momentów różanych,
smaków przepięknych z Tobą kochanych ! :)
Wdzięczność przesłodka jest promienista,
w Sercu, w mej Duszy Miłością ognista !

Ten moment

Nastąpił ten moment
Jesteś szczęśliwy
Znów czujesz że żyjesz
Znów uśmiech prawdziwy

I wszystkie twe troski
Hen uleciały
Na nowo żywot
Prowadzisz wspaniały

I czujesz ten zapach
Wiśnie kwitnące
Pachną jak kwiatki
Wieczorem na łące

Gdy z kolegami
Latem biegałeś
Bo wtedy beztrosko
Problemów nie miałeś

I tak odpoczywasz
-Szczęśliwy
Wygrałeś w boju
I słyszysz głos księdza
- nad sobą
"Spoczywaj w spokoju"


Amen.


Mam dość.


Mam dość.

A dość ma mnie.

Czuję je w całym ciele ,
Wgryzło mi się w każdą kość.

Nie znam się na medycynie,
Nie chce sam znów sobie przeczyć,
Że jest dobrze.
Nie wiem,
Powiedz,
Czym i jak to mam wyleczyć?

Po co liczyć znów na ciebie?
Sam receptę znajdę sobie!
Może będę z tobą w niebie,
Kiedy już to w końcu zrobię.


Już znalazłem!
Weź do dłoni!
i mi przyłóż,

Wprost.

Do skroni.







Pierwszy

Spójrz
im w oczy
Stań przed lustrem
Poczuj umysł swój w niewoli


Wejdź
w głąb myśli
Stocz tam walkę
I ją przegraj znów powoli

Chwyć
za duszę
Już nie swoją
I bez swojej też już woli

Usłysz
strzały
Zobacz wnętrze
Niech już więcej cię nie boli

Przepaść

Stoisz nad przepaścią
Liczysz wdechy
Liczysz czas
Liczysz na siebie

Stoisz nad przepaścią
Na głowie masz koronę
Ciężka, żeliwną
Która ciąży

Stoisz nad przepaścią
Czekasz na powiew
Aby się unieść
Lub spaść

Stoisz nad przepaścią
W głowie same najlepsze decyzje
Ale nie są Twoje
Nie możesz się zdecydować

Stoisz nad przepaścią
Liczysz że ktoś Ci poda linę
Do dłoni,
Na szyję.

Gra o życie

Siedzę na tronie
Insygnia władzy
A w ręku broń
Muszę się jakoś obronić 
jak mam strzelić w głowę
Sobie.

Czy mogę się zrzec tronu?
I korony?

Oddam im wszystko,
moje stroje
I nakrycie
Nastroje instrument
Gotowy do gry

Gry o życie.

BRAMA CZASU SIĘ ZAMKNĘŁA

Brama Czasu się zamknęła
Łza o łzę się wciąż ociera
I kale ją gorycz smutku :(


Spróchniałym staje się rzeczywistość,
I gnuśnieje potokiem zatrzymanym klepsydry czasu
przez Los Czasu piorunu Śmierci cios :(


Łza spada z wzburzonym impetem
Już ostatni raz spoglądam - to ostatnia chwila !
Jedna myśl na drugiej się kładzie
I boli dusza,
I cierniem utraty porusza.


Szalejące morze łez
jest jak Armagedon !
Gorętsza każda myśl,
A łza o łzę się ociera,
i bolejąco głośno uwiera !
Spadając do ognia Miłości
Smutnieje,
Ciemnieje,
Wszystko szarzeje !
I piękną biel założysz tam na wieki
W błogości, zgaszonej ciemności !


Organy ci ładnie zagrają,
I twą duszę na wieczność posyłają !
Piękny Kwiat, i wiązankę
zaniesie Ci Nasza Pamięć....


Spada do ognia myśl, jedna, druga,
i z bólu szlocha,
Bo życie zamknęło swe bramy,
A my na spotkanie tam z Tobą
w Wiecznym Świecie się kiedyś spotkamy !

Korzeń

Każde drzewo ma liście, gałęzie
Każdy rodzi się tym listkiem
I żyje w prawdzie, lub w błędzie
Prowadzi życie szukając iskier
Każde drzewo ma początek, koniec
Każdy zapuszcza swoje drzewa
A w pamiętniku na pewnej stronie
Wreszcie w jego korzeń się zmienia

 

Dziś umarł mój dziadek
On był korzeniem mojego drzewa
A Bóg to mój świadek
Że ja też się kiedyś nim stanę

 

Zawsze łzy liści i gałęzi
Rozpacz najbliższych twarzy
A On uciekł tylko z uwięzi
I teraz jak ja piszę, patrzy
Zawsze podsumowanie żywota
Rozpacz jak po bohaterze
Na tacy nieszczera kwota
W którą ani On, ani ja nie uwierzę

 

Dziś umarł mój korzeń
Spruchniały i zatruty
Powód rodzinnych schorzeń
Zimny i zepsuty

 

Ja też z listka przerodzę się
W Korzeń na którym zbuduję rodzinę
Moje gałęzie i listek - Antosię
I wiem, że ja też wreszcie zginę
Ja też będę jak on podsumowany
Korzeń pożegnany przez swe dzieła
Z waszą opinią będę zrównany
Dla mnie będzie już tylko ziemia

 

Drzewo musi przejść swoje faze
Liść, gałąź, korzeń
Dziecko,Rodzić,Dziadek
W tym widzę piękno - a nie zapłakane twarze

 

Więc żegnaj.
Jutro ja będę pożegnany.

Powrót choroby

Nie czuje ciała w łóżku leżąc

W nocy modły śpiewam o dobro prosząc

Chce zamknąć oczy

Wielka walka się tu toczy

 

 

Odrzucam znajomych, brak chęci

Nic mnie na razie nie zachęci

Czuję kule u nogi

Nadeszły mroki

Głupie bajanie

Grube ups, niezadowolenie
wielkie rozczarowanie, człowieka niezobaczenie
i stoję tutaj i nie wiem co robię
mam wrażenie, że jedną nogą w grobie
próbuję coś stworzyć, słowa niesprzyjające
otoczenie w sumie też nieco żrące
i jestem zagubiona
znowu gdzieś niepotrzebnie włączona
ja muszę stąd wyjść, uciec w nieznany świat
bo pragnę wolności, pragnę od lat
jednak gdzie ja mam iść
wszędzie to samo, te same twarze,
to samo brzmienie zaczerpnięte nieuważnie
odejść ja pragnę, pożegnać mam chęć
przemożną, wielką jak sto razy pięć
głupie te rymy, głupi ten wiersz
głupia ja, głupi ten świat

Więc co po mnie zostanie?
Głupie bajanie, bo cóż by innego
Jestem głupotą niezdolną do niczego
Chodzę i mówię, jestem i myślę
Kreślę te słowa w swoim umyśle
Lecz nic nieznaczące, jedynie mnie kojące
To wszystko warte półgroszówki
a może nawet nie
Nic nie warte moje bajanie
Może lepiej, gdy tak zostanie.

Złodziej

Smutek przyszedł, usiadł 

Uparcie siedzi przede mną 

Moje serce napadł 

Idę przez drogę ciemną.

 

Dlaczego znów jesteś przy mnie?

Złapał mnie mocno za nogi 

Niedługo będzie już po mnie 

U mnie brak ostatnio równowagi! 

Niepełnosprawni II. Oczami dziecka.*

 

Przychodzisz na świat

pełen nadziei.

Rodzice bywają różni,

najczęściej kochają.

W miarę upływu lat

coś złego się dzieje.

Czujesz, że należysz do tych,

którzy od grupy odstają.

 

Nie pomoże nauczyciel,

zajęty podstawą programową.

Nie licz też na pomoc

złotoustego księdza.

Jeśli nawet dostaniesz rentę,

to kiedyś ci zabiorą.

Czeka cię strach, ból

i pewnie nędza?

 

Zamglony umysł

świata w pełni nie ogarnie.

80% ojców

porzuca taką rodzinę.

Od silnych leków

zatrucie czasem dopadnie...

Kupowanych

za matki udręczonej

krwawicę.

 

Módl się za rodziców,

będziesz żyć tyle

co oni.

To ich największy lęk,

nikt później

ci nie pomoże.

Czekają najprostsze prace,

dopóki szef cię nie przegoni.

Komu potrzebne takie życie

Panie Boże?

 

 

Oskar Wizard

 

 

*- jeden z pozostałych 20%

 

 

Wieczność.



Nie wiem dokładnie,

czym jest wieczność?

Ale zamierzam

z niej skorzystać.

Może to słoneczna wyspa,

na której panuje radość?

W tym życiu nie ma nikogo,

kogo mógłbym dopytać.



Bo każdy inaczej

Raj wyobraża sobie.

Jedni rozkoszną krainę

pełną miłości...

Dookoła zwierzątka,

zieleń,

na niebie słońce

ku ozdobie...

Inni miejsce

poświęcone

pogodnej pracowitości.



Ile ta wieczność

lat w sobie mieści?

Będziemy tam wszyscy,

czy będzie nas niewielu?

I czy z tej Ziemi

dostaniemy tam

jakieś wieści?

Za wiele lat

sami się przekonamy,

Przyjacielu.



Oskar Wizard