życie odchodzi jak zawsze
zaskakuje żalem choć jesień już
strąca chłodne krople porannej rosy
i nie błyszczą oczy zasnute szarą mgłą
choć słońce jeszcze na niebie
żaru nie daje wielkiego jakby
z sił opadło zabierając coś dobrego
jutro ma padać nie pozna nikt że zapłaczę
Przed ołtarzem gaśnie płomień
Przyjdą nowy zapalić, mówi starsza pani
Trzeba się ciągle modlić za ludzi starej daty
i za tych, co odeszli nie widząc, dokąd.
Trzeba pamiętać.
Kiedyś może i nam zaświecą
mały płomyk nadziei
Dziś jeszcze – płoniemy: kochamy, powstajemy
Wydaje się, że żyjemy...
Gdy płomień nasz zagaśnie, zaświecą następnym
Nasz płomień – Pan rozświeci na nowo,
Wszak była i JEST światłość prawdziwa,
czytałem o tym u św. Jana...
Zamieńmy więc nasze świece na świętość
Jak w XII stacji Dudy Gracza.
Uschły, i zwiędły Pąki Kwiatów Twego Życia,
A z chmur rozpaczy polał się Deszcz Żałoby,
Utonęła ma Radość
łzami gorzkimi jak Cykuta ostrego chili,
I w ciszę zamieniła się Pamięć o Tobie,
W jasności Twej drogi - wiekuistej, pięknej
Dostajesz Kwiaty w Prezencie od Boga,
Już nie męczy Ciebie żadna, trudna ziemska trwoga !
Już droga twa wieczna Różami Dobroci jest usłana,
i w skrzydłach Anielskich odlatuje w Niebo.
W cichości, wdzięczności Modlitwa tam ziemska płynie,
I z łzami Oceanu Pamięci znicze swe zapalam.
Nie uschnie, nie zwiędnie
Pamięć o Twej osobie,
Będzie ją wznosić Piękny Anioł w rajski Eden,
Powyżej lasów, powyżej chmur, i Zielonych
Przyrody Atłasów...
Z Kwiatami Życia, i wiecznej chwili
Motyle Skarby Czasu Godzin i Minut Ziemskich
Usiądą na pięknej ławce Natury Raju,
i z Wspomnieniami, i z obrazami Ciebie
świat mej Pamięci nie ustaje momentów różanych,
smaków przepięknych z Tobą kochanych ! :)
Wdzięczność przesłodka jest promienista,
w Sercu, w mej Duszy Miłością ognista !
Nastąpił ten moment
Jesteś szczęśliwy
Znów czujesz że żyjesz
Znów uśmiech prawdziwy
I wszystkie twe troski
Hen uleciały
Na nowo żywot
Prowadzisz wspaniały
I czujesz ten zapach
Wiśnie kwitnące
Pachną jak kwiatki
Wieczorem na łące
Gdy z kolegami
Latem biegałeś
Bo wtedy beztrosko
Problemów nie miałeś
I tak odpoczywasz
-Szczęśliwy
Wygrałeś w boju
I słyszysz głos księdza
- nad sobą
"Spoczywaj w spokoju"
Amen.
Mam dość.
A dość ma mnie.
Czuję je w całym ciele ,
Wgryzło mi się w każdą kość.
Nie znam się na medycynie,
Nie chce sam znów sobie przeczyć,
Że jest dobrze.
Nie wiem,
Powiedz,
Czym i jak to mam wyleczyć?
Po co liczyć znów na ciebie?
Sam receptę znajdę sobie!
Może będę z tobą w niebie,
Kiedy już to w końcu zrobię.
Już znalazłem!
Weź do dłoni!
i mi przyłóż,
Wprost.
Do skroni.
Spójrz
im w oczy
Stań przed lustrem
Poczuj umysł swój w niewoli
Wejdź
w głąb myśli
Stocz tam walkę
I ją przegraj znów powoli
Chwyć
za duszę
Już nie swoją
I bez swojej też już woli
Usłysz
strzały
Zobacz wnętrze
Niech już więcej cię nie boli
Stoisz nad przepaścią
Liczysz wdechy
Liczysz czas
Liczysz na siebie
Stoisz nad przepaścią
Na głowie masz koronę
Ciężka, żeliwną
Która ciąży
Stoisz nad przepaścią
Czekasz na powiew
Aby się unieść
Lub spaść
Stoisz nad przepaścią
W głowie same najlepsze decyzje
Ale nie są Twoje
Nie możesz się zdecydować
Stoisz nad przepaścią
Liczysz że ktoś Ci poda linę
Do dłoni,
Na szyję.
Siedzę na tronie
Insygnia władzy
A w ręku broń
Muszę się jakoś obronić
jak mam strzelić w głowę
Sobie.
Czy mogę się zrzec tronu?
I korony?
Oddam im wszystko,
moje stroje
I nakrycie
Nastroje instrument
Gotowy do gry
Gry o życie.
Brama Czasu się zamknęła
Łza o łzę się wciąż ociera
I kale ją gorycz smutku :(
Spróchniałym staje się rzeczywistość,
I gnuśnieje potokiem zatrzymanym klepsydry czasu
przez Los Czasu piorunu Śmierci cios :(
Łza spada z wzburzonym impetem
Już ostatni raz spoglądam - to ostatnia chwila !
Jedna myśl na drugiej się kładzie
I boli dusza,
I cierniem utraty porusza.
Szalejące morze łez
jest jak Armagedon !
Gorętsza każda myśl,
A łza o łzę się ociera,
i bolejąco głośno uwiera !
Spadając do ognia Miłości
Smutnieje,
Ciemnieje,
Wszystko szarzeje !
I piękną biel założysz tam na wieki
W błogości, zgaszonej ciemności !
Organy ci ładnie zagrają,
I twą duszę na wieczność posyłają !
Piękny Kwiat, i wiązankę
zaniesie Ci Nasza Pamięć....
Spada do ognia myśl, jedna, druga,
i z bólu szlocha,
Bo życie zamknęło swe bramy,
A my na spotkanie tam z Tobą
w Wiecznym Świecie się kiedyś spotkamy !
Każde drzewo ma liście, gałęzie
Każdy rodzi się tym listkiem
I żyje w prawdzie, lub w błędzie
Prowadzi życie szukając iskier
Każde drzewo ma początek, koniec
Każdy zapuszcza swoje drzewa
A w pamiętniku na pewnej stronie
Wreszcie w jego korzeń się zmienia
Dziś umarł mój dziadek
On był korzeniem mojego drzewa
A Bóg to mój świadek
Że ja też się kiedyś nim stanę
Zawsze łzy liści i gałęzi
Rozpacz najbliższych twarzy
A On uciekł tylko z uwięzi
I teraz jak ja piszę, patrzy
Zawsze podsumowanie żywota
Rozpacz jak po bohaterze
Na tacy nieszczera kwota
W którą ani On, ani ja nie uwierzę
Dziś umarł mój korzeń
Spruchniały i zatruty
Powód rodzinnych schorzeń
Zimny i zepsuty
Ja też z listka przerodzę się
W Korzeń na którym zbuduję rodzinę
Moje gałęzie i listek - Antosię
I wiem, że ja też wreszcie zginę
Ja też będę jak on podsumowany
Korzeń pożegnany przez swe dzieła
Z waszą opinią będę zrównany
Dla mnie będzie już tylko ziemia
Drzewo musi przejść swoje faze
Liść, gałąź, korzeń
Dziecko,Rodzić,Dziadek
W tym widzę piękno - a nie zapłakane twarze
Więc żegnaj.
Jutro ja będę pożegnany.
Nie czuje ciała w łóżku leżąc
W nocy modły śpiewam o dobro prosząc
Chce zamknąć oczy
Wielka walka się tu toczy
Odrzucam znajomych, brak chęci
Nic mnie na razie nie zachęci
Czuję kule u nogi
Nadeszły mroki
Grube ups, niezadowolenie
wielkie rozczarowanie, człowieka niezobaczenie
i stoję tutaj i nie wiem co robię
mam wrażenie, że jedną nogą w grobie
próbuję coś stworzyć, słowa niesprzyjające
otoczenie w sumie też nieco żrące
i jestem zagubiona
znowu gdzieś niepotrzebnie włączona
ja muszę stąd wyjść, uciec w nieznany świat
bo pragnę wolności, pragnę od lat
jednak gdzie ja mam iść
wszędzie to samo, te same twarze,
to samo brzmienie zaczerpnięte nieuważnie
odejść ja pragnę, pożegnać mam chęć
przemożną, wielką jak sto razy pięć
głupie te rymy, głupi ten wiersz
głupia ja, głupi ten świat
Więc co po mnie zostanie?
Głupie bajanie, bo cóż by innego
Jestem głupotą niezdolną do niczego
Chodzę i mówię, jestem i myślę
Kreślę te słowa w swoim umyśle
Lecz nic nieznaczące, jedynie mnie kojące
To wszystko warte półgroszówki
a może nawet nie
Nic nie warte moje bajanie
Może lepiej, gdy tak zostanie.
Smutek przyszedł, usiadł
Uparcie siedzi przede mną
Moje serce napadł
Idę przez drogę ciemną.
Dlaczego znów jesteś przy mnie?
Złapał mnie mocno za nogi
Niedługo będzie już po mnie
U mnie brak ostatnio równowagi!
Przychodzisz na świat
pełen nadziei.
Rodzice bywają różni,
najczęściej kochają.
W miarę upływu lat
coś złego się dzieje.
Czujesz, że należysz do tych,
którzy od grupy odstają.
Nie pomoże nauczyciel,
zajęty podstawą programową.
Nie licz też na pomoc
złotoustego księdza.
Jeśli nawet dostaniesz rentę,
to kiedyś ci zabiorą.
Czeka cię strach, ból
i pewnie nędza?
Zamglony umysł
świata w pełni nie ogarnie.
80% ojców
porzuca taką rodzinę.
Od silnych leków
zatrucie czasem dopadnie...
Kupowanych
za matki udręczonej
krwawicę.
Módl się za rodziców,
będziesz żyć tyle
co oni.
To ich największy lęk,
nikt później
ci nie pomoże.
Czekają najprostsze prace,
dopóki szef cię nie przegoni.
Komu potrzebne takie życie
Panie Boże?
Oskar Wizard
*- jeden z pozostałych 20%
Nie wiem dokładnie,
czym jest wieczność?
Ale zamierzam
z niej skorzystać.
Może to słoneczna wyspa,
na której panuje radość?
W tym życiu nie ma nikogo,
kogo mógłbym dopytać.
Bo każdy inaczej
Raj wyobraża sobie.
Jedni rozkoszną krainę
pełną miłości...
Dookoła zwierzątka,
zieleń,
na niebie słońce
ku ozdobie...
Inni miejsce
poświęcone
pogodnej pracowitości.
Ile ta wieczność
lat w sobie mieści?
Będziemy tam wszyscy,
czy będzie nas niewielu?
I czy z tej Ziemi
dostaniemy tam
jakieś wieści?
Za wiele lat
sami się przekonamy,
Przyjacielu.
Oskar Wizard
Upływa
w bezustannym
tykaniu zegarów.
Wczorajszy dzień
blaknie jak stara fotografia.
Jutro ma marzeń
i pragnień coraz mniej.
Dziś w większości
jest marnotrawione.
Choćby na poezję.
Tak jakby życie
trwać miało
wiele tysięcy lat.
Zapewne tak będzie.
Bo w przyrodzie
nic nie ginie.
Oskar Wizard
Stanęły w polu
dwie odważne armie...
Jedna która twierdzi,
że Bóg ma złotą brodę...
W swej zapalczywości
twarze zacięte i straszne!
Druga krzyczy,
że Stwórca
ma wąsy
i bokobrody!
Bo nie ma żartów
w kwestii świętej wiary.
Prawda najświętsza
może być tylko jedna!
Jedni wierzą prawdziwie,
drudzy czynią czary!
Na litość nie licz!
Nadzieja daremna!
Poszły w ruch miecze,
laubzegi i topory!
Zginęli wszyscy
zanim wieczór zawitał...
Ja w śnie
też Boga widziałem.
Był ogolony.
Powiedział:
Czy ktoś mnie
o potrzebę wojny
zapytał?!
Oskar Wizard
*- zapalczywym poświęcam.
diabeł
jak dobry handlowiec
daje na pokuszenie
namiastki
rozkoszy
przyjemności
i ekstazy
wszystko to
co możesz otrzymać
po skazaniu na piekło
tylko niedziele
są tam smutne
snują się dusze
jak potępione
bez celu
wśród wygaszonych kotłów
z przysmakami
(jest zimno jak w piekle)
diabłom też się należy
dzień odpoczynku
od pracy
;)
Oskar Wizard
bogactwo
ma wiele zalet
możesz pracować więcej
aby być jeszcze bogatszym
chociaż bardziej chorowitym
możesz rozbić się
prywatnym odrzutowcem
lub wypasionym BMW
kobiety i mężczyźni
będą kochać cię szalenie
do ostatniego grosza
a jeszcze bardziej
po przedwczesnej śmierci
jeśli dziedziczą
możesz zbudować pałac
a nawet kilka
poczuć się sponsorem
uzbrojonej po zęby ochrony
oraz armii służących
marzących o tym
aby cię okraść
bogactwo ma wiele zalet
dla mnie
niezrozumiałych
niestety
Oskar Wizard
Już niepotrzebny
słoik lubczyku tobie.
W pracy nie musisz
udawać Tarzana.
Dziurawa pamięć
sumienia nie skrobie.
Nie zdradzi cię też
stara ukochana.
Małą masz rentę,
dlatego jesz wszystko
z zachwytem.
Nie pijesz kawy,
gdyż masz słabe serce.
Nie wyślą cię na wojnę
z karabinem!
Więc raduj się wielce!
Przeżyłeś rówieśników,
więc znowu wygrałeś!
Twoją przyszłość stworzy
stado rumianych księży.
Cieszysz się jak dziecko,
że z łóżka
dziś żywy wstałeś!
Wybaczą ci wszelkie potknięcia,
nie jesteś na rozumu uwięzi!
Oskar Wizard