Błędy niewybaczalne

A gdy ucichnie
melodia słów
na zawsze?
Gdy pojmiesz,
że tak wiele jest rozmów
niedokończonych?
Nie możesz już zrobić nic,
bo los zamknął rozdział.
Pozostało już tylko
wspominanie
chwil minionych.

Ta cisza
krzyczy dniem
wczorajszym!

Gdzie jesteś,
jeśli Cię
tu już
nie ma?
Myślałem,
że czeka nas
los wspaniały...
Jakże pustą
stała się
teraz Ziemia!

Kłóciliśmy się rano,
godzili o mroku.
Postanowiliśmy
chwilę odetchnąć
od siebie.
Chciałem powiedzieć Ci
sto kochających słów...
Nie mogę,
bo jesteś już w niebie...

Oskar Wizard

TheDiary44*

Zyłem życiem które nie umiałem opisać
Lecz gdy ujrzałem to
Zrozumialem, że zaden wiersz nie trzeba pisać...
 
Bo i ja za długo biegam ulicami
Ulice? Te które nie istnieją
Czekałem na obstawienie mnie zniczami
Ulice, które do dziś są moją nadzieją
W tamtym czasie gdy to poznałem
Nie miałem nic, a wstałem
Coś chciałem, mimo że się bałem
Być taki, wiecznie uciekałem
 
Starałem sie zawsze być dla innych
Tak ukrywałem swoją słabość
A na koniec byłem winny
Było mi ciężko, a gdzie dziecinna radość?
Sam w pokoju, sam w domu, sam ze sobą
Toczyłem bój aby robić to co inni robią
Słaby samotny, chyba nazwam to fobią
"Introwertyk"... to cholerne słowo
 
I kiedy było źle, reszta też miala sens
Sam ze sobą, sam w domu, sam w pokoju
Czekałem aż nadejdzie mój kres
Ale prosze, nie mów nic nikomu...
Rozumiałem powoli od czego te mdłości
Prosiłem, i nie dostałem tego, jakby po złości
Wszystko toczyło sie w odcieniu szarości
"biada mi, mysle ze potrzebuje milosci"
 
Popadałem w rutyne i do dzisiaj popadam
Płakałem wiele razy i przepraszałem
Jestem tylko człowiekiem, dlatego w dno wpadam
I jak głupiec prawdzie odmawiałem
Tak własnie płace, nic od nikogo
W zamian dostane tyle ile dam  wrogom
A gdy wszyscy mowią "bądź sobą!"
Odmawiam samotnie, Na drodze życia, jest tak stromo...
 
Wiec z tymi emocjami nadal walcze
To co pomieszało mi w głowie
Nadal tam siedzi i nie wybacze
Ze "Szczescie" musiałem pisać w cudzysłowie
Przepraszam Ciebie, przepraszam was
Z mego serca nie wiem,  nadal leci kwas
I dziekuje ze mam Ciebie, miałem was
W moich ulicach pomagał mi las
 
Usłyszałem wtem drugą część arcydzieła
łzy runeły, ktoś to pisał za mnie?
Przecież nie mowiłem "do widzenia"
Ale czyż nie umarłem marnie?
Nie ujrzycie mnie już nigdy tego samego
Więc Żegnaj kolego
Odszedłem, może dlatego?
Znajde świat, jedyny dla mnie jednego
 
Kiedys nie rozumiałem, dziś rozumiem
Zwalam to na Ciebie, Ty na mnie, nawet w milczeniu
Czy możemy nazwać to rozumem?
Te słowa po latach nabierają na znaczeniu
Choroba ! Tak to nazwijmy, wysmienicie!
Ile mysli chodzi po orbicie?!
Przecież to jest absurd, ludzie, widzicie?
Ja w tym tone, zguba moim życiem
 
 
Jestem chory... o tak
tak cholernie chory przez to wszystko,
Spalony, rozgorączkowany, porąbany,
Potykam sie raz kolejny, robiąc widowisko
W Kałuże łez którą widzi moja twarz
A gdy juz bede umierać spiewaj to razem ze mna
Jesteś rozbity, jak ja...
 
Ale nie wróce tam już nigdy
Nowe zycie, nowe drogi, rysowane na kobiercu
Ale nie wróce tam, o nie!
Jednak ZAWSZE z tą pięśnią
Przy sercu
 
Tego nie zrozumie nikt jak to sie stało
Jak to? Samo się napisało?
Ani Dziś ani jutro nie zmienimy wyniku
Zostałeś napisany...Mój pamietniku

*Orginalna nazwa to " Moj Pamietniku ", wiersz na podstawie utworu "The Diary" zespołu Hollywood Undead
pomieszany z moimi przeżyciami, stary wiersz.

Żegnaj Jolu

Przyznam,
że znów mnie zaskoczyłaś.
Szalonych pomysłów
miałaś bez liku.
Nie ma Cię,
choć wczoraj byłaś...
Ani Cię widu,
ani słychu?

Wszystko już
w kierunku szczęścia
zmierzało...
Nie taki finał
historii tej
przewidywałem.
Przyznam,
że kawał serca
mi wyrwało.
Teraz już tylko
z wspomnieniami
zostałem!

Będzie mi brakować
tak serdecznie przyjaznej duszy.
Tonę naszych tajemnic
zabrałaś do raju.
Jak nikt inny
potrafiłaś mnie denerwować
lub wzruszyć...
Wiem, że grzechów
nie wydasz,
nie masz
takiego zwyczaju.

;)

Wielką jest kobieta,
po której
mężczyzna płacze!
Bo los ani Ciebie,
ani mnie
nie oszczędzał...
Dzięki Tobie
na życie
spojrzałem inaczej.
Będę jeszcze bardziej
bliskim czas poświęcał.

Zachowam Twój obraz
w głębi swej duszy.
I Kaśkę zachowam,
choć na telefon
szczekała...
Za kilka lat
i ja będę musiał wyruszyć...
Wierzę, że będziesz
tam na mnie
czekała.

Oskar Wizard

Z pamiętnika Agnostyka

W czwartek
zjadłem ostatnią wieczerzę.
Wystarczy już tego
się obżerania!
Sprawdzam swą wiarę
zupełnie szczerze.
Jutro jest czas umierania.

Nie chcę w coś wierzyć,
bo tak wypada...
W piątek chcę dotknąć
najgłębszej depresji.
Co będzie,
gdy życie
z ciała odpada?
Proszę, już nie mów
o jakiejś herezji!

W końcu jest to interes życia.
A ja chcę
się dobrze
do niego przygotować...
Gdzie pójdę
gdy serce
przestanie tykać?
Żyć będę na chmurkach
czy w kotle gotować?

Gdyby to wszystko
było jasne i czytelne...
Z pewnością
jedna religia
by tylko istniała.
Przyznaj, że rozważam
głęboko i dzielnie!
Wiedza ludzkości
jest wciąż zbyt mała!

W sobotę pewnie
wszystko mi się zapętli...
Bo stamtąd
żaden świadek
jeszcze nie powrócił.
Kazania są piękne
lecz fakty mętne!
Najchętniej
bym te rozważania
porzucił!

Katolik swoje,
buddysta wręcz przeciwnie...
Protestant
korektę wierzeń
dorzuci...
Przy Świadkach Jehowy
rozum też więdnie...
Kto w końcu
prawdę
do serca wrzuci?!

Nie wiem
czy brać jakąś wiarę
jak towar ze straganu?
Jedna się błyszczy,
tamta mądra lub miła...
Logika szepcze,
masz czas
więc się zastanów!
Na szczęście
w Wielkanoc
rodzina przybyła.

Bo jeśli wierzyć,
to z pełnym przekonaniem.
Oddzielić prawdę
od pięknych baśni...
Na razie cieszmy się
rodzinnym spotkaniem!
Ponadreligijna wiaro,
proszę we mnie
nie zgaśnij!

Oskar Wizard

Poznałem ciebie

poznałem ciebie
w alei róż
byliśmy sami
otoczeni
purpurowymi różami
były zimy lata i wiosny
aż czas stanął w miejscu
na szpitalnym zegarze
wszystko wyglądało szarzej
zrobiło się zimno
lód mnie otoczył
zamknęłas oczy
otchłań mroku
o ciebie się upomniała
w alei róż
zwiędnięte kwiaty
zimno już
sypie śnieżny kurz


***
Dział: Liryki
***
Zbigniew Małecki

Miłe spotkanie

Słyszę twego serca bicie w moich szponach twoje życie
Po cichutku skradam się, czy już wiesz, że zabije cię?
W twoich żyłach ambrozja płynie która dziś da mi siłę.
Moje serce czarne, zgniłe twoja krew po posadzce płynie.
Dla zabawy oskóruję cię ale pierw twe serce zjem.
Zabiję powoli, patrzeć w twoje oczy będę gdy życie z nich uchodzi,
to wszystko moją świadomość stanowi. Jak bardzo chcesz żyć?
To bez znaczenia teraz w mojej piwnicy będziesz gnić.
To wszystko dla mnie zabawa, na mordercę wielka obława.
Trzymaj kołek w serce wbij, dla mnie to tylko zwykły kij.
Ciągle widzę zmory, cienie jedyne co czuje to krwi pragnienie.
Wciąż zabijam, krew ofiar ze smakiem spijam
ich cierpieniem napawam się, nie martw się na ciebie kolej przyjdzie też.

Gdy będę odchodzić

Gdy będę odchodzić
nie czekaj, aż przyjdę
ale Ty
przyjdź do mnie już wcześniej
bądź
chwyć mnie za rękę
(bym się nie bała)
i przeprowadź na drugi brzeg
gdzie słońce pachnie wiosną,
a ziemia – niebem,
tam skąd pochodzi Miłość.
Zapukam do jej serca,
napiję się
fiołkowej herbaty,
takiej jak zawsze

– z Miłości –

fiołki na grobie nawet się uśmiechają
do tych
co przychodzą,
co jeszcze zostali,
co nie odeszli,
ale czekają
aż przyjdziesz

DEMONY

Ja w mojej główie
Niemy krzyk na świat
Ciemność, ból i strach
Widzę jak są we mnie
Rozmazany obraz rzeczywistości
Nienawiść i miłość
Codziennie zabijają mnie po kawałku
Zabrały mi wszystko 
Życie
Chociaż coś zostawię po sobie 
Pamieć
Widzę jak płynie krew z żyl
I już się uśmiecham
Jak Morrison
Spokój, minął ból i strach
Zabiłem je!!!

Życie kontra śmierć

Jestem martwa. 
Mam otwarte oczy, 
ale nic nie widzę.
Mam otwarte usta,
ale nie mogę nic powiedzieć.
Chcę coś poczuć,
ale nie mogę.

Ciemność rozprasza mgła, 
mgłę rozprasza dźwięk. 

Widzę i słyszę
Śmierć i życie
Tak bardzo daleko od siebie
Tak bardzo cienka granica...

Lustrzani ludzie

Granice się zlewają
z pociągu dym staje się chmurą
wśród kominów wznosi się gmach ważący mniej niż zero
wśród wód jest przerwa na obiad
rekin żre a Anioł się modli w oku ślepca
przestrzeń ogromu bez miary jest w orzechu i lustrze
podróżują tam w nocy lustrzani ludzie
miejscem tym nasiąka ręcznik
wody wnikające i znikające w reakcjach dających mi życie
twarze się rozpuszczają
kolonie mrówek osiadają na meteorach
zgubił się ślad dziewczyny w bieli
nie znalazł akceptacji detektyw
zbrodnicza działalność nie zostanie wykryta
ryby będą nosić twarze ludzi
są nieprzebudzonymi ludźmi
którzy czekają w łonie i już się uśmiechają
już tam są lwy
wolny wodno-powietrzny szlak uczuć i kontrola biletów
ja się lęka tego że zgubię rozum
że brak dawcy uniemożliwi trwanie życia

Rozmowa

Po co przyszłaś ,czego chcesz ?
Jedzenia ,drogich kamieni ,pieniędzy.
NIE - popatrzę tylko ,jak się masz.
No ,to patrz - co widzisz ?
A TY co ? poznaję twej urody smak.
Podobam CI się ?
Nie za bardzo - ale gust swój masz.
Słonko świeci i radość mają dzieci,
w sercach swych.
Czy mam odejść - TAK.
     Odejdź , znajdź inny drogi szlak.
Przyjdę tu. Nie trzeba.
Boisz się mnie. TAK  i NIE.
Wiem ,że twe imię to:
     SPRAWIEDLIWOŚĆ
Czy nie pięknie brzmi - TAK
TY najlepiej wiesz , co robić masz,
a więc: zagraj w szachy tam ,gdzie ,
nie umią grać.
TY wiesz , kiedy masz dać SZACH  i  MAT,
nie przekupi cię nikt , bo uczciwie grasz,
i wartość swoją znasz....

Samobójstwo

Życie męczy mnie,
Więc odstrzelę sobie łeb,
Tylko pożegnam się,
Chociaż lepiej nie…

Tak trudno umierać

Tak trudno umierać
gdy życie docenionym zostało
trochę zbyt późno
myślami lotnymi ogarnięte

palą się oczy od łez
bo śmierć puka do drzwi
serca młodego w koszmarnej samotności

próba ucieczki podjęta
płuca w pośpiechu wyplute
syczą martwe elementy
zostaje tylko drobny pył

dusza ulatuje w niebiosa
głośne jęki chwilami urywane

tak trudno umierać
gdy oczy od złości wypalone
nie zobaczyły nigdy miłości.

- M.J.

Zapomnienie

Brak mi Twojej obecności,
W świecie pełnym niegodziwości,
Zapomnianym z braku miłości,
Porzuconym dla samotności,
I nie chcianej dziś miłości.

Brak mi Twej miłości,
W życiu pełnym samotności,
Zapomnianym w społeczności,
Nie chciany mimo mej miłości.
Bom odludek wśród ludzkości

Idziemy ku wolności,
W drodze do nieśmiertelności,
Lecz bez przyjemności,
Bo to droga w samotności.

Mimo swej srogości,
Śmierć nas dziś ugości,
Razem z resztą swoich gości,
By prowadzić ku nicości.

Wspomnienie

Wspomnienia, są jak zamazane przez czas obrazy.
Niewyraźne.
Wspomnienia, są jak spadająca woda.
Nieuchwytne.
Wspomnienia są częścią nas.
Nierozerwalne.
Czarno-białe klatki, zmuszające do wzruszeń.

Pielęgnować je chcę, choć nie muszę.
Bo gdy się coś kończy, coś innego się zaczyna.
Bo gdy coś się kończy, smutkiem mego ta przyczyna.
Że nie zdążyłem się otworzyć, poznać dobrze Ciebie.
Że pamiętać będziemy Siebie, jako ciche wspomnienie.

Początek i koniec

Przemijasz skrycie tak szybko
By żyć nie przeżyć
Westchnienie, kropla szczęścia
Tak nikła i ulotna
Jak płomień na wietrze
Coś prysło jak mgnienie
Nie wróci
Puste miejsce na ziemi zostawi...

Ogień

Płomień powoli wypala się
A ja gasnę razem z nim
Tak jak rośnie w świetle cień
Zabija pustka w sercu mym
Jednak brutalna siła pozostaje
Ogień wciąż płonie, niszczy otoczenie
Życie wypala, to tak szybko się dzieje
Od tego chaosu wszystko zmarnieje
Dojdzie do tego, że umrę i ja
Ale nie od razu, tylko powoli
Jak bezsenna noc mija w męczarni
Tak umierał będę w tej niedoli
Pozostanie po mnie tylko chęć zapomnienia...

Na torach

Pociąg pospiesznie zakończył żywot
Poświęcony przez swego najemcę, nie właściciela
Utkany ze zranień wplecionych naprędce
Ozdobne dziurki zrobione starannie
Prześwieca przez nie podarta dusza
Jedno życie, dwa życia, trzy życia
Wyliczę bez końca upokorzonych winą nie swoją
Zamknąć oczy, wsłuchać się w rytm kół
Dwie ostatnie minuty, jedna ostatnia minuta, trzydzieści ostatnich sekund
I nigdy więcej nikt mnie nie poniży
Niemy ból krzyczy głośniej niż zapomniany rozsądek
Z głębi duszy wyziera ta sama melodia
Przez zranienia wycieka, obmywa rany ciała
Nawet blizny nie będzie, skorupa wciąż piękna
A co w środku - nie widać, więc nie ma
Nie ma
Nic tam nie ma
Bo taka dziurawa dusza to nie dusza
Nie życie
A skoro tam jest pusto
To i skorupy
Można się
Pozbyć
Toczą się koła, toczą, toczą
Toczą
Kości
Stopione z metalem
Zanucą podobną melodię.

Na cóż te

Na cóż te syte góry.
Bogactwa nie przeżyte.
W głowie gdzieś tam głęboko ukryte.
Tak jak każdy on też żyć pragnie.
Cała ta ludzka udręka.
To bolesne cierpienie.
Czy było mu to przypisane.
A może przez durni z niewiedzy ukartowane.
Jak teraz z tym żyć.
Jak chodzić po ziemi ojczystej.
Szary chodnik na drodze , dym , płot
Wszystko i tak już zniknie.
Nie odnajdziesz już śladu buta na trawie.
Nie pomyślisz drugi raz o tym samym.
Wszystko to już stracona przeszłość.
Zostajesz sam i czas o tym zapomnieć.
Na próżno płacz , ludzkie jęczenie.
Nic i nikt nie odwróci tego czynu złego.
Wyroku Bożego tak niesprawiedliwego.
Zostawisz wszystko.
Z ludzkich serc zabierasz wszystko.

ADAM DENNISON - Dziewczynka lat siedem

Aria jak skowyt wilka
dziewczynka
lat siedem
umiera na raka
pod czwórką
pod trójką
grają w kulki zielone
przechodziły baby
przyniosły zupę
krupnik

wujek Staszek i siostra od Janka
sok pomarańczowy
ciocia Mania
zawsze jest taka ciocia
nie martw się dziecko
odrosną ci włoski
takie miałaś ładne kręcone
padła żarówka
kroplówka
splątała się w rączce
sufit jest ciągle tak samo biały

znów zabrzmiało
co za muzyka
dobrze bierze górne partie
zjedz krupniku
chociaż trochę
zjedz krupniku
zjedz
wolała jak palą jej żyły
tej spod czwórki już nie dajemy
naprawdę

ona widzi jakieś motylki
śmiechu warte
niech przestanie wreszcie krzyczeć
telewizji nie można oglądać
wiadomości
uciszcie tego bachora
że też człowiek
musi umierać
jak pospolita
świnia