Są takie noce gdy trudno jest spać po przebudzeniu
W duszy gdzieś kotłuje się coś
I trudno pojąć, że to Ty samemu
Stworzony został gmach
W którym zamieszkałeś
Sam to przez długi czas budowałeś
Wiele klamr spinało to co niepewne
I trochę pewniejsze
Jednak czy jednak
To właśnie to
Co chciałeś masz
Czy tym kim chciałeś jesteś?
Codziennie
Ktoś zamyka oczy
Zamyka drzwi
Nie wpuszcza słońca
Mrozi swoje żyły
Nie zna domu świata
Kradnie sobie szesnastą szansę
Zmuszony powinnościami
Klei wodą małe kolaże na betonie
Codziennie
Ktoś może przestać siebie odbijać
Podobnego
Gdy odmarznie już ta krew w żyłach
Spojrzy w niebo
I przy małej ścieżce zobaczy
Trzy kwitnące maki
Zasiane przypadkiem
Nadzieję by dało niebo
przez reinkarnację wydłużając pobyt
szukalibyśmy wyjścia świętego
w nieświętym towarzystwie orbit
oblatując nieznane mgławice
by nie wpaść w ich czarne dziury
uniknąć deszczu komet
tak by rozbić się o nowy ziemski moment
Lecz tyle z życia snu
że jakiś tylko fragment
ożywia go znów
jak słowo atrament
Michał Wawrzyniak, 2019
Ogrzewam dłonie od ciepła
rozpalonego na polanie płomienia
gdzie szopa stała drewniana
teraz ogień tam płonie
gdy przekraczałem drewniany próg
świat znikał w czterech ścianach
i z ręką na sercu przysiądź bym mógł
że szopa ta dla mnie wybrana
przed deszczem choć dach dziurawy
chroniła gdy wichry niezgody
podstawiałem wiaderko blaszane
łzy kapały w nie do lepszej pogody
i czasy przyszły zawiane
przez okno widziałem tęcze
nadziei oczy zaspane
kiedy w swym ciele się męczę
Czas zmienia konstrukcji struktury
przez palce bez celu płynie
wspomnień rozkrusza mury
zawala się i ginie
I zginął bym w tej szopie
deski lecą na głowę
uciekaj myślę chłopie
i żywot bywa pieski
W oczach płomienie skwierczą
co w gruzach to nie skleją
bale z ogniska sterczą
przynajmniej się ogrzeję
Jest
odczuwa
że jest
Przeczuwa
że mógłby nie być
i czuwa
mimo woli
nad tym by być
do woli
I czy ma się kryć
z tym co ma
jaki jest
wrażliwy
Czy to grzech
wstydliwy
czy pech
że już taki jest
do wszystkiego
co ma sierść
pożądliwy
Jest
Czyżby jakiś Bóg
Miałby stworzyć świat
Miałby stworzyć nas
Po kolei
A kto stworzył Go
Kto Mu siłę dał
Czy był taki ktoś
To się nie klei
Skąd wiedzieć że jest
Tylko wierzyć się da
Mało trochę to
By spać spokojnie
Wciąż dowodów brak
Malują budują Mu świat
A On siedzi cicho
I tak bezbronnie
Bo nic na swoją obronę nie może
Rzucają Jego imieniem
Jak nożem
Jak kamieniem
A Ten dalej tak trwa
Spokojnym być jak On
Czy się da
No nie wiem
„Nadchodzi”
Z cyklu „Światynia Wężowego Grodu”
Pan Zniszczenia ,
popiół i ogień,
nadchodzi zguba ludności
Aldor z Armią Cienia
Lord Renuss sługa potępienia
Nadchodzą ,rozdajmy kości
My !!! Strażnicy Swiatłości
Krollord Gdynia wrzesień 2019
Zapraszam do subskrypcji mojego kanału na którym znajdują się moje wiersze i muzyka
Pozdrawiam
Krollord
https://www.youtube.com/watch?v=JqKk86AG5yQ
dość mam bywania obiektem doświadczeń
bo program wciąż mnie analizuje
udostępniania fotek i marzeń
potem ktoś je archiwizuje
nie będzie mnie ZUS tam szpiegował
ani właściciel portalu z Ameryki
właśnie żem profil skasował
na nic wasze krzyki
bo jeśli cokolwiek ma być warte
to jest to ciepła dłoń i spojrzenie
wrota mojego serca wciąż otwarte
w realności się spełnię
Oskar Wizard
Gonię wciąż twój cierpki cień -
zawsze jestem o krok dalej.
Każdy dzień jest jak nowy wdech -
życie bez zbędnych szaleństw.
Mam tylko deszcz zamiast słońca -
ciągle zmieniasz mi pogodę.
Kochałam - bez granic, bez końca,
pozostaje tylko - odejść.
Płomień świecy dawno zgasł -
mrok jest wszędzie w koło nas.
Zbite lustro leży - patrz,
nie posklejasz - nie ma szans.
Tyle razy przepraszałeś -
wiele razy wbity nóż.
Więcej razy ból zadałeś -
do kompletu w serce gwóźdź.
Krwawię mimo braku rany,
kropla goni kroplę wciąż,
zamknięte dla ciebie bramy,
gardło ściska gruby wąż.
gdy pijany kierowca
zabił rodzicom jedyne
dziecko
kiedy od kieliszka
nie odchodzi
mąż
gdy matkę oddał
do domu starców
syn
kiedy lekarz
wyciął zdrową
nerkę
gdy dopalacze dilera
uśmierciły sąsiada
dzieci
kiedy stosujący cyberprzemoc
spowodował samobójstwo
kolegi
gdy w grze komputerowej
wirtualny "przyjaciel"
kazał okaleczyć ciało
nastolatkowi
kiedy babci podstępnie
zajął dom
wnuk
gdy dyrektor firmy
używa mobbingu wobec
pracowników
kiedy zdrada przekreśliła
związek
gdy właśnie dokonała
aborcji młoda zdrowa
dziewczyna
kiedy za 20 złotych młodzieniec
zranił na poczcie
panią
gdy na wnuczka
okradziono dotkliwie
dziadka
kiedy koleżanka otworzyła
w mailu linka i zapłaciła
za usługę co była bezpłatna
dopiero potem zrozumiała
że to nowy sposób
oszustów
Każdy dźwiga swój krzyż
Krzyżem jest ten co krzywdzi
Kazimierz Surzyn
„Nicość”
Z cyklu „Światynia Wężowego Grodu”
Nicość tworzy , Nicość rujnuje,
Piękność w brzydote zamienia ,
brzydotę w piękność odmienia
Śmiercią buduje.
Uczniowie mądrość głupotą zastąpili
Hypatia , Sophia, De Molay, Pan z Brescii ,
Oni doświadczyli…anatema.
Głupiec Bydlęciem się staje, Bydlęta klękają
Mędrców wciągają , Masa nicość sieje
To prawią dzieje.
Każdy Imperium pożąda ,
W każdym władza , dyktatura , żądza
Od tego się zaczyna
Myśliwy i Zwierzyna.
Za życia śmiercią ozdobiona
Po śmierci sama sobie pozostawiona
W skrzyni złocistej się skrywa
W Gildii Arachona.
Odkryta przez Mężów z Brytanii
Otwarta przez Lorda Renussa
Uwolniona Aldora dusza
Dzielnych wojów Demon przyodziewa
Pochłania , życie odmienia.
Groza i Śmierć się rozprzestrzenia
W pył wszystko zamienia.
Krollord Gdynia sierpień 2019
Zapraszam do Subskrypcji mojego kanału na youtube.com
Wiersz z muzyką na moim kanale
Pozdrawiam Serdecznie.
Bardzo bogaty szorstki
na ziemi miał wszystko
czarowną laskę złotą rybkę
co wciąż spełniały mu życzenia
ale w jego działaniach
nie było dobra miłości
najbliżsi od niego odeszli
bo kochać ani żyć nie potrafił
Tylko za pieniądzem gonił
w banku na lokacie
miał bogactwa krocie
lecz w sercu pustkę co zżerała
tak szybko do ostatniej kropli
pomocy nie chciał a szkoda
Wszystko stracił i tę rybkę też
i pochłonęła go matka - ziemia
po co ci to było człowieku
bez miłości - przegrany żywot
Kazimierz Surzyn
Mydło którym myjesz twarz
nie rozjaśni czarnej skóry
chodź byś drapał skrobał
nic nie da , zwyczajny wybryk natury
dla jednych dla innych innowierca
wypić wybielacz bo ludzie gadają
takich w koło mało nie znajdzie jednego
i pewnie rację mają ale co z tego
takim Bóg stworzył , drogę taką wytyczył
kroczyć po niej więc trzeba , gdzie zaprowadzi ?
każdy chciałby do nieba
na błękitnej chmurce mięciutkiej
pachnącej świeżością wypranej
w kwiatowym płynie wypłukanej
ułożyć zmęczone członki po harówce
co życiem nazwane , nasze doświadczanie
biel i czerń dwa kolory tak różne
przeciwstawne , niespójne i próżne
lecz czym jest gwiazda bez czarnego nieba
jak statek płynący bez steru do czego
litera niewidoczna bez białej kartki papieru
możesz mówić że kochasz , modlić się
śpiewać pieśni pochwalne lecz bez tolerancji
dla drugiego człowieka twoje życie jest marne
kiedy tłumaczysz przed sobą tak wychowali
taka jest moja kultura bez zrozumienia
dla innych twe życie to wielka kosmiczna
bez początku i końca czarna nicości dziura
Kapiące wiśnie czerwone
rozlewają się na koszulę białą
barwiąc ją tak żeby
plama na zawsze została
Byś nie uprał myśli że
jawa to jest nie żaden sem
nawet kiedy się przyśni
zapomnienia piorący tlen
Łapię dwa oddechy o świcie
soczyście wciągam do płuc
na dzień dobry na nowe życie
by siłować się z nim móc
Kropla drąży zlew
a ja patrzę na czas
jak na kapiący kran
w niedoróbek codziennym teatrze
musisz wszystko naprawić sam
I te wiśnie przysuwam czerwone
do ust swoich bo usta to twoje
słodko kwaśna ta wspólna przygoda
gdy za rękę idziemy we dwoje
przemijaniem jest wiek i uroda
w duszy nasze lata szalone
Czerwień kapie a usta namiętne
one zwarły się w gorącym splocie
pieczętując krwią chwile tak piękne
gdzieś w słonecznym promieni złocie
Jem śniadanie i czuję jak w niebie
może pięknie być w to mi graj
zaraz , ze słoika wiśni od Ciebie
nie spróbuję tam
więc tu jest mój raj
pamiętam z lat dzieciństwa
kiedy w okiennej framudze
zmierzch zagarniał gasnące dni
i wszystko stawało się szare
ojciec opowiadał nam historie
które przeżył w latach młodości
mówil przepięknie o Wołyniu
bo tam się urodził i wychował
słowem malował krajobrazy
w których pachniały drzewa owocowe
wiatr czesał kłosy łanom zbóż
krowy pasły się na soczystych łąkach
a po mroźnych i śnieżnych zimach
ptaki wędrowne do gniazd powracały
czasem jednak głos ojca drżał
i załamywał się mimo woli
kiedy wspominał czasy wojenne
pejzaże zmieniały się w pożogę
gdzie szalały bestie i demony
a strach i niepewność jutra
stawały się powszednim chlebem
mój ojciec opuścił Wołyń
wyjechał z Polski do Polski
po przesunięciu granic
i chociaż już przeszedł
ostatnią granicę wieczności
to jego wspomnienia
w mej pamięci trwają
Autor: Don Adalberto
czerwony - piękny kolor kolorów
oznaka władzy i atrybut królów
krew za Ojczyznę naszą przelana
miłości wielkiej moja ukochana
niebieski - cudna barwa nieba
otwarta przestrzeń wód morza
ikona uduchowienia świeżości
dynamiki mody i kreatywności
zielony - kolor pór wiosny i lata
Ziemia w zielone przebogata
nadzieją wnętrza odziewa
wolność szczęście zasiewa
żółty - barwa wiedzy mądrości
napływ wszelkiej pomysłowości
słońce oświetlające bez miary
znak uśmiechu wakacji wiary
brązowy - kolor natury ziemskiej
ściółki drzew skib ziemi zaoranej
równowagi błogie przywrócenie
sił bezpieczeństwa wzmocnienie
biały - jasna barwa apostołów
czystości niewinności aniołów
pełnej odnowy życia duchowego
symbol pokoju międzynarodowego
granatowy - kolor powagi porządku
we władzach zachowania rozsądku
kojarzony z podniosłymi uroczystościami
dawniej zaś z uczniowskimi mundurkami
czarny - barwa cierpień żałoby śmierci
marka elegancji luksusu subtelności
wyraża żałość smutek przygnębienie
małą czarną na szybsze przebudzenie
różowy - śliczny kolor ducha pogody
kobiecego wdzięku powabności urody
bukiet różowych róż na płomienną miłość
w przytulaniu przy świecach serdeczność
pomarańczowy - barwa ciepłych nastrojów
motyli licznych kwiatów i soczystych owoców
talizman ikry optymizmu spontaniczności
ugruntowanie poczucia naszej wartości
Kazimierz Surzyn
Casanova tak mówili koledzy
o nim od podstawówki
bo kiedy urok zawodził
pomagały z portfelu złotówki
Podrywaczy takich nie znajdziesz
wyjątek jakich mało
wystarczy zamienił dwa słowa
i że tak powiem się działo
Pewnego razu wyperfumowany
fryzura nienaganna święcące zęby
wyszczerzył wsiadając do przedziału
w pociągu do Szklarskiej Poręby
Czy miejsce jest tu wolne
jadę odwiedzić rodzinkę
kłopotu żadnego nie sprawię
zagadnął zgrabną blondynkę
Proszę niech pon siada
nikogo więcej nie było
zmieści się pan i bagaż
uśmiechnęła się dziewczyna miło
Ja tylko podręczny
przycupnął i ... zapiszczał ojej
oczy czerwienią podeszły i łzami
bo usiadł na torbie swojej
Co takiego się stało psze pana
że tak pan się dziwnie wzdryga
cały jest pan spocony to grypa?
wydukał ... alergia chyba
Tak wygadany elokwentny casanova
z bólu zaciskając zęby
wypadł z przedziału jak strzała
gdy dojechał do Szklarskiej Poręby
Do taksówki wskoczył
gdzie przygoda nowa pana wiedzie
znajomy taksówkarz zapytał
do przychodni niech jedzie
Nie będę przedłużał wierszyka
że z poczekalnią się zapoznał
po paru godzinach bólu
do chirurga w końcu się dostał
Lekarz obejrzał wypadek
coś zaczął pod nosem nucić
co będzie panie doktorze
nic , worek trzeba skrócić
Wyciągnął się za bardzo
bez powodu i bez gracji
niestety wiek przychodzi
to wina grawitacji
Proszę podpisać papiery
tak owszem lecz zrób pan powoli
i dokładnie ten zabieg chirurgiczny
i niech mnie już nie boli
Leżąc na stole pytanie zadał głupie
nie żebym się na tym znał
czy zabiegi udają się zawsze
nie ,odpowiedział lekarz
pacjent nie usłyszał bo już spał
A że kłopotów nie koniec
powiedział bym początek
nastąpił tego dnia niestety
trzynasty na dodatek był w piątek
I wierzcie lub nie wierzcie
może to jest i bajka
kiedy przecinał chirurg worek
wypadły oba jaka
Chcąc złapać je niezgrabnie
goryczy przelał czarkę
skalpelem niefortunnie
wziął obciął i fujarkę
Pomyślał sobie doktor
zszywając nici pod skosem
przy wypisie kolego zaśpiewasz
cienkim głosem
A morał z tego taki
niektórzy ciągle się chłoszczą
bo chcieli by czegoś więcej
i nadmiaru zazdroszczą
Co z tego że kradł
co z tego że pił
w karty przegrał wszystko co miał
co z tego że jak chciał tak żył
Perspektywa rynsztoka
nie jest widokiem na świat
z za krat wolność jest wspomnieniem
nawet kiedy w mordę dostał brat
Co z tego że pogańskie rytuały odprawiał
awantury norma w domu
unurzany w cwaniactwa bagnie
co do tego komu
Dzielił jak umiał
jak umiał kochał
wierny w granicach możliwości
twardziel a w milczeniu szlochał
Wie pan drań jakich mało
takiego to do gnoju
by odkupił winy
na klatce nigdy nie było spokoju
Osądzony za życia wyrokiem
zaocznym przez znajomych bliskich
przez babcię z parteru radiotelegrafistkę
wszystkowiedzącą o wszystkich
Stracił wszystko
żona odeszła dzieci
ostatnia kropla z butli
w kieszeniach same śmieci
Stanął zmęczony w bramie
bo tutaj jestem królem
królem czego ? usiadł
pod oszczanym murem
W deliryczny zapadł trans
upiorny sen i dzieło swoje
poranek rześki zerwał na nogi
wyprostował plecy dwa oddechy złapał
myśl
O Jezu ja się cienia boję
Dym ostatniej fajki łzę wycisnął z oka
wyszedł na podwórze z zaciemnionej bramy
być człowieka cieniem ?
w blasku słońca uniósł ręce na wprost okien
głos wydobył a szyby zadrżały
kto tu jest bez winy niech żuci pierwszy
kamieniem
Płynę przed siebie w drgawkach niemocy
z trwogą jutrzejszej bury codziennej
nie zasnę znowu dzisiejszej nocy
patrzę w pasjansa karty niezmienne
Liczę barany z obłoków wełna
jasność księżyca ściemniają one
w szklance herbata w połowie pełna
wpadają słodząc lecz ja nie słodzę
Liście jesieni zagrabił wiatr
Listy pożółkłe wysyłam gdzie mieszka
szczęście stąd drogi szmat
a może nie a może nie
Dlaczego nie dla czego tam
od jutra miłości szukam
na wyciągnięcie ręki ją mam
w szybę do księżyca pukam
W ciemności nie ja jedyny
z ciemności można wysmażyć
przecudne Boskie krainy
wystarczy zamknąć oczy i
marzyć.