Mama
dziesięciorga dzieci
jak pogotowie
gotowa całą dobę
ratować miłością
Uśmiechnięte
w pas się kłaniają
dobre życzliwe
pomogą jak potrzeba
szczęściem się dzielą
Dorosłe
własną gromadką otoczone
mamie posiwiała skroń
ale to radosne spojrzenie
u boku swoich dzieci
męża co o nich dba
i dwudziestu trzech wnuków
mówi samo za siebie
Kazimierz Surzyn
Wspominam swoje dzieciństwo
miłości barw cudowne lata
byłem wtedy lotny niczym ptak
chłonny życia jak wody kwiat
Zbierałem małe kamyczki
miałem album i znaczki
wierzyłem że przemówi wiewiórka
i że zaprosi mnie do tańca
biała rozleniwiona chmurka
Robiłem kolorowe latawce
i biegłem z kolegami
przez ogromny świat
Mówiłem Halo Uwaga
Jestem w Afryce już
Puszczaliśmy rzeką papierowe okręty
pokonując fal morskich ornamenty
zrobiłem indiański pióropusz
i ruszyłem w tropikalny busz
piłce byliśmy wierni
z nartami za pan brat
i ten dziadków pachnący chleb
A w domu w każdym kącie
czekała na mnie miłość
i spojrzenia dobrotliwe mamy
i pomoc nieodzowna taty
Wieczorami uśmiechałem się
do księżyca i gwiazd
podziwiałem mały wielki wóz
potem na łóżku marzyłem długo
żeby tak chociaż raz
na księżycowym rogu siąść
Kazimierz Surzyn
Najbardziej jestem szczęśliwy
po Komunii Świętej
taki leciutki
niczym cieniutki opłatek
wyluzowany w radości
jakbym unosił się w powietrzu
z błogą lekkością białej duszy
gotowy nawet na koniec
ziemskiej wędrówki
bo wierzę że Bóg
przygotował dla mnie
rajskie ponad szczęście
ani oczy nie widziały
ni nie słyszały uszy
ani język nie wypowiedział
ni rozum nie ogarnął
co będzie w wieczności
Dziękuję Ci Boże
że jestem tutaj szczęśliwy
a co dopiero tam wysoko
w wyświęconym ogrodzie Twojej miłości
do którego wyobraźnią sięgam
Kocham Ciebie Boże
Kazimierz Surzyn
Nigdy obietnic nie składaj
jeśli nie masz pewności
że zamierzasz je dotrzymać
w pełnej okazałości
Nie czyń zakładnika
ze swojego języka
Kazimierz Surzyn
Zażywałem kąpieli powietrznej
trasą żółtych świateł alejkowych
i po chwili uciekłem z chodnika
do czterech ścian przytulnych
Łzawiłem zduszonym oddechem
a smog śmiał mi się w twarz
mętną zawiesiną za oknem
czy kiedyś szkodnika pokonamy?
Kazimierz Surzyn