Fotel stoi pusty Twój ulubiony
tęsknię mamo za rozmowami
zatrzymany czas przerwany wiersz
jesiennych liści szelestem pisany
niesie Twą duszę do wiecznej krainy
pośród łąk lasów dziś płaczliwych
Nie powiesz - Co u ciebie kochany?
milczą kamieniem pokoju ściany.
Sad bez Ciebie bezludną wyspą
strumieniem mgły szarej zalany
tatku przyjacielu mój uwielbiany
rozłożysty kasztan zamiast owoców
teraz zsyła perły łez na ziemię
Nie zagadasz - Jestem dumny z ciebie
czuję jak oddycha cierpienie.
Kazimierz Surzyn
Twoja facjata ma złamany uśmiech -
zmęczone oczy na szarym pejzażu,
poplątane nasze myśli bez uciech -
głupi rozum o podnietach wciąż marzy.
Nasz zamek runął gruchotem o ziemię,
miłość jak wino dawno wywietrzała -
rutyna wkradła się w nasze życie -
płomienna namiętność już dawno zgasła.
Pozostało tylko przyzwyczajenie -
wygoda życia - przecież tak jest łatwiej.
Na poduszce łza - cichutkie kwilenie -
brak dziś w świecie miłości tak rzadkiej.
Idą górami
dolinami
polami
borami
w odwiedziny
do mnie idą
zmarli
kochani
zamyśleni
Dziadzio uwielbiany
miał cukierki pod ręką
i mądrości życiowe
kupił mi Azorka
zmarł latem
na zawał
Wuj Józef
biegaliśmy razem
niosąc przyrodę na plecach
podarował mi skuter
i nauczył na nim jeździć
umarł wiosną
miał wylew
Babcia Marianna
karmiła mnie owocami sadu
częstowała nalewkami zdrowia
pamiętam zapach i smak chleba
który pieczołowicie piekła
zmarła zimą
miała raka jelit
Edek mój rówieśnik
strzelił tysiące bramek
zawodnik stulecia
zmarł jesienią zadumą
miał atak serca
Jasiu przyjaciel
rozweselał serce
celnym dowcipem
aż skaczący brzuch
sięgał mi gardła
utonął w rzece
Sąsiad szlachetny
zafundował mi przejażdżkę
brązowym koniem
z czarną szatańską grzywą
zmarł na raka żołądka
Idą górami
dolinami
polami
borami
w odwiedziny
do mnie idą
zmarli
kochani
zamyśleni
A mnie
serce boli
dusza w żałości
goryczą dławi
i łzy wypełniają
źrenice
Smutno mi
bo to spotkanie
tak krótko trwało
Kazimierz Surzyn
Obudzone dziecko w środku życia
bezbronne stoi na polu bitwy
przestraszone wczorajszą niepogodą
walczy o okruszki pańskiego stołu
Żebrak miłości otulony starym kocem
strzępami szczęścia zamglonymi
kiedyś dostawał ciepłe mleko z miodem
i z marchewki sok w słoiku ,witaminy
By dorosnąć mógł w zdrowiu fizycznym
lecz skrzydło dziurawe anioła
nie zasłoniło deszczu i piorunów
one serce raniły skutecznie , zwapnienie aorty
Wsiadam do starego grata z nadzieją
niech wiezie w łąki zielonej łagodności
ledwo co perkoce zbieżność kół niezbieżna
wywożą na manowce rozczulania się nad sobą
Kto zrobi to jak nie ja sam
kto otuli miłością w chłodny wieczór
herbatę z cytryną zrobi i posłodzi
kto strzepie mole rozstania
Wykasłuję bakterie wirusy złości
w ręcznik papierowy z łzą zabłąkaną
wycieram nos tak oczyszczam organizm
z wielu zadr i zapomnianych trosk
Dziecko patrzące w gwiazdy zdziwione
z grymasem niewygodnego przebudzenia
liść pożółknięciem zraniony
odczuwam , ciszy ukojenia we mnie nie ma ?
Gdy zapada zmrok - świat pokrywa noc
księżyc w pełni coraz jaśniej świeci
nie boję się - bo w ciszy tej nocy
wciąż słyszę twój ciepły czuły głos
i choć to tylko trzepot skrzydeł ćmy
twoje słowa tęsknotą brzmią -
bez ciebie wszystkie chwile są ponure
za oknem jesień układa melancholijne myśli
mój wiersz - jak pejzaż ze snu o tobie
rozłożył się na złocistych liściach klonu
jego strofy drżą gdy wiatr je pieści czule
kolejna świeca gaśnie zapada cisza
myśli milkną w głowie - zasypiam
w tęsknocie za tobą - z nadzieją na jutro.
autor: Helena Szymko/
foto z netu/