Przesunąłem wskazówki nocą
o godzinę do tyłu
wciąż pytam po co
zmieniać drogę z kosmicznego pyłu
niezmiennie
codziennie człowiek się szarpie
aby uwolnić się z więzów świata
pod niebem czekają okrutne harpie
odejmują wybranym życia lata
odbierając im dusze
tykanie zegara w uszach brzmi
jak kroki w nieznane
na razie tu pozostanę
tik tak tik tak tik tak
powtórzyć coś jeszcze muszę
czekam na obiecany znak
wtedy stary zegar wyrzucę
złe myśli na zawsze pogrzebię
pójdę jak najdalej od tamtych dni
gdzie same białe ptaki na niebie
a tu już nigdy nie powrócę
Tak ranił by się też nie pokaleczyć
wszyscy dla niego byli tacy mali
mówił wciąż naiwnie ale do rzeczy
bo ludzie od dawna go nie słuchali
każdy dla niego był tylko kałmukiem
odradzał myśli zakurzone stare
z daleka omijali go więc łukiem
gdy za tarczę brał z plastiku swą wiarę
kiedy bitwy wzniecał w ciągłym żywiole
podpalał sumienia i dobrą wolę
jak Feniks odradzał się wciąż z popiołów
które zostawiał po sobie na zgliszczach
nie mając przy sobie żadnych aniołów
uważał sam siebie za arcymistrza
i nie stał się nigdy jak dobrym lekiem
miłością z nikim się także nie dzielił
aż dziwne bo podobno był człowiekiem
choć nie odróżniał nocy od niedzieli
jak widać w erze dronów i robotów
coraz trudniej o zwyczajnych idiotów