Co w sercu to na języku
i tylko prawdę zawsze mów
bo rozpoznam fałsz od razu
Nie używaj nigdy krzyku
na powiedzenie kilku słów
a w dodatku... bez wyrazu
Co w sercu to na języku
i tylko prawdę zawsze mów
bo rozpoznam fałsz od razu
Nie używaj nigdy krzyku
na powiedzenie kilku słów
a w dodatku... bez wyrazu
codziennie w pełnym biegu
w pośpiechu
odbijamy wciąż od brzegu
bez uśmiechu
aby wzbić się tak wysoko
gdzie nie sięgnie
i nie dojrzy ludzkie oko
gdzie wylęgnie
się skrycie
nowe życie
i nikt nie będzie wiedział
jakim oznaczone znakiem
czy lepsze
czy gorsze
czy może jak zwykle
byle jakie
Zakochany w sobie nie widział świata
Na trzeźwo czy to podczas picia trunku
I chociaż miał już nawet swoje lata
On niezmiennie dumny był z wizerunku
A w jego domu wisiały zwierciadła
Wciąż duchem był taki piękny i młody
Choć i baba jaga by nie odgadła
Ile zostało z prawdziwej urody
Klepiąc po plecach ściskali mu dłonie
Łzy ocierał wciąż niby ze wzruszenia
Na czarno malował wciąż siwe skronie
Aby już zawsze źródłem być natchnienia
Prawdziwe z niego było bowiem bóstwo
Raczej nawet próżności złoty cielec
A włosów coraz mniej i myśli mnóstwo
A nuż się jeszcze trafi a widelec
Tak się nadymał jak paw na podwórku
I w końcu był cały już napuszony
Aż pękł mu żywot jak balon na sznurku
Leżał odtąd w trumnie w nicość wpatrzony
Bo nic nie widział poza samym sobą
Co tyle rzeczy w życiu przeinaczył
Z prawdą o sobie walczył jak z chorobą
Choć świata wszak ni razu nie zobaczył
I.
śni zimna ziemia
w zamarzniętym letargu
milczy natura
II.
cały biały świat
obraz wykuty z lodu
przepadnie w słońcu
III.
nieśmiały promyk
dotyka bladej twarzy
wyczuwa ciepło
IV.
pajęcze nici
plecie nam wciąż nietrwałe
z lata i zimy
V.
śmieją się oczy
pachnie barwami życie
z tęczy nadziei
VI.
bezchmurne niebo
raduje się jak dziecko
przedsionek lata
VII.
w złotych promieniach
jakby dłoniach mateńki
tulą się ptaki
VIII.
dni coraz krótsze
zegar tyka inaczej
na pożegnanie
IX.
właśnie powiędły
ostatnie ślady lata
już zaciera wiatr
X.
drzewa też płaczą
łzami z wyschniętych liści
pokryte ścieżki
XI.
bolesny smutek
rodzi nową nostalgię
koniec ballady
XII.
pora podarków
co nowy rok przyniesie
czekam na gwiazdę
Chłopek roztropek z dorzecza Warty,
wyzywa wciąż osła nie na żarty.
Ja cię jeszcze nauczę,
nań krzyczy i go tłucze.
Osioł jest cierpliwy, chłop uparty.
Kiedyś pewien stary dżokej w Łomży,
uczył jazdy na koniu na lonży.
Gdy robota mu zbrzydła,
dorobił klaczy skrzydła.
Dziś na Pegazie nad miastem krąży.