uwierając w sukni bębniące futryny
spoglądając do wnętrza dźwięków w fortepianie
rozpinam odkrycie swoiste skamieliny z gliny
unoszę ich pędy po leśnym bursztynowym pagórku
radosnym od zapomnienia unosząc się w bielu
Sercem wołanie okrzykiem rozpatrując trwaniem
cichym wzbudzeniem na skale
już jestem
ulicami zapomnianych samochodów
pistacjowych wizerunków z radosnych pocałunków
pędzić niczym konik słomiany
z każdym słowem skrycie przebranych
korytarzy opuszczonych zdarzeń, niedospanych nocy
nieosiągalnych celów, porozrzucanych
zamęczeni kłuciem od igły, z lalki voodoo
zanieść pragnę wszystko dla ciebie, doczekam się
temu deszczem mnie zaniesiesz
niosąc bulwarowy gaj, spadających bibek
dokąd tworzyć śpiące w cieście belwederu
wokół warzysz zostawiając wątłych kiść
zatrzymanych mrozem czuł prism
czemu stawiasz blask ich w oczy
lewym młotem spajasz otępiałą długopisem
w prawym oku, żegnasz z kapelusza chat
czekających w tramwajowy walc | od baletnicy afiszem
o podobnym korytarzem ulewanych konew
chowasz cały rytm i świt - bez łez z kropelek
dotykasz, całym w nas
w kim chcesz iść na wietrze - w zielnicy podkowy,
pomyślny chody,
parasoli z głowy? niech porwie, niech wypowie,
i proszę - niech płynie w ciągły głębinowy Czesław; kaw
nostalgicznie przesiąkanych, do cna morza – wstaw
różowianych otulani: o łodzi dziś nadani niani, gdy pierwszy raz tacy sami:
mami: daj mi całusia, co z cumelkiem siusia
'o wazoni, z głogowej szałwy, twe ciało płonie glazur wydmy chałwy
w miody świt Orchidei męsko słodzi świeci grzęsko w wodzie siedzi
zasuszanej tratwy trawi, w pal papierowej kawy przeco są w paproci
wstawani cicho purpurowej z siennic, wstawiennic z Polski
o orzeszku pszenic, szkarlatyni w dłoni od szlachetnic i: w wierności
zwilżę winnych donic z wonnych jaskiń pędnych koni zaproszonych goni
światów w przebiśniegi szumnym rzucających liści w bieli oniemieli
echem zasłon lasów, i soczyście wiśni zabierz w nas, rozkołysz
pędzą wen wiatr płomienni, tacy nadzy w dwojga wrót zielenię morskim
włosem nakrywani z Calineczki ciał kamiennic Kaczennic Bożym siał
o strumienić mi tu chodzi owoc zakochanych pędzli w modzić w: pas:
w niezapominajki boś ty Mój wlazł taki czas kici moje ma:
kopciuszku mój spleciony, otwórz wszystko w me nim spóźnionym; wetywerii:
błogo spokój ducha w śnie...
1.
Graj muzyko ma
Graj
jak jabłuszko unoś ten rytm
z konikiem polnym wznoś
piosnki dwie
od mowy ukołysz
obrót na raz
potem na dwa
ukołysz
Ref.
Graj
niech niesie się wszem
odbija od ucha gdy sen wesoły
Ukochaj
Graj
niech niesie się w pociechy rytm
odbija od ucha gdy sen goły
unieś ten dzień
2.
w krawacie jest
i pnie się do wszystkich łąk
pagórków i lasów
przy lesie u zbóż
uradował cię sam mistrz
chce tutaj spróbować u Róż
na całym podwórku
zwiódł i bódź
3.
I noś ten statek dookoła
Uśmiechaj się w przyjaźni
to trampolina z wysokich drzew
muzyka się w sercu chce próbować
obrócić do wszystkich głów
.
Ślady bosych małych stóp
Na gorącym morskim piasku
I horyzont na twej głowie
To nasz cudny mały świat
Radość życia dzięki Tobie
*
Dedykuję znajomym,
którzy poza wnuczką
"świata nie widzą"
*
= (?)
i poranek mierzy się w trudności
zapatrzone myśli chowam w sobie
jako coś co chodzi mi po głowie
namokniętym kranem wrzasku
ochrzczę gdzie noc w potrzasku
zostawię trendy w tyle tam gdzie wiry w piasku
zapatrzone myśli noszę zaś motyle
one lecą w dal chociaż tyle
gdzie wiatr kołysze stale
Droga Apolonio, drogi Sybiraku,
Umęczona zesłaniem, drogi rodaku.
Wyruszyłaś zimą, wędrowałaś latem,
Oto jak zostałaś Pol-obieżyświatem.
Polska ojczyzna Twoja i rodziny,
Wybucha wojna, giną polskie syny.
Mnożą się ofiary żołnierzy Katynia,
I jeszcze więcej ludności z Wołynia.
Zabrano Cię siłą z Antosi, z Kresów Wschodnich,
Z żyznych ziem pszenicznych, sadów dorodnych.
Wieziono miesiąc z Wisią w bydlęcym wagonie,
Do tajgi przed Ural w europejskiej stronie.
Rosja jest miejscem Twojej deportacji,
Tylko dlatego żeś jest polskiej nacji.
Od Komi aż po półwysep Kamczatki,
Uwięzieni w łagrach ojcowie i matki.
Kazachstan i jego bezkresne stepy,
Też nie zapomną dzieci i kobiety.
Tysiące na stepie malutkich cmentarzy,
Mogił bez krzyży, zniczy i ołtarzy.
Potem przystanek w Uzbekistanie,
I podróż statkiem na ląd w Iranie.
Z obozu w Pahlavi do teherańskiego szpitala,
A ziemia ojczysta coraz bardziej się oddala.
Wędrówka Twoja dalej nie ma końca,
Płyniesz do Karaczi bliżej wschodu słońca.
Gościnne Indie dają Ci schronienie,
Tu ślub i dziecko – twoje marzenie.
Południowa Rodezja Was dalej przyjmuje,
I afrykańskie klimaty, jedzenie serwuje.
Tutaj się dowiesz, że wojna skończona,
Ty schorowana, biedna, zmęczona.
I chociaż w Polsce jeszcze zgliszcza płoną,
Pragniesz powrócić na ojczyzny łono.
Zostawiasz Afrykę z przystankiem w Mombasie,
I oglądasz Etnę w całej swojej krasie.
Przyjmuje Was Wałbrzych na Ziemiach Odzyskanych,
Po siedmiu latach z życia Twojego wyrwanych.
Wyruszyłaś zimą, wędrowałaś latem,
Oto jak zostałaś Pol-obieżyświatem.
Wiersz z życzeniami zdrowia dedykuję Apolonii Migas,
bohaterce książki „Dopóty życia dopóty nadziei” Marii Judejko.
Kolejna mocna kawa, mocniejsza niż sen,
na wiele przemyśleń, nie wystarcza dzień.
W labiryncie życia, jeden zgubny krok,
tak niewiele trzeba, by popełnić błąd.
A może by nocny spacer, aleją wśród drzew,
spoglądam przez okno, ciągle pada deszcz.
Serce bije coraz mocniej i kłębią się myśli,
dla trzeźwości myślenia, biorę zimny prysznic.
.
diabeł sprytniejszy
uważaj
kłody
pod nogi
z roszczeniem
do Boga linii
dlaczego
milczysz
biedną duszę
Wergiliusz poprowadzi
w dziewiąty
krąg
najgłębiej
póki możesz
daj kredę
Aniołom
grzechu
nie popełnisz
tchnieniem
dymem z komina
polującym na chmury
przez cumulus połknięty
białym obłokiem
na niebie
znajdziesz
unosząc wzrok
gdzie poniesie
wiatr zdradzi
wsłuchaj się
usłyszysz
ma usta
potrafi mówić
Dawid "Dejf" Motyka
kiedy spoglądam z góry, na te piękne widoki -
ciągnącą się przestrzeń lasów
zielone obok domu, wiekowe drzewa
czuję - jak wokół mnie przyroda
cicho jesienną melodią wybrzmiewa
wieczorna niedzielna cisza, skłania do myślenia
że życie tak piękne, lecz szybko upływa
a każda przemijająca chwila
to krok, ku końca życia człowieka
bo życie, jest chwilą, na tej ziemskiej przystani
nigdy nie wiadomo co nas jutro czeka
pomimo pragnień i naszych marzeń
nie da się ogarnąć piękna tego świata
człowiek - tak nie wiele znaczy na tym świecie
dzisiaj chodzi dumny z tego co posiada
jutra, może nie być i wszystkiego na co czeka
bo siła kataklizmu, w jednej małej chwili
pochłonie jego życie i cały dobytek -
z powierzchni ziemi zmiecie
autor: Helena Szymko/
Natłok złych myśli
Wszystko się na tobie ziści
Wieczorami obmyślam plan
Ile twoje ciało ma mieć krwi plam
Za każde z twoich kłamstw
Wbije nóż w twoja krtań
Za każdą twoją zdradę
Wbije w twoje serce szpadę
Paznokcie ci powyrywam
Poczujesz jak cię przeszywam
Jesteś dumną z siebie szmatą
Sprawie że poczujesz się szkaradą
Skórę z ciebie zedre
Z brakiem zdziwienia zerknę
Jaki masz pod nią syf
Jeśli to cię nie przeraża
Spokojnie, mi to nie przeszkadza
Sama wpadniesz w moje ręce
Mam planów wiele wiecej
Codziennie mi pokazujesz
I wyboru dokonujesz
Co dla ciebie większą bedzie męką
Psychika czy cierpienie moją ręką
Wiesz co jest jednak najgorsze ?
Że w twoim życiu wogóle nie goszcze
Jeszcze nie wiesz o moim istneiniu
Ale będziesz miała go dosyć w oka mgnieniu
Pomyśl jakim musisz byc bagnem
Jeśli to ja ci oczy zamknę
A jestem tylko nieznajomą
Która stanie się twoją zmorą
Tak blada już twa cera
Umierasz ze zmęczenia
Paznokcie powyrywane
Kończyny powyginane
Krzyczeć już nie masz siły
Widok to bardzo miły
Pokazałabym ci jak piękny
Ale oczy to był etap męki
Przyznam że chetnie sie ich pozbyłam
Nawet lekko sie nie skrzywiłam
Twoja pochwa pełna szkła
Chyba ci to nie przeszkadza?
W końcu wielu miała gości
Nawet gdy byłaś w miłości
Byłaś taką szmatą..
A to jest twoją karą
Jeszcze tylko chwila
Śmierć sie do ciebie juz przymila
Jestem jednak dobrą duszą
Pobawie sie jeszcze z twoją tuszą
Myślałaś że przeprosiny mnie ruszą?
Kochana twoje krzyki tak mnie kuszą..
Zaraz zajmę się ząbkami
Później owinę sie flakami
Serce ci wyciągnę
Moje szczury są już głodne
One lubią gówna zapach
Dlatego ty będziesz w ich łapach
Tyle krzywdy wyrządziłaś
Tak bardzo go zraniłaś
Zemsta cię dotknęła
I boleśnie oczy zamknęła
Moja głowa, moja dusza, moje serce
Wszystko zniszczone. Cierpie
Deficyt szczęścia, popyt na zagładę.
Wszyscy tacy sami,wszystkimi gardzę.
Nie mam nikogo, Ciebie, nie mam już siebie.
Kiedyś w końcu wrzucą mnie w ziemię.
Podniesiona moja dusza była.
Miłość cierpienie mi zmyła.
Pozbawiła starych lęków, zmartwień.
Zawladnela, otuliła, skleiła moje rany.
Wyleczone ciało.
Serce całe.
Głowa zdrowa.
-jesteś juz gotowa!
Jeszcze przed tym tylko sczepionka> nadzieja.
Przeciw daniu rady
Przeciw odepchnieciu od siebie zagłady.
Odzwyczajona od cierpienia.
Miłość przypomniała mi moc ranienia.
Cialo wyleczone> przygotowane
Na nowych ran nadanie.
Wprowadzila mnie na szczyt
Z niego upada sie najbolesniej.
NADZIEJA
tylko ona mnie jeszcze ogrzewa.
Tylko jednego pragne.
Cos, bez czego przepadne.
Tylko Ciebie
Bez tego nie mam juz siebie.
I ty tez miłością zraniony
Prosze podajmy sobie rece zgody.
Wierze ze jeszcze wrocisz.
Błagam, cierpienie w sobie ucisz.
Nie dam juz dlugo rady.
Zaraz czas mojej zaglady.
Robie rzeczy glupie.
W tym wszystkim sie juz gubie.
Szukam wejscia w lepszy świat
Klucz do niego to Ty masz.
////naprawde nie mam juz siły, nie wiem co robic i wiem ze zaraz przepadne, kocham cie tak bardzo a jeszcze bardziej cierpie. Wiem ze ten wierszyk niczego nie zmieni, nie umiem sie z tym wszystkim pogodzic i blagam o litość,szanse i próbę nawet jesli ona stanie sie koncem.