treściwa kur

na makaronie powstała kura
sekunda bura; za dwójki w hula
oj lipa licho zawitoł wiocha
pastuch okrychoł bardzo wynosiła
przebrała się miara!
zakpiła,- zapiła para
 
miło za litro, liter nie wcale
wiertło uwiło w pału pale
 
dół za kilka lat - a jak!
 
bu bu a! zaćma twa
bu bu grzmi polej mi!
 
hipokryzja absolutna
rezolutnie obłudna
 
gdzie dźwięk w kółkach, to w półka
a słonecznik bywa wcale, za gitarę palę
 
bardzo wygodna sofa
zassaj mnie kokocha
 
Dawid "Dejf" Motyka

W Soplicy: stolicy,

o storczyku', o storczyku: czemuś mi taki słodny,
wody daj, miodem siej, przenieś się mnie do słonecznej Walii,
:bom głodny, -

kryształku mój, kryształku z mórz i oceanów; zagraj mi w swej dziecinie,
cymbałku twórz, cymbałku róż, przerzuć się mnie do w swej krainie;
i ciałku kobiecy, do pana do rzeczy, - czy to się tak ładnie spodoba;
olśnij mnie w swym rytuale, czasem czekaniem dowalim, - niech włosem: a grzecznym, podgrzewaj:
i pieścili się; zachciewali - ;o mewach tu śpiewaj, i Dunaj polewaj,
 
:leć, Gołębiu Mój proszę: nie zważaj do swego losu, bo wnoszę;
,i czystego od stu kłosów, a' lasem Sokolim, płynącym w oddali - :wschodzącym nie bolim,

:zatańcz tu swoje marzenia:
 
:i zaparz mi wiecznego chleba, wierzeniem od nieba:
i zaparz mi się w stokrotę, szalupie przypatrz za wojnę, -
- storczyku mój w Płotkę, bom płonę; -
 
:Fiołeczkami, zalatywały mi się i arbuzami, -
:szyszek spadających wprost do Eukaliptusowej się; w błyszczącej fali nadziani, -

do sadu, do sadu poproszę, żeby się nie bali, coś wniosę, przyniosę;
 
;czosynku coś wisiał tak sobie, byłeś pełen winy,
am był przy tobie, -
Twoich to malin i zielem naskładali tu w; cielem,-
dla Akacji i Lipy wschodzącej: biurokracji;-
 
I: słodkiego wina' a wiśni w: zalana kraina, - przeminie, -
:nie pryśnij się od pomarańczy:
, za wyplatana mama, wiosenka, do nana nana - tu tańczy:

spoczywaj sobie wen w dłoni Koali, którzy to byli wędrowni, a się nie tułali,

:przezorny mi tu zapisał, kto Kocha, przypisał:
,a ty se, a ty se: podlewaj:

I: Kochaj* mnie tak*

Dawid "Dejf" Motyka

aleja w drzewnym śpiewie ***Błogostaju

i od mokrutkiego drzewa, i od zwietrzonego nieba, oh: ciebie mi trzeba*

 
i od ptaszków zwisających koraliczków buchających kawołaczka w miód i chleba
 
kwiecistego moc spojrzenia, winogrona i poziomek dla twych drabin i koronek*
 
i puszystego dla kołderek jego, mięsistego od Aniołka, właściwego umywania :
 
:i czystego prania, za co mi zabrania; - szukaj siebie mój wygasły w glebie;
 
poproś malin stale, czemuś był w gitarę, poproś teraz prosę, kochasz nim poniosę:
 
dziękuj moim wcale, Sercu nanoś żale, *miłości oddaję wiemy, w całości i Kocham Lili :Dajemy * * * * * nim prości, niech ponosi, niech uskacze i wypłacze* ale kocham mniam, moje sią te wszystkie tam* Wszystkie Nasze dziś błagania, i już bez* zapominania* tam tam tam: tu *Miłości Lili dam*****
 
 
 
Dawid "Dejf" Motyka

piaseczek a kamień | i Kawka się woła

za te wszystkie szukaniem noce ubłagane zamienia się w dołach i płacze Kaśka '

o' bezlitosnym ratunku wystarcza gdy świt dookoła w czarnym wujku;

promiennym pomarańcze, tancerz ulicznym jeżu, te wszystkie rany wylicza:

wyjedzie na kamień gdzieś i świat pomylony;

promyczek mi w Sercu tutaj wylicza|

 

Warkocze tu liści uzbieraj mi.

 

Wypryśnij czym prędzej i uciśnij, i weź to sobie do siebie, co mnie nie posłucha, a Kochałeś i byłeś i Jesteś nim | .

i biometr nieokrzesany tęczą w błękitnym w prze miłym błaganym; co sądy mamy ~

za krzywdy w słuchanym nie raz, za co zwierciadle przytrzyma i parzy się w krzyku codziennym dziecinnie prostym| zaraz...

 

i w nim wyjdzie się w noc i w sen uroczy; wyksztusisz się o promień co siły nabiera |

nikomu własnemu tak jak ja i po kryjomu, i rym w mym zdaniu otwieraj, i przypominaj |.

-aż ugnie się każda zakazana żona - zakażona | zmieniana na w pół i dół.. |

I tutaj goło o spływaj | skoroś pykł i łykł co wlekł i w kasze mykł, dobijaj co buczy i przyszedł se, i stygł - policzę się.

 

Bary za bary, te wszystkie gitary, czekające w komary za skróty, których nie ma, te które tu w czeluści dogryzają|.

Gromadki wen w statki, w podstępnych modelach meldunki i wianki w ich winach sztucznie wstawiają w bąbelki| -Wprawianych w bródkę, wyprawiają wywrotkę; i czyste szczęki;

 

Są bez własnej żeglugi u Matki | trajkoczą w stokrotki i maki, - a ryby biorą w różanych różańcach | kaczeńcach podróżach |

 

Wybiła godzina duża...

 

wypija błahostki z czekoladki, - i Chropy i chrostki, i chustki, i ciekawostki w zasadach najdroższych omijasz mnie | pejzażach | i wzgórzach |

 

z wielu dróg i wapiennych oh biorą; Cię bez przerwy;

 

My z troskliwiej wiosence, i naszej wisience, właściwej panience co sobie teraz zawistnie dogrywasz |

Wykwintnieś mógł | ściel się |. Boś bódł.

 

I wszystkie te strony, struny, gdzie świat pomylony, otulasz się w swych zapomnieniach, -

 

 

 

Gdy swemu posprząta, a oczy dogląda, podtrzyma w ożywczych płomieniach |

... aż wydmy poproszą, - o ciepło (niech noszą), i godło | zaplątasz;

 

o' takim się stajesz rycerzom błaganiem; a zdobył ten tron co mi i potrzeba;

-aż nędza wybrzydza i się dopomina, pojedziesz o piątej; dziesiąta... co mi trzeba ci | .

 

Mina gminna.

 

Ten balkon' tu szczekał, płonąca czekał, aż los zadrwił nogami poobrywał -

... i stokroć się prosi aż pedał spękał się; w złoty pył wykosił, i dość! I Już... toś mi pomógł!!!.

 

Rzekomo nikomu, łakomo o czekolad a w Romach, o wiadukt wychacza o rogich wrogach;

 

i Zakrywał w kołderkach, i naglił w pasterkach i bombonierkach, w bezchmurnych zadymach, których zna;

 

I już ci otwiera się; czym prędzej do mego ramienia, i zmieniaj się w mój kraj- co nie wyciera - aj! - Wybieraj...

 

*** przy tobie moje myśli zatracają sensu wodospadów ~~

o blado mi, gdym ciebie wiódł w srogi rytm kochanie ***

 

Dawid "Dejf" Motyka

przenika się w niemy to raj ***

w kolorach tęczy motylim: o którym to lecisz się; w przepiórka dziewiczym i w kwiecisz, i w niebo zagląda i woła; najcudowniejszym panna mi śpiąca - ah miła i goła| Prześlicznie utkwiła mi tu na Sercu w sarnie, - za dnia życia ożyła, - co w smaku jest słodko i lipowy raj, to osłodziła ♥ i o wianuszku promienniej wydotykaj, a w sercu Świerkiem pomykaj, i haleczkę: Przerzuciła ta wiosna, ~ ~
 
Umacniaj, jest siła w których brak; a w bębenku balonach moich jest przecie, Magnolia już wiecie, że a Bozia stworzyła ich z dwojga ciał:
I mój jest fiołek z tych czterech ścieżek i rzeczek, i kwiatów Irysa; dotknij się aj,-
a; cztery tu oczka: nim puściła się w baj duli baj, -
oh mojemu daj; - tak często mi tu cierpliwie czekali, Jam czekał tu w ciasteczka, co słodko chrupali, a inni chrapali:
 
I krakowiaczku laj, przygłaszcz się w mnie cały Raj, aj w płaszcz ubrali aj;
W owieczka wszędzie mi tu zagląda daj, za wszędzie, jak miło, i jakim to witał się i wstał; -
W przejrzystej z gorąca fali, ta jarzębina bez końca;
i w liściach Konwalii, w Lawendach babuni coś my się tu brali, za kępy zielonej w zającach, aż szli sobie za ręce i lulu li la, w mej modnej piosence, zaglądać tu trzeba do Słonka, - co często dziękuję Ci, dopinaj się, rozpina mami; -
 
I jakoż chadzali| - by w przemoknięte; - co siebie trzymali, a razem by potem się w noc zadłużyć do końca, i w leśnym fiolecie, co języki się plecie spłacali, a wyżej tym Wiecznej; się śmiali, tak leśna zagroda dziecinę otulali; oh moje oh mi; i miła Hiacynta brzegi ros umyła, ah Borówek namiętnie nabierali, - się co kosz do skroni z rzemiosła dorzucali, do w srebrzystej dłoni;
 
tak w lesie się niesie, po stołach podniesie, i płyń promieniu, melodio do woni dla siedmiu zbóż, dowadniaj mu, tu ustami nastaw na wiele zaniosłych Róż, kamiennym oh wołaj! -ów stróż, - mi aj luli laj, - siebie mi daj - siebie mi daj, - mojemu woła; o gaj, i w policzek Maj: wen cali wydostaj mnie ze stoła;
 
I proszę na Świat dookoła: w baśni się graj w Słowika co trzeba oj daj: wiecznie Podoła...
 
***** cóżem uczynił ci panie, że własny cius spogląda w me winy,
któż posprząta ten włos co ramię, za moje są te wszystkie doliny, u Dzięcieliny *****
 
Dawid "Dejf" Motyka

chciałbym szczerze, byś miał rację

Nikt mi nie wskazał drogi
bałem się każdego zakrętu
a moim największym błędem
była niechęć do popełniania błędów


Nigdy nie goniłem za szczytem
W ciemnym kącie fałszywa miłość mnie trzymała
nie wyhodowałbym też skrzydeł
gdybym pewnego dnia nie zaczął spadać


Nieważne było, jak wiele opieki
od przyjaciół w życiu mnie dotknie
Najważniejsze przejścia w życiorysie
będę musiał spędzić samotnie


Nie mów, że cokolwiek komuś zawdzięczam
a w moich czynach Bóg dał mi pasję
Ale uwierz proszę jak na to odpowiem
że chciałbym szczerze, byś miał rację

Głębia

wołam wszystkich - jestem tutaj!
czuję, widzę, spadam - słuchaj!
podrap, ugryź- nic to nie da.
zniknie, minie - durna bieda.
stoję, milknę - wszyscy biegną.
zacznę? skończ już - myśli legną.
chwytam, łapię - każda leci.
skacze, cierpie - mózg oszpeci?
pcham, odrywam - wymiociny.
pląsam, leżę - wszędzie miny.
łkam, narzekam- duszy rany
czekam, czekam - sposób marny!
wołam wszystkich - czarna chmura!!
ratuj, proś no.. - wieczna dziura?

Cel cierpienia duszy mojej

Mijasz zakręt za zakrętem
na prostej, nieskończonej drodze
W towarzystwie pustej głowy
i nie wartym zachodu wschodzie
porannego słońca

Dokąd to niesie duszę
Której nikt dźwigać nie chce?
Wspomniała, że jej podróż
zawiera schowane przejście
w ścianie końca

W tym nieustannym horyzoncie
zdarzeń i przygód zatrzymanych
zgubiłaś cel potrzebny
Pretekst wiatrem podszywany
Pomijasz milczeniem.

Jeden zero sześć

Dawno… ? Tak, dawno temu
Gdy liczyć czas w nanosekund
Cyklicznym rytmie wspak
A wczoraj nie zdołał zamknąć sen
Na świecie żyła dzieweczka
Co miała macochę oj, złą
Codziennie słysząc z ust jej wrzaski
Z menu przekleństwa i upokorzeń ton
„O, jak beztroskim jest dzieciństwo”
Orzekli zaocznie przechodnie traktu
Oślepli na fiolet siniaków duszy
Taksowali lila taflę
Ale…
Nie była wcale jej macochą
To tylko ludowa zwrotka
Powtarza jak głuchy telefon
To była jej rodzona matka

W przeszłości ponurej zmierzchu
Nie czytaj przecież – zamierzchłej
Rycerz – śmiałek mężny aż do utarty tchu
Księżniczki szukał niestrudzenie
Pojmanej z domu bezprawnie
Rumakiem gnał z wioski do wioski
I pędził z grodu do miasta
Pytając w gospodach i chatach
Na rynkach i na rogatkach
Czy żywa, gdzie i jak się miewa
Tylko, że…
Jego uparcie do bólu NIE MA
Brak tego, kto by się o nią zająknął
Gdy tęskną sagę snuje przez okno
Wplatając w złoty warkocz pustkę
I lula do snu marzenia skryte w ścianach
Bryły, co domem zwą prawnie
Niepoprawnie

W konarach dumnego dębu
Na skarpie w mistycznej puszczy
Dwa cud ptaki uwiły gniazdo przytulne
By siedzieć niezłomnie na jajach bezcennych
A młody chłopiec zbliżał się do szczytu
By ujrzeć, co biło magicznym blaskiem
Na wskroś jasnym jak aureola świętych
Lecz…
W lot poznał tępy dźwięk kroków na klatce
I znowu zaschło mu w sercu
Silna ręka zmięła ilustrowaną kartę
„Nie bujaj w obłokach!”
Tam tylko piła motorowa
Powala martwe drzewa
Nokautem
Życie czyta tłustym drukiem elementarz
Nie baśnie!

nie piszę już pięknych wierszy

Nie piszę już
pięknych wierszy
O moim okropnym losie

W ciemności smutku
stałem się bielszy
brakuje rozpaczy w głosie

Nie piszę już
trenów miłosnych
gdy wokół potłuczone lustra

Więc pozwól mi tworzyć
grono dziwot złych
ze szczerym uśmiechem na ustach

minęła

I widzisz 

Nikt nie pyta 

Nikt nie płacze 

Nikt nie mówi 

Nikt nie słyszy 

Nikt nie widzi 

Cisza 

Tylko głucha cisza 

I odłamki szkła 

Po których stąpa 

Dusza 

Głupia dusza 

Nic nie czuje 

Nic nie słyszy 

Nic nie widzi 

Jest 

Ona tylko jest 

Na chwilę 

Krótką chwilę,

Która już  

Minęła 

Parszywa miłość

Jeżeli myślisz, jak jest trwać w miłości,

Zawróć! To niebezpieczna droga.

Przyczyną bowiem Twej ciekawości,

Może być boleść i trwoga.

 

Ja kiedyś kochałem - i kocham dalej,

Choć teraz to miłość parszywa.

Dawniej w mym sercu uczucie było dla niej,

Teraz mi serce rozrywa.

 

Zapytasz - "A jak to, ale jak tak można?"

Odpowiem Ci mój padawanie,

Że miłość to wojna bolesna i trwożna,

A nie po łące hasanie.

 

Bo kiedy kochasz - cały świat się zmienia,

Stary w niepamięć odchodzi,

A gdy tylko poruszy się spod stóp twych ziemia,

Pustka z udręką przychodzi.

 

Tak więc, zastanów się dobrze dwa razy,

Nim powiesz: "Ja już chcę kochać!",

Bo jeśli do miłości nabierzesz urazy,

Zostanie Ci tylko - szlochać...

 

Moje Życie 7/7

Noszę żal w sobie

Bo wytykany miałem nawet uśmiech na twarzy

Wolność schowała się grobie

Tam nie będziesz oceniany, gdy się okazja nadarzy

Lecz taki jest świat

Nie zostało nic innego jak się przystosować

Więc dziś jestem rad

Otoczony równowagą, nie muszę się z myślami mordować

 

 

Pozwól więc, że

Spiszę ten cały ból czytany przez Ciebie na papier

I chwilę poklęczę

W potrzebnej modlitwie odnajdę szukany ulgi spacer

To jest moje życie

Ode mnie tylko zależy jak się ono jutro potoczy

Chcę być na szczycie

Jeśli szczyt to moment, gdy wraz ze szczęściem się kroczy

Geny 3/7

Osamotniony w świadomości noszenia agresywnych genów

Bezradny  ponownie nie mogę zmrużyć przez to powiek

Cóż zrobić z fantami, z którymi rodzi się człowiek?

Nie mogę własnej krwi odebrać życiodajnego tlenu

 

Więc...

Przepraszam, że krzyczę

Nawet tego nie słyszę

Przepraszam, że ranię

Wciąż trzymając za ramie

 

Nie chcę być tym, czym jestem, któraś próba kiedyś się uda

Bezradnie patrzę na własnoręcznie wyrządzone szkody

I słucham, jaki to we mnie własny ojciec żyje młody

Lecz jak długo z tym walczę, tak długo nie czeka mnie zguba

 

Wstyd, wstyd

Znowu ranię bliskich

Wstyd, wstyd

Noszę winnego odciski

 

Przepraszam, że krzyczę

Nawet tego nie słyszę

Przepraszam, że ranię

Wciąż trzymając za ramie

 

Wstęp ( Przelewam W Wiersze) 1/7

Nie mam ojca, chociaż nigdy nie umarł
i nigdy nie odszedł
Nie wie co robią synowie, bo tonie
w morzu alkoholowych potrzeb
Nie mam kolegów, bo ceniłem miłość
nad ulotną młodością
Nie rozróżniali uczucia od seksu,
nie wiedzieli co nazywam miłością
Nie mam szacunku, bo nie łamałem prawa
gdy byłem młody
Więc rówieśnicy wyżywali się na mnie
rzucając kłody
Nie wierzy we mnie matka, bo do dzisiaj mam
bałagan w pokoju
Po za nim nie widzi niczego, nawet smutku,
nie dającego mi spokoju
Nie mam wiele, a i tak zawsze wokół mnie
mnóstwo szumu
Brat na moje sukcesy stwierdził, że to więcej
szczęścia niż rozumu

 


Mam za to depresję, bo wspomniana miłość
mnie wystawiła na próbę
Jeśli wczoraj miałbym lufę przy głowie
nie wiedziałbym, czy spudłuję
Mam za to niewypowiedzianych wrogów, chociaż
nigdy ich nie szukałem
Trzymam w sobie ogrom smutku, chociaż
przed chwilą się śmiałem
Mam za to wyśmiane ambicje i tłumaczenia
dlaczego mi się udaje
Mimo to codziennie do słońca od nowa
uśmiechnięty wstaję
Mam za to głowę pełną przemyśleń,
planów i marzeń
Biegnę za nimi w pośpiechu
przed horyzontem zdarzeń

 


Przelewam w wiersze mą głowę
Zawsze gdy we własnych myślach tonę
Przelewam w wiersze moją codzienność
Zawsze gdy Ona pokazuje mi obojętność
I nieważne, ile smutku wyrzucę
Ile rymów napiszę, ile przespanych nocy porzucę
I nieważne, czy do grona szczęśliwych powrócę
Czy się raduję, czy płaczę, czy smucę
Przelewam w wiersze moje potrzeby
Zawsze gdy widzę własne pogrzeby
Przelewam w wiersze świat wokół
Zawsze gdy kręgi obok zatacza sokół
...
...
I nieważne jak dobrze tłumaczę
Nigdy nie spróbujesz zrozumieć

Uchroń mnie przede mną

Zaciskałem zęby z gniewu, który wypełniał moją czaszkę
Gubiłem się w wydarzeń biegu, pisząc kolejną fraszkę
Zapomniałem o puencie, którą ofiarował mój życiorys
Tkwiłem tak w błędzie, zabijał mnie zagubienia tygrys

 

Uchroń mnie z dobroci serca
Przed niepewności mgłą
Za którą stoi mój morderca
Uchroń mnie przede mną

 

Byłem tymże potworem, potrafiącym w nienawiści zrobić straszne rzeczy
Gardziłem własnym dworem, robiłem wszystko, czemu moja świadomość przeczy
Zapominam o puencie, którą ofiarowały mi poszarpane włosy
Tkwię tak w błędzie, chociaż nie potrzebuję już więcej pomocy

 

Uchroń mnie z dobroci serca
Przed niepewności mgłą
Za którą stoi mój morderca
Uchroń mnie przede mną

 

PIERWSZY KROK

Najciężej jest z czymś konkretnym

ruszyć do przodu by osiągnąć cel

Mój pierwszy krok z dzieciństwa

nie należał zapewne do łatwych

 

Postaram się i pierwszym krokiem

przebaczę komuś albo sobie upadek

Przeproszę za popełnione błędy 

Podziękuję miłym dobroci sercom

niechże ich za to los darami ozłoci

Zresetuję siebie i  na nowo urodzony

sensem życia w szczęściu zauroczony

zamknę gniew w mrocznym labiryncie 

Nie wyruszę w rejs na morze

wzburzone Neptuna sztormem

wprzód uspokoję miłości przypływem

 

Kazimierz Surzyn

OTWÓRZ SERCE

Serce otwórz na oścież

zaproś tam do środka kogoś

kto będzie cię rozumiał

nie krytykował nie upominał

ale doceni twoją wartość

autentyczne człowieczeństwo

i popłynie z tobą marzeniami

w wiszących ogrodach zawieszonymi

Kazimierz Surzyn

Duże Usta

Duże usta dużo mówią

Duże plotki dużo brudzą

Twoje mienie, Twoją wartość

Usta ganią, prędko nie zasną

Mówią, by mówić, kochają hałas

Abyś się zgubił, w tym ich wiara

Duże usta z dużymi słowami

Małe czyny z dużymi osądami

 

Zamilcz...

 

Wciąż jest

dużo, dużo, dużo

Słów, które

zburzą, zburzą, zburzą

Twe wartości

brudzą, brudzą, brudzą

Atakują gromem

wraz z burzą, z burzą, z burzą...

 

Duże usta dużo krzyczą

Duże słówka, dużo słyszą

Znają lepiej Twój żywot

Niż Ty sam, słowa płyną

Ta rzeka tym nurtem topi Twą wiarę

Niszczy Twój Rzym, Twój solidny fundament

Duże usta, duże oczy

Mali ludzie - potrzebują pomocy

 

Zamilcz!

 

Wciąż jest

dużo, dużo, dużo

Słów, które

zburzą, zburzą, zburzą

Twe wartości

brudzą, brudzą, brudzą

I nigdy się

nie  znudzą, znudzą, znudzą...

 

 

Słucham słów tylko jednego głupca!

Krytykującego mnie chłopca sprzed lustra!

Inne usta chcą zadać ból, są jak kult zła!

Puenta ich zdań okazuje się być pusta!

Odróżniaj duże usta od szczerej krytyki

Bo znajdą się zdania, co nie szukają wtyki

Rozpoznaj kiedy należy ignorować języki

Bo balans to wskazówka jak ustawić swe szyki

 

 

 

 

 

RANY

od nas zależy kiedy się zagoją

głęboko wryte w przestrzenie ciała

które jak pijawki krew spijają

zatrutą cywilizacją XXI wieku

 

i ludźmi duchami co nie patrzą

na innych jak na żywe stworzenia

działem szturmowym atakują

burze rozsiewając nad głowami

pod strzechy nigdy nie zapraszają

jaskółczym gniazdem miłości

 

niech rany naszego współistnienia

przemienią słabość w siłę w mądrość

aby odważyć się urodzić po raz drugi

 

Kazimierz Surzyn