Z tobą każdy dzień był inny
jak na Helu malownicze wydmy
miasteczko wesołe w Chorzowie
zapach wody na statku po Wiśle
Wołodyjowski w filmowym obrazie
Zamek Królewski w Krakowie
kalwaryjskie dróżki pokutne
cudowna Pani w Częstochowie
Giewont przy strużkach potu
w promieniach słońca otulony
Zakopane z dorożką i stukotem
kopyt przepięknych siwków
sen radosny pod namiotem
i w stodole na lawendowym sianie
w pracy na biurku miałeś moje rysunki
oprawione w różnobarwne ramki
dotykałem drzew na barana noszony
nauczyłeś mnie gwizdać na palcach
przy puszczaniu pierwszego pociągu
bujać się na drewnianym koniku
i płynąć łódką z prądem wezbranych fal
wpoiłeś mądrą wolność z jasnymi granicami
miłość do Ojczyzny z bogactwem dziejów
z wartościami symbolami i kulturą
dzięki za życie wychowanie rozmowy
za bliskość czas poświęcony
za to że byłeś moim przyjacielem
darując najcenniejsze serce
dzisiaj jestem pod kapeluszem jabłoni
tam gdzie często siadaliśmy razem
widzę ciebie w wiklinowym fotelu
bystrego dobrego w życzliwym uśmiechu
tato za miłość i szczęście dziękuję
Kazimierz Surzyn
W naszych żyłach płynie ta sama krew
Ona łączy nas i spaja w całość
Dlaczego więc robimy sobie wbrew
Wytykając przy tym każdą słabość?
Bo ile w lesie jest drzew
Tyle w nas kłócących różnic żyje
Nie nastanie z nas lew
Gdy wzajemnie celujemy sobie w szyję
Świadomy, że noszę geny swojego ojca
W lustrze podobna do niego mina
Wytykane mam w tym domu bez końca
Jakby to była moja wina
Chcę być lepszym człowiekiem
Najlepszym jakim tylko potrafię
Niektóre rzeczy przyjdą z wiekiem
Jak najszybciej buduję pozytywną biografię
Zrozum iż nie jestem nim Mamo
Pozwól więc po prostu być sobą
Nic do mnie nie przyszło samo
Ciężko pracuję z każdą dobą
Nie dostałem nigdy wiary
od Ciebie, jedynie pogardę
Nie chcę nagłej w Tobie zmiany
Gdy pewnego dnia sukces odnajdę
W naszych żyłach płynie ta sama krew
A wartości i cele zupełnie inne
Dlaczego więc robimy sobie wbrew
By jedno za drugie czuło się winne?
Bo ile w lesie jest drzew
Tyle w nas kłócących różnic żyje
Nie nastanie z nas lew
Gdy wzajemnie celujemy sobie w szyję
Dlaczego mnie skrzywdziłeś -
zimna cisza, przeplata się z lodem.
Twoja twarz jest jak z kamienia -
twoje usta pachną chłodem.
Wybaczyłam ci - po latach,
lecz pamiętam co się stało.
Chociaż byłeś dla mnie katem,
wtedy, tamtej zimy - tato...
Miałam dom pełen miłości -
od mamy,
miałam też dom nienawiści -
od ojca.
Ona każdy krok chwaliła -
z zapartym tchem walczyła.
Któregoś dnia nie dała rady -
nie wybaczyła mu zdrady.
Zaczęła się przemoc psychiczna -
mało mu było - tępił fizycznie -
bez końca.
Wytrzymywała to długo -
do czasu -
kiedy 'zajął' się córką...
Nienawidził jej okropnie -
ona kochała go jednostronnie.
Szukała jego akceptacji -
miłość doprowadzała do frustracji.
Była dla niego czarną owcą -
jednak się nie poddała -
ogarnięta do niego złością,
swoją rodzinę założyła.
Prawdziwą miłość frajerowi pokazała
Nie złamał jej - silną kobietą się stała.
Fotel stoi pusty Twój ulubiony
tęsknię mamo za rozmowami
zatrzymany czas przerwany wiersz
jesiennych liści szelestem pisany
niesie Twą duszę do wiecznej krainy
pośród łąk lasów dziś płaczliwych
Nie powiesz - Co u ciebie kochany?
milczą kamieniem pokoju ściany.
Sad bez Ciebie bezludną wyspą
strumieniem mgły szarej zalany
tatku przyjacielu mój uwielbiany
rozłożysty kasztan zamiast owoców
teraz zsyła perły łez na ziemię
Nie zagadasz - Jestem dumny z ciebie
czuję jak oddycha cierpienie.
Kazimierz Surzyn