Można kręcić nosem
można ruszać brwiami
brzuch swój wprawić w ruch
lecz jak poruszać uszami
Stany ducha jak obraz
rysują rysy twarzy
czy w smutku ktoś wędruję
czy o miłości marzy
Mistrzowie wielcy
co głoszą prawdy prawdziwe
od wieków stają na głowie by
poznać szczęście żywe
A prawda na krok pierwszy do siebie
ni mądra jest ni wielka
poruszaj tylko uszami
zerkając do lusterka
Żal który nosisz w sercu
uwolnij ze swego wnętrza
otwórz dłonie i wypuść gołębicę
pokoju , na znak czystego powietrza
Ulecą pióra w przestworza
ciepły puch zapomnienia złego
rozdarta senna poduszka
rozsieje je zamiast zimnego śniegu
Gdzieś w głębi pragniesz tego
otuchy wybaczenia
by stać się lekkim jak piórko
porzucić stan kamienia
Na słońce patrzeć nie można lecz
ogrzać się jego promieniem
samotna wierzba przydrożna
gdy za gorąco otuli cieniem
Jak matka zaprosi serdecznie
choć życie toczy się kołem
ty gołąb na gałęzi jej siadasz
i wiesz już że jest twym aniołem
Gdzie wierzby szukać przydrożnej
czas do zadumy przymusza
ile z wiatrem mam się siłować by
zrozumieć
że wierzba ta , to moja dusza
Skacze na jednej nodze
omijam deszczu kałuże
zabłocone dziecko beztroski
chlapaniem nieba rozchmurzam
Choć w kaloszach woda
gil wisi do samej brody
wycieram rękawem rozterki
wskakuje do lepszej pogody
Żaba spogląda krzywo
jak to jest o mój Boże
ja na czterech łapach skaczę
a ten na jednej nodze
Pewnie wyglebi się zaraz
ni ziębi mnie ni grzeje
ale jak będzie leżał
przynajmniej się pośmieję
Gdy tracę równowagę
bo trwa to już za długo
żeby nie wdeptać w gów..no
dostawiam nogę drugą
Stanąć twardo na ziemi
z trosk człowiek się wygrzebie
stopy niech w błocie grzęzną
ale nos trzeba mieć w niebie
Stoję sam na wietrze
i rzucam grochem o ścianę
wyrzucam piękne chwile
co dawno już zapomniane
szare chmury płyną
odleciały ptaki jesieni
więc rzucam grochem o ścianę
bo wiem że nic się nie zmieni
wtedy gdy świeca gaśnie
spalając knot po troszku
nie roznieci go żaden ogień
bez prawdziwej miłości wosku
jestem samotną skałą
opieram się słonym folom
takie wzburzone to może
w serce tak mocno walą
Biją tłuką smagają och
życie zmieniają w proch
kiedy stoję przed ścianą
a na ziemi leży groch
zaglądam do radości przez lornetkę
i widzę tam niepodlaną fasolkę
zaschnięte ziarenko co grucha
kiedy głową poruszam
od ucha do ucha
myśli zamieniają się w białą kartkę
niezapisanej jeszcze przyszłością
przeszłość z zeszytu wyrwana
usta zakleiłem grubą taśmą
niech słów miłości nie wypowiadają
a nienawiści gromy ulecą jak
z czajnika para stroną sobie znaną
skałę kropla kruszy lub młot
pneumatyczny robi to skutecznie
hałasu codzienność skruszyła dom
na skale miał stać wiecznie
małym jestem trybikiem świata
w niezrozumiałym pośpiechu , do czego ?
i kiedy czegoś nie trybię
to nie odróżniam dobra od złego
lecz kiedy fasolkę podleję
łzą z serca mojego
wyrośnie wielkie piękne drzewo
do nieba samego