Wyschniętym korytem rzeki
maszerują cienie
Nie zrywają malin
milczenie smakuje najlepiej
Kiedyś
posiadali Imiona
ale umarły w dniu i godzinie
pewnego powszechnie uznanego
roku i miesiąca
Kraina snu
zbiorowego środka transportu
w nieznane
wypiła energię życia
Może wyrosły kwiaty
bloki mosty drzewa
Cokolwiek z sensem
by nie zmarnotrawić
tylu pochłoniętych atomów
samozadowolenia
Kiedyś
ulice szumiały głośniej niż drzewa
lecz później
zrzucono gwiazdy
w bezdenne kieszenie bogaczy
Nikt ich nie zna
Podobno słyszeli
z dobrego źródła
że można więcej kupić
Piłem z tej rzeki
promienie słońca
zanim nauczono ich
czytać
i przepadli
Pisałem te litery.
Patrzę na tron
Pusty
bo jeszcze na nim nie usiadłem
Drewniany
nie stalowy
jak obręcze i łańcuchy
Mój dar
dla przeciwności losu
Jeśli jesteś jedną z nich
Kamienne stopnie
niezliczonych wspomnień
Wspomnień kamieni
Przecież jestem młody
Zawsze
Stąpam powoli
wcale się nie starając
myśleć o czymś innym
niż wodospad krwi
Nosi moje Imię
Ostatni
Ze szczytu widzę świat
na kolanach
Odwrócony plecami
modli się do obrazów
Nie poznaję sam siebie
Pozwoliłem im oddychać
moimi ustami.
Szczęście to zdrowie jedyne na życie.
Ktoś je straci runie jak skała.
W głąb przepaści nie ubłagalnie,skrycie.
Szczęście to miłość w matczynej osobie.
Szczęście jedyne.
Jak drzewo ścięte drugi raz nie odrośnie.
Szczęście to dom na twardym granicie.
Lecz skruszy go miłość
I troska o nasze życie.
Trudno jest zacząć pisać.
Nigdy nie wiesz jakich słów użyć,
Aby czegoś czasem nie zepsuć.
Powoli , bardzo powoli coś się w życiu
Zmienia , coś odchodzi ,coś się kończy
A nie urasta w swej sile trwałości.
Daj Boże niech się mylę.
Może coś się stało z winy mojej
To niech zginę.
Tęskno czasem do tego co los
Ośmielił się zabrać.
By wspomnieć to o czym tak często
Marzyliśmy trzeba nie lada odwagi.
A żal się rozstawać tak bez powodu.
Łamać te święte więzy miłości
Dla spokoju nie swego.
Ileż tych rzeczy można uzmysłowić,
Jeszcze więcej pokazać.
Lecz nie wszystko da się z pamięci wymazać.
Na to bym mógł chodzić z tobą po parku.
Mówić czułe , czasem śmieszne słowa.
Na to bym mógł pocałować cię tak z nienacka,
Gdy wśród zbóż tą polną pójdziemy drogą.
Na to bym tuląc cię do siebie,
Mógł czuć zapach twych włosów.
Dotykać twych delikatnych rąk.
Słyszeć brzmienie twego głosu.
Na to wszystko nie wystarczyło mi czasu.
Znów przygasa płomyk ogniska.
Ludzie gasną też w sobie.
Myśl częściej kochana o mnie.
A i ja czasem pomyślę o tobie.
Zgasła już ta miłość jak to ognisko.
Popiół wiatr rozwiał po świecie.
Pozostały wspomnienia
Po tym jakże ciepłym lecie.
To byłaś ty i to byłem ja.
Był i z nami cały świat.
Serce jeszcze tą miłością bije
Bo miłości szczerej nie ukryjesz.
Tak jak te krzewy co obok nas rosną.
I te gałęzie co z drzew spadają na drogę.
Tak ja chciałbym cię dziś pocałować.
Lecz miła nie ma mnie przy tobie.
Dookoła tylko szaro
cicho...pustka
Pozostało tylko mnóstwo
nieposkładanych myśli
i niespełnione marzenia
ukryte gdzieś
na samym dnie serca
Niewypowiedziane słowa
ściskają za gardło
A w efekcie łzy
z wielkim trudem
powstrzymywane
totalna rozpacz
Tęsknota za czymś
czego nigdy nie było.
Daleko od TU i TERAZ
Bywałam tam NIE RAZ...
Marzenie o ... z kadru Świecie
Z rzeczywistością się plecie.
Czy trwać ma ta szczęściem chwila nasycona?
Czym ona jest? Czy nie jest zbyt szalona?
Czy wolno mi ją przywoływać,
Z nią daleko od TU I TERAZ odpływać?
A może mogę na zawsze ją zatrzymać,
A NIE pod ciężarem rzeczywistości się uginać?
Nie wiem, wciąż nie wiem, czy od TU I TERAZ NIE ZA DALEKO...
CHCĘ być czystą kartą, białą, niewinną jak mleko!!
a ludziom dać ptaków postać.
Chciałbym nie zauważalny przejść przez tłum
i w tłumie trochę postać.
Chciałbym sam być ptakiem
i choć przez chwile nie troszczyć się o nic.
Chciałbym iść gdzieś po coś
a tak naprawdę nie iść po nic.
Chciałbym doświadczyć wielkiego olśnienia.
Jeszcze większej mądrości.
Tak nieustannie wciąż przed siebie
w swej sile wytrwałości.
Gdy położysz palec na pulsie
Poczujesz jak życie szarpie za skórę.
Zrozumiesz wtedy , że z każdym szarpnięciem
Staje sie krótsze o tych chwil parę.
Dym z palącego się papierosa
Unosi się w górę po czym znika.
Pozostaje tylko ten niemiły zapach.
Czas to zgubna droga życia.
Nie ma odwrotu od tego przemijania.
Co ma się stać, stać się musi.