WSPOMNIENIA BABUNI

Kiedyś wesoła, uśmiechnięta,

dziś smutna przygnębiona, 

bo z czego się ma cieszyć?

gdy opuścił mąż, syn - ziemię

po której stąpa od lat.

Znikł uśmiech na twarzy,

posiwiały włosy i skroń,

słabiej patrzą pomarszczone

oczy - jawią jakiś niepokój, lęk

i nogi już nie idą same.

Jesień życia chyli swe

oblicze ku ziemi.

 

Siedzimy przy kominku,

a babcia -  wspomina -  

dawnego życia czar,

wspólne biesiady, 

długie rozmowy

wśród towarzystwa

najdroższych osób, 

powóz srebrem lśniący,

konie z wielkimi grzywami

wiozące nas alejkami

pośród dojrzałych akacji,

potem wspólny obiad 

w ogrodzie i zabawa

przy dźwiękach harmonii.

 

W jedno letnie popołudnie

przyszedł do mnie Jan

zabawnie ubrany.

Kwiaciasta koszula,

spodnie do kolan,

blade, brązowe buty

z dużymi obcasami,

mały, pąsowy krawacik.

Schludny, czysty,

dobrze wychowany

jaki uroczy, miły.

Później przychodził

coraz częściej i zawsze

przynosił mi bukiet

czerwonych, pachnących róż.

Do dziś pamiętam,

jak z ukłonem 

wręczał mnie kwiaty,

rumieńcem szczęścia

płonął, cały lśnił.

 

Patrzyłam na Jana

ze łzami radości.

To raj, istny raj,

przebywać było z nim.

 

Zabierał mnie często

na maleńką przystań,

a stamtąd łódką

płynęliśmy na wysepkę,

tylko my we dwoje

wśród cudu natury.

 

Pamiętam, zachwycałam oczy,

duszę, serce, bujnością trawy

wspaniałej, żywej, rzeka szumiała,

nad nami ptaki tańczyły.

Całował mnie tam Jan.

Jakież to wielkie, namiętne uczucie,

nie było żadnych trosk,

tylko szept: kocham... kocham

powtarzany przez śpiew fal

kocham... kocham... kocham.

Myślałam ,że śnię

że jestem na innej planecie,

ale to było naprawdę.

 

Właśnie tam Jan

poprosił mnie o rękę.

Zgodziłam się bez chwili wahania,

bacząc na serce złote, wspaniałe

przepełnione miłością, nieskalane.

Kwitnęło nasze szczęście.

 

Cudownym darem był Józef

śliczny synek nasz,

lubił bujać się na drewnianym,

kolorowym koniku z wielką grzywą.

Razem z nim odwiedzał 

jakiś bajkowy kraj.

Później jako młodzieniec

lubił muzykę ze starych płyt.

 

Ale cóż przyszła śmierć 

i zabrała naszą miłość, radość.

Umarł najpierw Jan,

niedługo za nim odszedł Józef.

 

Babcia cichutko płacze,

przytulam  Ją

mocno do serca

kołyszę w sobie,

Babuniu, nie płacz,

masz przecież

jeszcze mnie. 

 

Kazimierz Surzyn

                          

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Potęga przyrody
Bliskość
 

Komentarze 2

marmur w czwartek, 16 maj 2019 00:27

Wzruszające wyznanie . Pozdrawiam Kazimierzu .

Wzruszające wyznanie . Pozdrawiam Kazimierzu .
kazimierzsurzyn@gmail.com w czwartek, 16 maj 2019 06:34

Pozdrawiam Marmurze, miłego dnia życzę.

Pozdrawiam Marmurze, miłego dnia życzę.
piątek, 26 kwiecień 2024

Zdjęcie captcha