Żyła Maria z Józefem szczęśliwie
Dni mijały im życia cichego,
Lecz raz cesarz ogłosił spis ludzi
W całym Państwie Imperium Rzymskiego.
I przykazał groźnie swoim sługom
"Spisać wszystkich , nie marudzić długo."
Każdy jedzie więc do miasta swego,
Tam gdzie dawniej mieszkał ojciec jego.
Wielki ruch na drogach w całym kraju,
Wszyscy boją się cesarza złego.
Józef z Marią na osiołku jadą,
Spieszą szybko do Betlejem miasta.
Lecz cóż osioł, on powoli chodzi,
Więc tak długo trwała ta ich jazda.
Wszystkie miejsca w gospodzie zajęte.
Józef chodzi od domu do domu,
Lecz drzwi w domach były już zamknięte,
Bo nie chciało wstać się już nikomu.
Gdy tak chodził i pytał się wszędzie,
Zaszedł aż na kraniec miasta swego.
I zobaczył małą, starą szopkę
Zbudowaną z pni drzewa starego.
Wszedł do środka - to miejsce dla zwierząt,
Które tutaj pasterze trzymali.
Bo w niej był i stary wół i osioł,
Dużo siana które im dawali.
Noc już ciemna a Maria zmęczona.
Czas odpocząć, gdyż siły nie mieli
I choć to nie żadna tam gospoda,
To zasnęli, bo zmęczeni byli.
W nocy im się dziecię Boże rodzi,
Tu w stajence, śród zwierząt, na sianie.
Bo Bóg właśnie tak chciał się narodzić
Nie w pałacu, gdzie królów mieszkanie.
Bóg nad szopką zapalił im gwiazdę,
By świeciła nad ich cichą biedą.
I by blaskiem swoim ogłaszała,
Że ta szopka - teraz domem Jego.