Ból który trwał
z czasem zelżał...
Serce w kawałkach
nie rozsypało się...
Ktoś tam powiedział
- "Dzielnie się trzyma"
choć sam nie wiedział
co za przyczyna...
Pomyślała,
że sobie poukładała...
Moment,
jedna chwila...
Zobaczyła,
jak się myliła...
Dmuchawiec też był
lecz szybko się zmył...
Wystarczył wiatr
i poleciał w świat...
Stojąc na krawędzi dachu,
Myślalem o sercu swym gnijącym,
O blasku słońca już ciemniejącym,
O planów moich rozmachu.
Odrzuciłem na bok butelkę,
Spojrzałem w dół z obojętnością,
Za chwilę miałem się spotkać z wiecznością,
Nie było nikogo, kto trzymał mnie za rękę.
I już miałem swój ostatni krok wykonać,
I już chciałem pofrunąć niby sokół,
Od używek świat wirował się wokół,
Lada moment ostatecznie miałem skonać...
Ale wtedy dostrzegłem, wśród promieni słońca,
Krzew pięknych jagód bogato rosnący,
Bił od nich urok tak uspokajający,
Że zachwytowi memu nie było końca.
"Już wiosna" - stwierdziłem, doglądając krzewu,
Gdy wnet mnie dopadła nostalgia dziwna,
Odeszła ode mnie chęć skoku ohydna,
Wycofałem się, nie rozumiejąc czemu...
Usiadłem, płacząc - ale to raczej ze szczęścia,
Wciąż podziwiając te piękno natury,
Dziękując podniosłem głowę do góry,
Wszak ten jagód krzew ocalił mnie od odejścia...
Moja droga, Tyś jest jak powietrze dla mnie...
Lecz proszę, zrozum dobrze tę składnię,
Albowiem nie o ulotność tegoż gazu chodzi,
A o drugie znacznie, które na myśl przychodzi.
Każda istota, powietrza wymaga,
Inaczej ze śmiercią bolesną się zmaga,
Umiera powoli, i bez tlenu zdycha,
Nim się obejrzy - już nie oddycha...
Tak więc, kochana, Tyś dla mnie jak powietrze,
To nie są słowa rzucane na wietrze,
To moje wołanie, o tlen dla siebie,
Gdyż umieram powoli, bez oddechu, bez Ciebie...
Serce nie sługa - tak rzecze przysłowie
Choć bardzo bym chciał, by było inaczej,
Już nie uczucia, co innego mam w głowie,
Lecz serce nie odpuści zbyt prędko raczej.
A jako że serce to i dusza cała,
Łabędzi lament ostatni odgrywa,
Mój spokój tęsknota całkiem zszargała,
Resztki mej świadomości odrywa.
I zanim mnie zranisz ucieczką, suchością,
Pomyśl raz, drugi, ja się otwieram,
Wciąż mam coś z chłopca, co myślał miłością,
Myśl mą w tym wierszu zawieram.
Choć serce wymarłe, to fragment jest żywy,
On silnym uderza impaktem,
Kawałek ten odpowiada za rymy,
On wciąż Cię kocha - i to jest faktem...
Wstyd mi to pisać, po wszystkim co było,
Ale jak wiesz - kłamać nie umiem,
Wszystko to dziwne, logikę zmyło,
Jak zechcesz uciec - zrozumiem...
Sam bym się bał takiego chaosu,
Co w głowie mąci i niszczy miasta,
Jednakże to właśnie serce bez głosu,
Problemem jest moim i basta...
Jeżeli myślisz, jak jest trwać w miłości,
Zawróć! To niebezpieczna droga.
Przyczyną bowiem Twej ciekawości,
Może być boleść i trwoga.
Ja kiedyś kochałem - i kocham dalej,
Choć teraz to miłość parszywa.
Dawniej w mym sercu uczucie było dla niej,
Teraz mi serce rozrywa.
Zapytasz - "A jak to, ale jak tak można?"
Odpowiem Ci mój padawanie,
Że miłość to wojna bolesna i trwożna,
A nie po łące hasanie.
Bo kiedy kochasz - cały świat się zmienia,
Stary w niepamięć odchodzi,
A gdy tylko poruszy się spod stóp twych ziemia,
Pustka z udręką przychodzi.
Tak więc, zastanów się dobrze dwa razy,
Nim powiesz: "Ja już chcę kochać!",
Bo jeśli do miłości nabierzesz urazy,
Zostanie Ci tylko - szlochać...
Dzisiaj o szóstej kościelne dzwony biją
Budząc w nas życie wiosennym zapałem
Zmartwychwstanie nam obwieszczają
I zwycięstwo nad śmiercią grzechem
W głębokim zachwycie Zbawiciela czcimy
O Boże napełnij nasze serca łaskami
Tobie wszystkie sprawy znoje polecamy
obdarz nas błagam wszelkimi darami
Ku chwale smakowite potrawy spożywamy
Za które dziękujemy Zmartwychwstałemu
Za chleb jako Ciało Chrystusa wieczne
Za Baranka Wielkanocnego i z nim obcowanie
Jajka odradzające żywot symbol płodności
Chrzan z krzepą mięśni z witalnymi siłami
Sól pieprz sedno istnienia i nieśmiertelności
Ser co umacnia przyjaźń ludzi ze zwierzętami
Za wędliny jako swoisty dostatek i majętność
Makowiec baby piaskowe tradycyjne mazurki
Kakaowiec zwijany co z niego tryska doskonałość
Babeczki z czekoladą z brzoskwiniami serniki
Alleluja Alleluja Alleluja Pana Jezusa sławimy
W szczęściu pogodzie ducha i wielkiej radości
O łaskę najlepszego życia pokornie prosimy
W wierze nadziei solidarności zdrowiu i miłości
Życzę Wam Kochani
i Waszym Rodzinom
Zdrowych Świąt Wielkanocnych
pełnych wiary nadziei i miłości
Błogosławieństwa Jezusa Zmartwychwstałego
niech znikną wszystkie troski
a dobro szczęście oceanem płynie
z koszyczka wyskakujących zajączków
smacznego jajeczka
ust słońcem roześmianych
mokrej do cna głowy
zdrowia wigoru pogody
teraz i w przyszłości
Kazimierz Surzyn
W srebrnej rosie
pławi się słońce
którego promienie
rozświetlają zakamarki
po lazurowym niebie
chodzą wielkanocne baranki
gwarząc w bieli czule
Alleluja Alleluja Alleluja
Panu Naszemu Chwała
wiatr kołysze brzozą
i z ptakami wyśpiewują
kunszt wiosny radosnej
z nadzieją na życzliwe jutro
zielona trawa w sadzie
i krokusy co porosły
w koszach na werandzie
szczęściem napawają serce
taki błogi spokój
za szybą panuje
jakby nie było nad głową
wstrętnej korony wirusa
Kazimierz Surzyn
Teraz szczęście motywuje mnie
do znacznie wyższego celu
zdrowie dopisuje rozłożystym dębem
pachnie rumiankiem i wiosny cudem
gołąbeczka uroku nie traci wcale
i kocha nawet bardziej namiętnie
dzieci odwiedzają stare kąty
troszczą się dzwonią nieustannie
jak marzenie śliczna wnuczka
wszystkich uśmiechem rozpieszcza
ogród czaruje przebiśniegiem
i promieniem znacznie cieplejszym
piękno spojrzenia serce przytula
modlę się aby trwała ta sielanka
w szumie traw jasnozielonych
gęsie pióro weny maczam
te wiersze są dla ciebie
i by coś pozostało po mnie
i choć czasem los wybrzydza rani
pokazując diabelskie okropne rogi
dziękuję bardzo Boże za to co mam
chciałbym kiedyś stanąć przed Tobą
i twarzą w twarz złożyć hołd wdzięczności
Kazimierz Surzyn
Przychodzą trudne sytuacje,
stajemy się bezradni
wobec nieoczekiwanych wydarzeń.
W przytłaczających myślach
zadajemy mnóstwo pytań.
Z braku sensownych odpowiedzi
ogarnia nas niesamowita pustka.
Gdy biegu ziemskiej rzeczywistości
nie możemy już odwrócić,
wkrada się zwątpienie.
Jak nie ulec rozpaczy,
a dostrzec nadzieję ?
.
Ostatnie kwiaty zwiędły zbyt szybko,
jakby miłości mniej w nich było.
Niepokój wzrasta coraz głębszą ciszą,
świadomość rozłąki wdziera się siłą.
Nadzieja jednak jest wciąż bardzo blisko,
miłość w nas żyje - pomimo wszystko.
* Wiersz w formie listu żony/dziewczyny do emigranta
Tańczyć uwielbiała
otoczona przyjaciółmi
jak chleb powszedni
radość i szczęście jadła
w całusach promieni
Kilka brutalnych rąk
owłosionych klat
i naraz pękają
stuletnie buki
gałęzie trzaskają
kręgi poniżenia
niemożnością leży
w dno ziemi wbita
na sprawiedliwość
z nadzieją czeka
czy jej odrosną
skrzydła witalności
nie wiadomo
Kazimierz Surzyn
Patrzyłem w zadumie
żałosnym spojrzeniem
na jego białą twarz
jak kartka papieru
łzy skakały po rzęsach
bieluśkie posłanie
wbijało się w wychudzone ciało
do tego białe ściany
i szemrząca aparatura
wywoływała zaniepokojenie
goliłem lekki zarost
drżącą ręką szukając pomocy
już teraz tylko u Boga
zamknięte oczy
wtopione w bezruch
jęk w pobliskiej sali
w wierze miłości nadziei
czekałem na cud
mówiąc jakieś słowa
które łamały się niczym drzewa
podczas halnego
miały być zbawienne
wtedy jeszcze nie wiedziałem
że koniec tak blisko
Żegnaj Edziu
Przyjacielu
na zawsze w sercu
Kazimierz Surzyn
Słowa,
puszczam w świat...
Może dotrą tam,
gdzie mają dotrzeć...
Usłyszy,
kto ma usłyszeć...
Zrozumie,
ten co ma zrozumieć...
Poczuje,
to co jest do poczucia...
...a gdy słów zabraknie
w milczeniu wszystko
zostanie zrozumiane...
Autor tekstu i zdjęcia Katarzyna Wysocka
#pocztowkizmojegoserca
Znam takie miejsce gdzie
cień nie zagląda rano
usta wypowiadają szeptem
balladę niewyspaną
O domu wysoko na skale
tam w kominku ogień płonie
ciepłem światła zaprasza
by ogrzać zmarźnięte dłonie
Układam dobre wspomnienia
na półce jak książki pożółkłe
i choć nie jest ich mało
te najcenniejsze wkładam
pod poduszkę
Niech wyśnię pejzaże gór rzeźbione
dróg krętych zawiłe rozdroża
łąk zielonych ukojenie
niech ujrzę krople słonego morza
Wstanę więc i ruszę
i westchnę Boże drogi
dokąd mnie dzisiaj zabierasz
poczekaj bo w ciepłych kapciach
mam obolałe nogi
Na świat w ubóstwie przyszedłeś
biedną stajenkę obrałeś za mieszkanie
mizernym żłóbkiem nie pogardziłeś
pastuszków przyjąłeś na piszczałkach granie
Bóg Cię zesłał na powierzchnię ziemi
narodzonego z Niewiasty Maryi Panny
abyśmy stali się dziećmi Bożymi
i zmazali grzech pierworodny
Święty Józef Jezusa pielęgnuje
woły osły na kolana klękają
chór aniołów Gloria wyśpiewuje
wszyscy cześć Zbawicielowi oddają
Ciebie Święta Dziecino monarchowie uznali
Bogiem Królem i całego globu światłością
Tobie mirrę kadzidło złoto w ukłonach ofiarowali
Boś Największą dla ludzi miłością
Pobłogosław nas Jezu Drogi
w wierze nadziei mądrości
by nie bacząc na trudy nasze serca i nogi
prowadziły nas do Edenu w ufności
Kazimierz Surzyn
Można kręcić nosem
można ruszać brwiami
brzuch swój wprawić w ruch
lecz jak poruszać uszami
Stany ducha jak obraz
rysują rysy twarzy
czy w smutku ktoś wędruję
czy o miłości marzy
Mistrzowie wielcy
co głoszą prawdy prawdziwe
od wieków stają na głowie by
poznać szczęście żywe
A prawda na krok pierwszy do siebie
ni mądra jest ni wielka
poruszaj tylko uszami
zerkając do lusterka
Żal który nosisz w sercu
uwolnij ze swego wnętrza
otwórz dłonie i wypuść gołębicę
pokoju , na znak czystego powietrza
Ulecą pióra w przestworza
ciepły puch zapomnienia złego
rozdarta senna poduszka
rozsieje je zamiast zimnego śniegu
Gdzieś w głębi pragniesz tego
otuchy wybaczenia
by stać się lekkim jak piórko
porzucić stan kamienia
Na słońce patrzeć nie można lecz
ogrzać się jego promieniem
samotna wierzba przydrożna
gdy za gorąco otuli cieniem
Jak matka zaprosi serdecznie
choć życie toczy się kołem
ty gołąb na gałęzi jej siadasz
i wiesz już że jest twym aniołem
Gdzie wierzby szukać przydrożnej
czas do zadumy przymusza
ile z wiatrem mam się siłować by
zrozumieć
że wierzba ta , to moja dusza
Po burzy nadeszła cisza
aż w uszach szumi
wczorajsze sprawy
zabrał cyklon niepamięci
siedzę i patrzę na ręce
poranione od przeciągania liny racji
pieką , parciany sznurek przyzwyczajeń
czas było go już puścić
puścić co nie służyło
zmyć paprochy nadziei
by się już skończyło
to czego czas nie sklei
w milczeniu ziarenka liczę piasku
przyklejają się do ran
jak na letniej pocztówki obrazku
na pustyni uczuć zostałem sam
deszcz obfity twarz przemyje
do suchej nitki zmoczy
cieszyć się ze żyję gdy
piachu wspomnień pełne oczy
cisza po burzy gorzka ulga
piorunem rażony stoję słup
w kamień zamieniony
zatrzymana akcja serca
czy kochać będę kiedyś mógł ?
Skacze na jednej nodze
omijam deszczu kałuże
zabłocone dziecko beztroski
chlapaniem nieba rozchmurzam
Choć w kaloszach woda
gil wisi do samej brody
wycieram rękawem rozterki
wskakuje do lepszej pogody
Żaba spogląda krzywo
jak to jest o mój Boże
ja na czterech łapach skaczę
a ten na jednej nodze
Pewnie wyglebi się zaraz
ni ziębi mnie ni grzeje
ale jak będzie leżał
przynajmniej się pośmieję
Gdy tracę równowagę
bo trwa to już za długo
żeby nie wdeptać w gów..no
dostawiam nogę drugą
Stanąć twardo na ziemi
z trosk człowiek się wygrzebie
stopy niech w błocie grzęzną
ale nos trzeba mieć w niebie