zaglądam do radości przez lornetkę
i widzę tam niepodlaną fasolkę
zaschnięte ziarenko co grucha
kiedy głową poruszam
od ucha do ucha
myśli zamieniają się w białą kartkę
niezapisanej jeszcze przyszłością
przeszłość z zeszytu wyrwana
usta zakleiłem grubą taśmą
niech słów miłości nie wypowiadają
a nienawiści gromy ulecą jak
z czajnika para stroną sobie znaną
skałę kropla kruszy lub młot
pneumatyczny robi to skutecznie
hałasu codzienność skruszyła dom
na skale miał stać wiecznie
małym jestem trybikiem świata
w niezrozumiałym pośpiechu , do czego ?
i kiedy czegoś nie trybię
to nie odróżniam dobra od złego
lecz kiedy fasolkę podleję
łzą z serca mojego
wyrośnie wielkie piękne drzewo
do nieba samego